Ileż to razy słyszeliście zwrot "Idź Pan/Pani w cholerę!" albo "poszedł/poszła do cholery"?
No to przyznam się wam, że od paru lat wiem już gdzie jest to jest. Wiem gdzie jest ta Cholera, pisana Colera dla zmyłki:)
I nawet pojechałam tam w pierwszy dzień świąt.
Przypuszczać by można, że Cholera to jakieś straszne miejsce, jakby przedsionek piekła, a tymczasem jest to miejscowość portowa , przedostatnia przed granicą francuską, gdy będziecie jechać na północ wzdłuż wybrzeża Katalonii na Costa Brava.
Teraz zimą mało kogo można tam spotkać, bo hotele i restauracje są nieczynne, a letnie rezydencje zamknięte na trzy spusty.
Stałych mieszkańców tam niewielu.
Plaża w centrum wioski
Zimą Colera świeci pustkami
A już w pierwszy dzień świąt nikogo, ale to zupełnie nikogo nie spotkaliśmy po drodze. Wybiorę się tam jeszcze kiedyś latem, żebyście mogli zobaczyć, że Cholera może być całkiem fajnym miejscem na ziemi :)
No to już wiecie dokąd się udać, gdy wam ktoś gniewnie powie "A idź do cholery"
____________________
PS. Oczywiście potraktujcie ten tekst z przymrużeniem oka. O ile się orientuję, to nazwa Colera, jest nazwą własną i nie ma związku z hiszpańską nazwą choroby "cólera"(inna wymowa)
Natomiast cholera (nazwa choroby) po francusku to "cholera" wymawiana "kolera", a nazwę tej katalońskiej miejscowości w Hiszpanii wymawia się podobnie. Stąd moje skojarzenie, hi hi:))
Znacie jakieś inne śmieszne nazwy miejscowości zagranicznych, które nam kojarzą się z czymś zupełnie innym?
Biorąc pod uwagę aurę, to miesiąc temu czułam się dużo bardziej zimowo i świątecznie, niż teraz w ostatnich dniach grudnia. Miesiąc temu byłam w chłodnym (choć nie mroźnym) Strasburgu i akurat otwarto tam jarmark bożonarodzeniowy. Okres świąteczny zaś spędzam na wsi na południu Francji i temperatura oscyluje w ciągu dnia w okolicy 18-tu stopni, a słońce przygrzewa krótko, ale mocno. Ale tak to już bywa, że święta na południu nie mają tego samego charakteru co na północy. Gdybyśmy ruszyli w podróż np 90 km dalej do Fort-Romeu, sporej stacji narciarskiej w pobliskich Pirenejach, to może byłoby zupełnie inaczej. Ale tak, czuję się niemalże wiosennie widząc gdzieniegdzie już kwitnące w dwumiesięcznym wyprzedzeniem, mimozy.
Tyle tylko, że kilka lat temu szukałam po sklepach prawdziwych choinek, które są tu raczej jedną z nowszych tradycji, a w tym roku były w sprzedaży nawet w pobliskim miasteczku.
Zamówione owoce morza czekające na odbiór w sklepie rybnym
PRZY ŚWIĄTECZNYM STOLE
Na południu utrzymują się pewne tradycje związane z katalońskimi korzeniami regionu, ale jednak większość potraw jest podobna jak w całej Francji. Obowiązkowe są owoce morza, które najczęściej zamawia się w sklepie rybnym na specjalnej tacy z lodem. Nie może zabraknąć wędzonego łososia, gęsich lub kaczych wątróbek (foie gras) oraz kapłona, indyka lub perliczki nadziewanych farszem z kasztanów lub wątróbek. Do tego oczywiście typowy deser francuski zwany bûche de Noël, ewentualnie inny równie odświętny zwany omlette norvégienne. No i oczywiście kolosalne ilości czekoladek zjadane w okresie świątecznym przy każdej okazji. Tu na południu kolacja wigilijna nie jest tak istotna jak w Polsce. Na ogół dopiero po pasterce zjadało się trochę lokalnych łakoci (turrón, nugat) a czasem prawdziwy posiłek. Z czasem tradycje te nieco zanikają. Najważniejszy jest oczywiście obiad w dniu Bożego Narodzenia, który ma miejsce po porannych zachwytach nad prezentami przyniesionymi nocą przez Mikołaja.
Tradycyjne Bûche de Noël w wersji lodowej
PASTERKA
Zatytułowałam ten podrozdział nieco ogólnie, ale w rzeczywistości odbywają się Msze Wigilijne (Messe de Réveillon de Noël - 24 grudnia) oraz Msze Bożonarodzeniowe (Messe de Noël - 25 grudnia). Drugi dzień świąt we Francji jest dniem świątecznym jedynie w Alzacji. Natomiast w całej pozostałej części kraju, czyli również i na południu, jest to już zwykły dzień pracujący.
Natomiast znalezienie kościoła i pasterki jest już pewnym wyczynem czy to 24 czy 25 grudnia. Sporo osób udaje się do kościoła z tej okazji. Często jest to ich jedyna z roku bytność w kościele, bo choć uważają się za katolików, to nie znaczy jeszcze, ze poczuwają się do regularnego uczęszczania na msze.
