wtorek, 31 marca 2015

Jak Bractwo Katalońskich Mistrzów Czekolady w Roussillon świętuje Wielkanoc?



Mój dzisiejszy post powstał w ramach projektu 
Znajdź wielkanocne jajeczko, o którym wspominałam wam kilka dni temu we wpisie zatytułowanym "Wielkanocne zapowiedzi"

Tym razem znana wam już grupa blogerów językowych i kulturowych  postanowiła zająć się tematyką wielkanocną i z tej okazji zorganizować prawdziwy konkurs z prawdziwymi, bynajmniej nie - symbolicznymi nagrodami.

W akcji bierze udział aż dwadzieścia jeden blogów, a ich pełną listę i opisy znajdziecie  TUTAJ 

W każdym z opublikowanych 21 wpisów ukryte jest "zgniłe jajeczko", czyli jedno nielogicznie umiejscowione i niepasujące do reszty tekstu słowo. 

Wpisy publikowane są przez cztery dni od niedzieli 29 marca do środy 1 kwietnia. 

Termin wypełniania i przesyłania formularza  upływa
 5 kwietnia o 23h59 (czasu polskiego)

Dzięki temu macie kilka dodatkowych dni po opublikowaniu ostatnich wpisów  na ich spokojną lekturę i "polowanie na jajeczka".

Szanse na wygraną rosną wraz z ilością znalezionych "zgniłych jajeczek"

Formularz oraz dokładne zasady konkursowe znajdziecie TUTAJ

Zapoznajcie się z nimi zanim wypełnicie formularz. Nie ma możliwości edycji formularza, więc wypełnijcie go dopiero po publikacji wszystkich wpisów (przypominam, że ostatnie wpisy będą opublikowane w Prima Aprilis)

BARDZO WAŻNE :  nie umieszczajcie odpowiedzi w komentarzach pod wpisem!




Po tym nieco przydługim wstępie zapraszam do lektury wpisu:

------------------------------------------------------------------

Jak powstają tradycje? Oczywiście stopniowo. Najpierw ktoś coś wymyśli, potem pomysł jest okresowo powielany i nie wiadomo kiedy zaczynamy mówić o tradycji.

Tak też stało się z wielkanocnym święceniem czekoladowego dzwona w Katedrze Świętego Jana-Baptysty w Perpignan (francuski departament 66 - Pireneje Wschodnie, czyli Roussillon).


Najpierw jednak muszę zrobić małą językową dygresję na temat słowa "chocolatier", które według mnie trudno jest przetłumaczyć na polski jako cukiernik, jak to zaleca wiele słowników  Chciałoby się je po prostu spolszczyć jako czekoladnik (nie mylić ze słowem czeladnik:), ale na dzień dzisiejszy jest to jeszcze spolszczenie niepoprawne. Niemniej jednak powstają już i w Polsce wytwórnie luksusowych, artystycznych wręcz wyrobów czekoladowych i założę się, że za kilka lub kilkanaście lat słowo czekoladnik uznane będzie za poprawne. 

Cukiernik jest w stosunku do chocolatier określeniem zbyt ogólnym i dlatego w tytule użyłam zwrotu Mistrz Czekolady, jak niekiedy określa się cukierników-artystow specjalizujących się w produkcji oryginalnych wyrobów czekoladowych.


Wróćmy jednak do Perpignan. To właśnie w  Perpignan powstało około dwudziestu lat temu "Bractwo Katalońskich Mistrzów Czekolady w Roussillon" (Confrérie des Chocolatiers Catalans du Roussillon)

Należą do niego lokalni chocolatiers,  którzy postanowili się zrzeszyć, by promować swe lokalne wyroby i stawiać w ten sposób opór produkcji masowej zalegającej półki supermarketów.

Czekolada jest oczywiście ważnym elementem współczesnych obchodów wielkanocnych i Bractwo postanowiło  zrobić mieszkańcom Perpignan prezent w  postaci wielkiego czekoladowego dzwonu.

Aby podkreślić wagę wydarzenia, jajecznica święcona jest  w Katedrze, następnie procesja przechodzi krętymi średniowiecznymi uliczkami miasta, by zakończyć wędrówkę na Placu Republiki.

Tam odbywa się krótka ceremonia pasowania nowego (lub nowych) członków Bractwa, po czym czekoladowy dzwon zostaje uroczyście rozbity na drobne kawałki. Bracia częstują nimi mieszkańców Perpignan, a są wśród nich nie tylko dzieci.

Cała ceremonia w Katedrze, procesja ulicami Perpignan i ostatni etap na placu,  uzupełniają śpiewy katalońskiej grupy folklorystycznej w tradycyjnych strojach.

W 2015 czekoladowy dzwon ważył aż 30 kilogramów, a ja specjalnie czekałam na sobotnie popołudnie poprzedzające Niedzielę Palmową, by móc przygotować foto-reportaż na potrzeby tego wpisu.

28 marca 2015, po raz 19-ty już odbyło się poświęcenie czekoladowego dzwona w Katedrze w Perpignan.
Jeśli macie ochotę zobaczyć to wydarzenie w przyszłym roku, to zaplanujcie pobyt w Perpignan w sobotę poprzedzającą Niedzielę Palmową. Czekoladowy dzwon będzie tam po raz dwudziesty:)

Czy waszym zdaniem można to wydarzenie określić już mianem tradycji?



Uroczyste wejście do Katedry członków Bractwa niosących ogromny czekoladowy dzwon.


Tuż przed poświęceniem

Ksiądz Gregory Woimbée święci ofiarowany dzwon. Chwile przedtem wygłosił on mowę , w której podkreślił wagę pełnej pasji pracy Mistrzów Czekolady.
Z prawej chór z wioski Saint-André w tradycyjnych strojach katalońskich z Roussillon



Szpaler chóru przed opuszczeniem procesji z dzwonem już po poświęceniu

Uroczyste opuszczenie Katedry



Pierwsze łakocie zostały rozdane tuż po wyjściu z Katedry

Po wyjściu z Katedry...

Z lewej zabytkowy budynek, w którym mieści się merostwo Perpignan
(i przepiękna Sala Ślubów, którą znam z autopsji :))


Przejście krętymi uliczkami Perpignan, pamiętającymi Średniowiecze

Procesja na Placu Republiki



Nie mogło zabraknąć France 3, francuskiej telewizji,
 która prowadzi regionalne serwisy informacyjne 

Pasowanie na nowego członka Bractwa

Dyplom upamiętniający pasowanie nowego członka Bractwa


Nowy członek Bractwa uroczyście rozbija dzwon







------------------------------------------------------------------
Tak jak wspomnialam we wstepie do tego wpisu, oprocz trzech glownych nagrod za znalezienie jak najwiekszej ilosci jajeczek na wszystkich 21 blogach jest tez mniejsza nagroda ksiazkowa.

Nagroda Bloga Francuskie i inne notatki Niki za znalezienie "zgniłego jajeczka" (jednego) w powyższym tekście, zostanie przyznana według mego uznania 12 kwietnia wśród osób, które wyślą mail z poprawną odpowiedzią na adres 

notatkiniki@gmail.com   do 5 kwietnia (23h59 czasu polskiego).

W temacie proszę wpisać słowo stanowiące moje "jajeczko", a w treści wiadomości swe imię , mail kontaktowy i ewentualnie nazwę bloga, jeśli takowy prowadzicie.

Nagroda Bloga Francuskie i inne notatki Niki, której sponsorem jest wydawnictwo Pons, to 
Słownik Obrazkowy polsko-francuski




a od siebie dorzucę książkę z rysunkami, dzięki której dowiecie się jak zostac Belgiem :)

format A4




A na koniec przypominam o rabacie jaki oferuje wszystkim naszym czytelnikom Wydawnictwo Pons na czas trwania konkursu plus jeden dzień, bo do 6 kwietnia.

Jest on ważny nawet jeśli nie bierzecie udziału w konkursie, ale wytrwaliście w lekturze tego wpisu i dotarliście na sam jego koniec :)))

Korzystajcie więc jak najszybciej :)






Inne linki : 

Nocna procesja wielkanocna w Collioure w Pirenejach Wschodnich (departament 66 we Francji)

Roussillon w formie alfabetu

piątek, 27 marca 2015

Orędownik i Międzynarodowy Dzień Teatru


Pierwszym Orędownikiem był w 1962 roku Jean Cocteau. 
Wśród kolejnych znalazły się takie sławy jak Vaclav Havel, Pablo Neruda czy Richard Burton. 
A  w tym roku do napisania i wygłoszenia orędzia zaproszono naszego rodaka.

Wprawdzie nie wszyscy go lubią, nie wszyscy rozumieją, ale i tak jest to powód do dumy. 
Orędzie bowiem będzie odczytane w piątek 27 marca 2015 w wielu teatrach na całym świecie,
 a w tym roku jego autorem jest Krzysztof Warlikowski.

Widziałam tylko jeden z jego spektakli gdy zawitał on do Paryża zimą zeszłego roku.
Był to "Kabaret Warszawski". Trwał pięć (tak 5 ! ) godzin i doprawdy sama się dziwię jak wytrzymałam, bo niektórzy nie dali rady. Byli nawet tacy, którzy opuścili widownię po pierwszej godzinie, ale ci raczej z powodu tresci, a nie długości tego przedstawienia.