O ile w Perpignan jest kilka mszy świątecznych, o tyle już w pozostałych miejscowościach jest ich dużo mniej. Księży jest niewielu i jeżdżą od jednego kościoła do drugiego. W tym roku np. msza w naszym pobliskim Le Boulou miała miejsce w Wigilię o 18:00. Ponieważ u nas w domu Kolacja Wigilijna jest najważniejsza, to szukałam miejsca gdzie msza miałaby miejsce wieczorem i w miarę blisko. Nasz wybór padł na przepiękną Katedrę w położonym od nas o 15 kilometrów Elne, gdzie Pasterka miała miejsce o 21:30.
Tłumów nie było, ale jak na Francję to i tak frekwencja była duża. Tym bardziej, że każda tegoroczna pasterka celebrowana w Pirenejach Wschodnich odbywała się pod kontrolą patroli żandarmerii lub policji. W Elne przy wejściu widać było 7 żandarmów w pełnym uzbrojeniu, czyli w kamizelkach kuloodpornych i z karabinami gotowymi do strzału.
O ile do podobnego widoku przed Katedrą Notre-Dame w Paryżu przyzwyczaiłam się już dawno, o tyle w malutkim Elne obecność żandarmów nabiera zupełnie innego wymiaru. Zagrożenie terrorystyczne staje się bardziej realne.
Same pasterki we Francji lubię, bo są uroczyste, ale bez jakiejś zbędnej pompy. Ludzie, którzy na nie przychodzą, robią to dla siebie, a nie po to by być dobrze widzianym wśród sąsiadów czy przez księdza. Magia Bożego Narodzenia jest odczuwalna w każdej pieśni, a pieśni religijne są przeplatane tradycyjnymi kolędami francuskimi. A ponieważ jesteśmy jednak w Roussillon, czyli Rosseló (po katalońsku), to nie może zabraknąć tradycyjnych kolęd katalońskich.
No i na szczęście w kościele każdy ma kartkę z tekstem pieśni i kolęd, bo inaczej niewiele osób by wiedziało co śpiewać.
No, może poza skoczną kolędą "Il est né le divin enfant" :)
Kto czytuje mego bloga od początku, mógł zauważyć, że niemalże co roku fotografuję i opisuję świąteczne jarmarki i wystawy świąteczne paryskich domów towarowych Printemps i Galeries Lafayette.
W tym roku już od końca listopada miałam okazję odwiedzać jarmarki bożonarodzeniowe w Strasburgu, Brukseli, Paryżu i po raz pierwszy również w Neuf-Brisach, ufortyfikowanym miasteczku zaprojektowanym przez królewskiego architekta Vaubana (1697) nieopodal Colmar w Alzacji.
Jak zawsze też przechodząc koło wystaw sklepowych na Bulwarze Haussmanna w Paryżu, zrobiłam trochę zdjęć tegorocznych wystaw.
Niby przez tyle lat już się przyzwyczaiłam jaki wyglądają, a jednak co roku ciągnie mnie w tamtą stronę, by zobaczyc cóż też takiego mogli jeszcze wymyślić. A że najbliżej mam do Printemps i do Galeries Lafayette, to tam właśnie kieruję zawsze swe kroki.
Gwoli ścisłości dodam jednak, że świąteczne wystawy warte obejrzenia sa również w BHV nieopodal Merostwa Paryża oraz w Le Bon Marché w lewobrzeżnej części Paryża, do której jakoś mi zawsze nie po drodze.
W tym roku pierwsze co rzuca się w oczy to kontrast kolorystyczny między wystawami Printemps i Galeries Lafayette. Podczas gdy te pierwsze epatują feerią i bogactwem kolorów, u tych drugich dominuje biel.
Wystawy Printemps pełne są marionetek rożnych rozmiarów, a elementem je łączącym są marionetki chłopca i dziewczynki w piżamach. Oczywiście Francuzi od razu rozpoznają w nich telewizyjne postacie Nicolas'a (Mikołajka) i dziewczynki o imieniu Pimprenelle, które wraz z Misiem (Nounours) towarzyszyły francuskim dzieciom w latach 60-tych i 70-tych podczas codziennych dobranocek.
Z kolei Galerie Lafayette mają wystawy całe w bieli, co nie oznacza, że wieje tam nudą. Dzieci i ich rodzice oglądają z równą ciekawością i te kolorowe wystawy i te białe. Nawet tegoroczna choinka pod słynną kopułą Galeries Lafayette jest cała biała.
Ale jej zdjęcia nie mam, bo na swoją "sesję fotograficzną" wybrałam się wracając wieczorem z teatru, więc sklepy były już zamknięte. Ale chyba nie ma czego żałować, bo sądząc po zdjęciach obejrzanych w mediach stwierdzam, że wersje z poprzednich lat były chyba ładniejsze.
A teraz pozostawiam was sam na sam ze zdjęciami tegorocznych wystaw :)
A poniżej jeszcze kilka zdjęć z bocznej fasady Galeries Lafayette, gdzie wystawy miały już nieco odmienny charakter i nie poruszały się jak te z białymi marionetkami.