Owacje po spektaklu "Kabaret Warszawski"
w paryskim Teatrze Chaillou 14 lutego 2014

Bo i było to okropne, wstrząsające przeżycie. Dałam radę dotrwać zastanawiając się nad niesamowitą wyobraźnią reżysera i wspaniałą grą aktorską całej trupy, w tym kilku znanych aktorów, których bym zupełnie nie kojarzyla z teatrem w takim właśnie stylu.

Wyszłam wstrząśnięta, ale nie zachwycona. Nawet nie mogę powiedzieć, że mi sie podobało, ale zadziwiło mnie na pewno. Cielecka, młodszy Stuhr, Celińska...
W sumie może właśnie o to chodziło Warlikowskiemu?
To znaczy o to,  by nawet po roku pamiętać tamten wieczór, tamten szok, a nie o to by sie przypodobać widzowi.


No, ale nie o spektaklu chciałam dziś wspomnieć, lecz o Dniu Teatru
który jest obchodzony właśnie 27 marca.


Oto tekst orędzia 2015 z okazji Międzynarodowego Dnia Teatru, którego 53-im autorem jest Krzysztof Warlikowski 

KLIK TU do strony Międzynarodowego Instytutu Teatralnego, by przeczytać  lub obejrzeć czytającego je autora



Zrzut ekranu zrobiony podczas lektury tekstu tegorocznego orędzia
na stronie Międzynarodowego Instytutu Teatralnego :
http://www.world-theatre-day.org/en/index.html 






A czy wy zauważyliście gdzieś wokół siebie jakieś specjalne obchody tego dnia?


Kilka linków : 

Lista poprzednich 52 Orędowników (KLIK)

Dotknij Teatru - jeden z polskich projektów dotyczących obchodów Dnia Teatru od 27/ do 3/4/2015 (KLIK)

Mój wpis opublikowany w Dzień Teatru w 2014 roku (KLIK)

Moje teatralne podsumowanie roku 2014 (KLIK)


poniedziałek, 23 marca 2015

Wielkanocne zapowiedzi






Już za niecałe dwa tygodnie Wielkanoc, 

a za niecały tydzień - dokładnie 29 marca - rusza czterodniowa akcja 

"Znajdź wielkanocne jajeczko"


zorganizowana po raz pierwszy przez grupę "Blogi Językowe i Kulturowe", do której należę i które znacie z comiesięcznego cyklu  "W 80 blogów dookoła świata". 

Od niedawna istnieje nasz wspólny blog, który znajdziecie pod adresem 


i tam właśnie została szczegółowo zapowiedziana nasza akcja związana z Wielkanocą. 

Więcej możecie poczytać w pierwszym wpisie na blogu TUTAJ  

i nawet polubić fanpage naszego bloga na FB TUTAJ

Na czytelników czekają oczywiście nagrody. 


Mój wpis w ramach akcji "Znajdź wielkanocne jajeczko" pojawi się trzeciego dnia, 

czyli we wtorek 31 marca.

Zapraszamy serdecznie !


czwartek, 19 marca 2015

Wiosna w kinach Francji 22-24/03/2015, czyli Printemps du Cinéma 2015

Kiedy byliście ostatni raz w prawdziwym kinie?

W czasach gdy każdy film można obejrzeć kiedy się zechce na własnym komputerze, wyjście do kina nabiera charakteru nieco odmiennego niż jeszcze 10 czy 15 lat temu.

Chodzimy do kina dla dla komfortu obejrzenia filmu na dużym ekranie, w ciemnościach, no  i dla towarzystwa.

Wyjście do kina, a potem wspólny drink czy posiłek to sposób na spędzenie czasu ze znajomymi, czy z bliską osobą.

W codziennym pędzie zapominamy czasem o takim sposobie spędzania wolnego czasu. Tym bardziej, że bilety do kina są coraz droższe i czasami wyjście do teatru kosztuje tyle samo co do kina.
Nie mówiąc już o innych porównywalnych cenowo rozrywkach.

Francja należy w Europie do czołówki krajów pod względem ilości sal kinowych. Aktualnie jest ich ponad 5,5 tysiąca w 2025 kinach.  W 1650 miastach i mniejszych miejscowościach znajdują się mniejsze lub większe kina. To doprawdy wiele.

Wydawałoby się , że francuscy kinomani i bez dodatkowych zachęt chodzą do kina.

Niemniej jednak od 16 lat organizowana jest - ciesząca się ogromnym sukcesem - trzydniowa operacja gdy to wszystkie seanse i wszystkie filmy kosztują jedynie 3,50 €  (cena biletu normalnego oscyluje często wokół 10 €).


Operacja ta nazywa się Le Printemps du Cinéma  (Wiosna Kina), a jej organizatorami  jest Krajowa Federacja Kin Francji (La Fédération Nationale des Cinémas Fraçais) i bank BNP Parisbas. 

Przez pięc tygodni przed rozpoczęciem operacji wszystkie uczestniczące w niej kina wyświetlają po reklamach krótki filmik.



Melodia jest wszystkim chyba znana. 

Claude Francois  (CLO CLO) śpiewał w 1972 jeden ze swych największych przebojów 
"Y'a le printemps qui chante" (Wiosna śpiewa)





Dla potrzeb operacji poproszono o zaśpiewanie nowego tekstu czterech francuskich aktorów, którzy stali się znani dzięki filmowi "Za jakie grzechy dobry Boże?". 
Okazał się on ogromnym sukcesem kasowym w 2014.










Znana melodia i znani aktorzy promują więc kino w prawdziwym wydaniu, 
a do tego za jedyne 3,50 €

Zobaczcie rezultat ....





Para wchodzi na widownię, dziewczę cieszy się , bo dawno już nie była ze swym lubym w prawdziwym kinie.
I tu  zaczyna się śpiew,  a sens jest mniej więcej taki:

¨Powiedz, od jak dawna nie widziałeś filmu na dużym ekranie? Jeśli masz kumpli, to skorzystajcie z tej super okazji i chodźcie do kina.  Odłóż komórkę, schowaj tablet, zapomnij o kłopotach. Chodź do kina, wiosna śpiewa, chodź do kina za 3,50 €, przez te trzy dni okaż swe umiłowanie  filmów itd.... to blisko domu, to proste  itd...

Fajna melodia, wpada w ucho nawet z tym zmienionym tekstem...

Jeśli więc jesteście we Francji podczas operacji Printemps du Cinéma, to może ponownie zobaczycie jakiś film na dużym ekranie?

Ponawiam więc pytanie : jak dawno byliście w prawdziwym kinie?

(Od razu odpowiadam, że ja byłam ostatnio dokładnie 17 dni przed napisaniem tego tekstu :))



A na zakończenie dla frankofilów tekst oryginalnej piosenki śpiewanej przez Claude'a François


                                                         "Y'a le printemps qui chante"



Dis ça fait com-bien de temps

Que tu n'as pas vu un peu-pli-er,

U-ne fleur des champs
Si tu as quel-que cha-grin
Pour les ou-bli-er il y'a tou-jours u-ne gar', un train
Chan-ge de ciel
Viens voir la ter-re
Voir le so-leil
Et les ri-viè-res
Viens à la mai-son
y'a le prin-temps qui chan-te
Viens à la mai-son
tous les oi-seaux t'at-ten-dent
Les pom-miers sont en - fleurs
Ils ber-ce-ront ton - c?ur
Toi qui es tout en - pleurs
Ne res-te pas dans la vil-le




Le pre-mier vent du ma-tin
Se-ra ton a-mi quand tu i-ras
t'as-seoir au jar-din
Et puis le temps pas-se-ra
Et tu me di-ras tout mon pas-sé
il est loin dé-jà
Tu ou-vri-ras
U-ne fe-nê-tre
Un beau ma-tin
Tu vas re-naî-tre
Viens à la mai-son
y'a le prin-temps - qui chan-te
Viens à la mai-son
tous les oi-seaux t'at-ten-dent
Près des grands é-tangs - bleus
Et dans les che-mins - creux
On i-ra tous les - deux
Ou-bli-er se-ra fa-ci-le



wtorek, 17 marca 2015

Tydzień języka francuskiego i frankofonii 14-22/03/2015, czyli edycja dwudziesta

W sobotę 14 marca rozpoczął się  "Tydzień języka francuskiego i frankofonii" ("Semaine de la langue française et de la francophonie") organizowany po raz dwudziesty przez francuskie Ministerstwo Edukacji i Komunikacji, Ministerstwo Spraw Zagranicznych, Instytut
Francuski i kilka innych równie poważnych instytucji.

W piątek 20 marca, jak co roku obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Frankofonii i to z tej okazji przez cały tydzień miłośnicy języka Moliera mogą brać udział w wielu odczytach, konkursach, imprezach i wystawach.

Manifestacje kulturalne organizowane są w tym roku w 70 krajach, a tematem przewodnim jest "Francuski językiem gościnnym".

Trwa również od września 2014 konkurs twórczości literackiej dla gimnazjalistów i licealistów pod nazwą "Dis-moi dix mots", czyli "Powiedz mi dziesięć słów". Wszelkie utwory dotyczyć mają dziesięciu następujących słów francuskich obcego pochodzenia:

  1. amalgame - mieszanina, zlepek, amalgamat, stop
  2. bravo - brawo
  3. cibler - celować, kierować (do klienteli, publiczności)
  4. grigri/ gris-gris  -  amulet, talizman
  5. inuit (e) - Inuita (dawniej Eskimos)
  6. kermesse - kiermasz
  7. kitsch (kitch) - kicz
  8. sérendipité - szczęśliwy traf, zdolność przypadkowego dokonywania szczęśliwych odkryć
  9. wiki - wiki (pl) rodzaj serwisu internetowego, w którym treść można tworzyć i zmieniać z poziomu przeglądarki
  10. zénitude - stan spokoju, relaksacji, zen





Po raz trzeci również i księgarnie biorą czynny udział w obchodach "Tygodnia.." organizując spotkania na temat książek o współczesnym języku francuskim z autorami, którzy poświęcają mu swe najnowsze prace. Akcja ta nazwana została "Enlivrez-vous" (aluzja do czasownika s'enivrer- upajać się), co można luźno zrozumieć jako "Upajajcie się książkami"






W roku 2015, a dokładniej w poniedziałek 16 marca miał miejsce pierwszy Dzień Języka Francuskiego w mediach. Z tej okazji można było zobaczyć np w telewizji krótkie filmiki, podobne w stylu do reklam...

Linki :  

KLIK 1

KLIK 2

KLIK 3,  

KLIK 4 (świetne!), 





*****

Na zakończenie dla frankofilów śpiewa o języku francuskim Yves DUTEUIL 

"La langue de chez nous"







C'est une langue belle avec des mots superbes 
Qui porte son histoire à travers ses accents 
Où l'on sent la musique et le parfum des herbes 
Le fromage de chèvre et le pain de froment 

Et du Mont-Saint-Michel jusqu'à la Contrescarpe 
En écoutant parler les gens de ce pays 
On dirait que le vent s'est pris dans une harpe 
Et qu'il en a gardé toutes les harmonies 

Dans cette langue belle aux couleurs de Provence 
Où la saveur des choses est déjà dans les mots 
C'est d'abord en parlant que la fête commence 
Et l'on boit des paroles aussi bien que de l'eau 

Les voix ressemblent aux cours des fleuves et des rivières 
Elles répondent aux méandres, au vent dans les roseaux 
Parfois même aux torrents qui charrient du tonnerre 
En polissant les pierres sur le bord des ruisseaux 

C'est une langue belle à l'autre bout du monde 
Une bulle de France au nord d'un continent 
Sertie dans un étau mais pourtant si féconde 
Enfermée dans les glaces au sommet d'un volcan 




Elle a jeté des ponts par-dessus l'Atlantique 
Elle a quitté son nid pour un autre terroir 
Et comme une hirondelle au printemps des musiques 
Elle revient nous chanter ses peines et ses espoirs 

Nous dire que là-bas dans ce pays de neige 
Elle a fait face aux vents qui soufflent de partout, 
Pour imposer ses mots jusque dans les collèges 
Et qu'on y parle encore la langue de chez nous 

C'est une langue belle à qui sait la défendre 
Elle offre les trésors de richesses infinies 
Les mots qui nous manquaient pour pouvoir nous comprendre 
Et la force qu'il faut pour vivre en harmonie 

Et de l'Île d'Orléans jusqu'à la Contrescarpe 
En écoutant chanter les gens de ce pays 
On dirait que le vent s'est pris dans une harpe 
Et qu'il a composé toute une symphonie (bis)




poniedziałek, 9 marca 2015

Wspomnień czar, czy "biały" 8 marca 2010 w Roussillon

Tak jak wszystkim dookoła 8 marca kojarzył mi się z Międzynarodowym Dniem Kobiet. Większość moich dorosłych Dni Kobiet spędziłam jednak we Francji, gdzie jest to bardziej dzień walki o równouprawnienie kobiet i nie ma zwyczaju obdarowywania ich kwiatami, a i składanie życzeń nie jest popularne. 

Nie o obchodach Dnia Kobiet chcę jednak dziś pisać, lecz o 8 marca w roku 2010, dniu dla mne niezapomnianym.

Pięć lat temu 8 marca wypadał w poniedziałek i wstałam o piątej rano, by zdążyć na samolot o 6.50 z Perpignan do Paryża, a następnie  na 9:00 być już w biurze. 
Poprzedniego dnia była wyjątkowo piękna pogoda i słońce. Jedliśmy nawet obiad na tarasie siedząc w cienkich sweterkach. 
Wieczorem telewizja zapowiedziała wprawdzie opady śniegu na poniedziałek, ale nie przejmowałam się tym, bo w końcu jestem z północy (szczególnie w mniemaniu ludzi stamtąd) i śnieg nie raz widziałam. 

Muszę tu dodać, że i we francuskim departamencie Pirenejów Wschodnich są też rejony górskie gdzie śnieg nie jest rzadkością. Są nawet stacje narciarskie i bywa tam i śnieżnie i mroźno.

Jak często powtarzam ten departament to taki raj w miniaturze. Nasza wioska znajduje się 17 km od Perpignan i tyleż samo od granicy z Hiszpanią (zakupy:)
Nad morze jedzie się pół godziny i widać je z placu przed kościołem, jako że wioska znajduje się na wzniesieniu. Otoczona jest wzgórzami pełnymi winnic. Tych winnic jest z roku na rok coraz mniej, bo od 2008 roku kryzys, podatki i przytłaczająca administracja dają się winiarzom we znaki, ale pejzaż jest nadal pełen uroku.
W góry na narty jedzie się z godzinę na północ od Perpignan, a w najbliższe nam góry do spaceryów są raptem oddalone o pół godzinki (Albères). 
Jednym słowem dla każdego coś dobrego. 

Wracając do śniegu, to na wzgórzach niziny Roussillon śniegu nie ma na lekarstwo, nawet gdy w górach może być go pełno. 
Co za tym idzie, na nizinie były wówczas raptem ze dwa pługi śnieżne na wyposażeniu, bo i po co więcej skoro śnieg tam pada raz na 15-20 lat?

8 marca wstałam więc przed świtem i jak zwykle przygotowałam się do drogi. Gdy dojechaliśmy na lotnisko, zobaczyłam dziki tłum w sali odlotów... Dziki oczywiście na skalę maciupkiego lotniska w Perpignan Rivesaltes, skąd odlatywało wówczas nie więcej niż 5 samolotów dziennie (i nadal tak jest). 

Okazało się, ze samolot Air France jest zepsuty i wyleci on dopiero koło poludnia. 
No to sie w pracy ucieszą.... pomyślałam, ale w końcu taka sytuacja to siła wyższa, no i zdarzało mi się to po raz pierwszy, więc wysłałam do szefa SMS, że muszę wziąć pół dnia urlopu, bo mój samolot jest  spóźniony. 
Pracowałam wówczas w Paryżu w dziale produkcji największego internetowego tour operatora francuskiego i podczas podróży służbowych różne rzeczy się nam wszystkim przydarzały, więc nie było w tym nic niezwykłego.

Stwierdziliśmy z odwożącym mnie P. , że nie warto czekać na lotnisku do południa i wróciliśmy do domu. 

Koło jedenastej rano wsiedliśmy ponownie do samochodu i ruszyliśmy w stronę lotniska, które jest na północ od Perpignan, czyli od nas jakieś 20km. Po drodze zaczął padać śnieg... najpierw drobne płatki, potem coraz większe. Widowisko robiło się coraz piękniejsze, ale czułam, że opóźnienie wylotu może się powiększyć.

Dojeżdżając na lotnisko płatki śniegu były już porządnej wielkości...  Powiedziałabym nawet, że zrobiły się z nich wręcz płachty ciężkiego, mokrego śniegu. 

Na lotnisku czekał już tłum pasażerów czekających na następne odloty, a tymczasem....  lotnisko zostało po prostu zamknięte z powodu opadów śniegu i braku widoczności.

Zamknięte do odwołania... 

Dopiero teraz włączyliśmy radio w samochodzie  i już po chwili było wiadomo, że większe niż przewidywano opady śniegu spowodowały prawdziwy paraliż od Barcelony po Montpellier.
Lotniska zamknięto w całym regionie.
To samo z autostradami.
Proszono rodziców o odbiór dzieci ze szkół, bo transport powrotny do mniejszych miejscowości będzie niemożliwy. 

Początkowo próbowaliśmy się cofnąć i dostać mniejszymi drogami na dworzec kolejowy do Perpignan, ale już wkrotce radio podało, że koleje są także sparaliżowane i żaden pociąg nie odjedzie z Perpignan aż do odwołania. 

Cóż, zadzwoniłam tym razem do szefa, mówiąc że jestem zablokowana z powodu burzy śnieżnej i wrócę kiedy sie da, bo na razie nic nie wiadomo.

Chyba nie bardzo rozumiał co do niego mówiłam przez telefon, bo w Paryżu świeciło piękne słońce i trudno mu było wyobrazić sobie burzę śnieżną na południu Francji. Najbardziej chyba sie przejął faktem, że nie będzie mnie na zebraniu wszystkich kontraktorów naszej firmy (acheteur) przed środowym wylotem na turystyczne targi ITB do Berlina. A jeździliśmy tam zawsze całą ekipą na negocjacje i obok listopadowych targów WTM w Londynie, to właśnie Berlin był w naszej pracy najważniejszym momentem w roku.

Załatwiwszy sprawę przymusowego urlopu skupiliśmy się z mym mężczyzną na tym jak tu teraz wrócić do domu.  
Na szczęście mieliśmy wówczas terenowe Mitsubishi o napędzie na 4 koła i tylko dzięki temu nie skończyliśmy na poboczu po kilku kilometrach.

Autostrady były już pozamykane, a droga krajowa (nationale) stała w korku. Jedyną szansą było przebijanie się na północ od Perpignan , a potem małymi drogami przez wioski ku południu aż do nas. 

Hm... łatwo powiedzieć. Nie wiem ile razy przyszło nam się cofać i szukać nowej drogi, bo wszędzie było pełno porzuconych samochodów, które utknęły w śniegu. Pierwsze poutykały w  nim eleganckie BMW o niskim podwoziu. Ale już po dwóch - trzech godzinach widać było wszystkie marki samochodów osobowych na poboczach. 

Dzięki radiu wiedzieliśmy, że otwarto w szkołach i wiejskich domach kultury sale dla "ofiar" burzy śnieżnej.  Lokalne radio anulowało zupełnie wszystkie przewidziane programy i zajmowało sie jedynie przekazywaniem informacji o ruchu, wypadkach, osobach zaginionych i punktach (na merostwach i u osób prywatnych)  gdzie można sie ogrzać lub przenocować.

Śnieg padał bez przerwy.

Minęła pora obiadu (pora francuskiego obiadu to od 12-ej do 14-ej), a my ciągle oddalaliśmy się na północ próbując znaleźć jakąś przejezdną drogę.

Skończyła się malutka butelka wody, jaką mieliśmy w samochodzie. Zjedliśmy już opakowanie migdałów, które miałam w torebce. Zaczęłam być głodna, a tu dookoła tylko biel i ani żywej duszy. A jeśli już żywa dusza się trafiała to w takiej samej podróży ja i my. 

Śnieg walił coraz mocniej i zaczęłam się zastanawiać, że nie tylko nie mamy wody i jedzenia, ale przecież i paliwo się w końcu skończy i przyjdzie nam nocować w samochodzie (była już 17-ta ....)

Do tej pory byłam bardziej podekscytowana przygodą i robieniem zdjęć palm w śniegu niż przestraszona.  Przyszedł jednak moment, gdy zaczęłam robić listę rzeczy, które powinnismy mieć zawsze w samochodzie. 

Pierwsza rzecz jaka mi przyszła do głowy to saperka, bo wielokrotnie zatrzymywalismy się odkopać kogoś kto blokował drogę, a w bagażniku była tylko szufelka i zmiotka z plastiku.... szybko się połamały... 

Tak saperka była numerem 1 na liście. Następnie koc, łańcuchy na koła, śpiwory, termos z kawą, suchary .... no nie,  chyba wariactwo mnie opanowało... 

Podczas gdy tak rozmyślałam, powoli zbliżyliśmy się w końcu do naszej wioski. Nie wiem jak mój P.  rozpoznawał drogę, bo dookoła wszystko było białe i tylko od czasu do czasu widać było jakieś drzewo, ale jakoś ciągle posuwaliśmy się do przodu, czasem przez zaspy sięgające aż po maskę samochodu. 

W oddali ukazały się białe kontury naszego kościoła i już wiedziałam, że teraz to już będzie dobrze...  

Zaczął zapadac zmrok...

Nagle wpadliśmy w poślizg, zarzuciło nas i zjechaliśmy do rowu. Nie było to niebezpieczne, bo jechaliśmy przecież jak za pogrzebem, ale jednak trochę się w pierwszej chwili przestraszyłam. 

Wysiedliśmy by sprawdzić co tu dalej robić...
Niestety samochód utknął na dobre. Ponieważ byliśmy juz tylko 300 metrów  od domu, więc zostawiliśmy samochód jak stał i ruszyliśmy dalej na piechotę. 

Ale jak sie dostać na podwórko zasypane 80 cm śniegu ? Najpierw musieliśmy odkopać trocheę bramę, żeby otworzyć ją choć trochę i wejść na podworko. Potem było już prościej, bo P. dotarł do budynku gospodarczego po łopatę i szybko odkopał schody do drzwi wejściowych domu. 

Wszedł i krzyknął triumfalnie, że jest elektryczność. To już była ogromna ulga, bo radio wspominało o wielu wioskach odciętych od elektryczności. 

Gdy tylko otwarły się drzwi, z domu wyskoczył jeden z naszych kotów - Poutou... Wyskoczył  jak sprężyna  i oczywiście wpadł w zaspę jaką był cały taras. 80 centymetrów to jednak sporo, a on nigdy śniegu nie widział. 

Przerażony podskoczył, żeby się wydostać na powierzchnię zaspy i znów się zapadł w biały puch. Ruszylam mu na ratunek i wyłowiłam ze śniegu po kilku kolejnych podskokach.  Dał się złapać i nieco zdezorientowany wczepił się w me okrycie jako jedyne stałe podłoże.
Biedaczek, dobrze że zawału serca nie dostał, bo był to już starszawy kot.

Dostałam się i ja do domu z kotem w ramionach.
P. już  się przebrał w robocze ubranie i szedł na podwórko odkopywać terenówkę używaną  do prac w winnicach.  

Ja zajęłam się szykowaniem czegoś ciepłego do jedzenia.

Z pomocą odkopanego na podwórku Landrovera i kilku sąsiadów P. odzyskał porzucony przez nas przed wjazdem do wsi samochód. Trochę to trwało, bo zrobiło się już zupełnie ciemno.

Dzień zbliżał się ku końcowi i nawet śnieg przestał padać.  
Internet działał bez zarzutu, więc wysłałam kilka zdjęć do biura na potwierdzenie mej opowieści o burzy śnieżnej i faktu, że nadal nie wiem kiedy wrócę. 

Dzwoniąc do Air France dostałam zapewnienie, że wylecę pierwszym samolotem jaki wystartuje z Perpignan, co przy odrobinie szczęścia bedzie miało miejsce następnego dnia, we wtorek o 14.00
Taaaaak...

Wieczorem padliśmy jak kłody i nic nam się nie śniło. 

Następnego dnia dzień wstał słoneczny i bezchmurny.  Krajobraz pokryty bielą był przepiękny, ale za to drogi wyglądały jak po bitwie. Wszędzie było pełno porzuconych pojazdów i siły porządkowe  uwijały się jak mogły by je poprzesuwać na tyle, by umożliwić przejazd innym.

Naszykowałam kanapek, termos z ciepłą herbatą, wrzuciliśmy koc i łopatę do bagażnika i ruszyliśmy już o 11-ej w stronę lotniska. Droga była śliska, pełna przeszkód i kilkukrotnie musieliśmy zbaczać z trasy. 

Po dwóch godzinach (przypominam, że normalnie to 20 km) dotarliśmy w końcu na lotnisko. 
Samolot (zreperowany już poprzedniego ranka) czekał, aż go odkopią.
Nie wyglądało na to, że odlecimy o 14.00

I rzeczywiście, pług śnieżny przyjechał koło 15-ej i z uwagą mogłam z okna lotniskowej restauracji obserwować jego mozolną pracę.

Było wtorkowe popołudnie, a ja w środę o 6.00 miałam samolot z Paryża do Berlina. 

W końcu koło 18-ej zaczęto odprawę. Wbrew obawom bez problemu dostałam się do pierwszego odlatującego samolotu. I dobrze się stało, bo początkowo miały tego dnia odlecieć dwa, a odleciał tylko mój i to dopiero o 20.00

Do Paryża dotarłam wymęczona poprzednim dniem i pół-dniowym czekaniem na odlot. 
Na dodatek w nocy budziłam się potem kilka razy przerażona, że ze zmęczenia nie usłyszę budzika. 

Budzik jednak zadzwonił o 4.00 jak trzeba, taksówka na lotnisko też czekała o czasie i wraz z całą grupą kolegów i koleżanek z pracy wystartowałam o 6.00 w stronę Berlina, gdzie wszystko odbyło się według planu. 

Od tamtego jednak pamiętnego roku 2010 na widok daty 8 marca przypomina mi się najpierw mój sześciogodzinny powrót w śniegu z lotniska oddalonego o 20 km od domu, a dopiero potem myślę o Dniu Kobiet....

No ale teraz chyba rozumiecie dlaczego? :))


Według wszelkich statystyk mamy teraz na nizinie Roussillon spokój ze śniegiem  na następne 15 lat :)


Poniżej kilka zdjęć z naszego sześciogodzinnego "rajdu śnieżnego" 8 marca 2010 :)

















Przejazd nad zablokowaną i zamkniętą dla ruchu autostradą

Odśnieżanie utrudniały oczywiście wszechobecne samochody.





Winnice w śniegu






Mój małżonek usuwający przeszkody na drodze z pomocą innego kierowcy, który jechał za nami







A wy mieliście kiedyś podobne przygody?
Może napiszecie w komentarzach?