piątek, 11 stycznia 2013

Don Kichot w Operze Bastille w Paryżu



        Don Kichot jest oczywiście bardzo wdzięcznym tematem baletowym jako średniowieczna powieść rycerska. Tak się jednak jakoś złożyło, że nigdy nie miałam okazji obejrzeć tego baletu w choreografii Rudolfa  Nuriejewa (z 1981), na podstawie choreografii Mariusa Petipa. Tej zimy okazja sama się znalazła :)


       Lubię chodzić od czasu do czasu do opery lub na balet, choć mą prawdziwą pasją są teatr i komedie muzyczne.  Atmosfera przedświąteczna sprzyjała jednak czemuś mniej codziennemu, stąd wybór mój padł na balet właśnie. Nie miałam ochoty na nic zbyt nowoczesnego, więc choć wolę przepiękne wnętrze Opery Garnier, to wybrałam się tym razem do nowoczesnej opery Bastille. Nie wiem jak to jest ale dyrekcja artystyczna oper paryskich jakoś tak ustaliła w tym sezonie repertuar, że co bardziej nowoczesne przedstawienia są grane w tradycyjnej Garnier, a te bardziej klasyczne w nowoczesnej Bastille. Dla mnie logiczniej byłoby na odwrót, ale widocznie maja jakieś powody choćby techniczne?




        Wysiadając z metra na Placu Bastille powitała nas znana kolumna Lipcowa, zbudowana z przetopionych armat Napoleona Bonaparte, a ustawiona na pamiątkę ofiar rewolucji lipcowej 1830 roku. Robimy w tył zwrot i oto oczom naszym ukazuje się ogrom wspaniałego nowoczesnego budynku Opery Bastille.


Opera Bastille,  główne wejście
      Powoli widzowie zaczynają nadciągać. Większość metrem lub na piechotę. Parę par (z paniami w futrach) taksówkami. Ogólnie jednak ludzie we Francji nie ubierają się jakoś wyjątkowo na wyjście do teatru czy opery. A już na pewno nie tak odświętnie jak to ma nadal jeszcze miejsce w warszawskich  teatrach. Prawie nikt nie oddaje też okryć do szatni. Po pierwsze za każde okrycie, parasol czy teczkę płaci się na ogół po dwa euro, a po drugie nikomu nie chce się stać potem w kolejce po odbiór. Ludzie wchodzą więc  na widownię z okryciami wierzchnimi i trzymają je na kolanach. Nikogo to nie dziwi. Ja jakoś oswoiłam się z tym zwyczajem dopiero po kilku dobrych latach.

       Druga rzecz, która dawno temu również wydawała mi się dziwna to wchodzenie z napojem na salę. W Polsce chyba nadal nie jest to przyjęte. Pamiętam, że dwa lata temu pani kontrolerka w Teatrze Wielkim w Warszawie nakrzyczała groźnie na jakiegoś Japończyka, bo po antrakcie chciał "zbezcześcić" widownię wchodząc tam z resztką jakiegoś soczku w plastikowym kubeczku (zakupionego w barku w foyer!).  We Francji przed spektaklem lub w czasie antraktu sprzedawane są napoje (szampan na lampki, wino, napoje gazowane, woda mineralna) i słodycze lub nawet niekiedy lody w rożku czy na patyku. Często ludzie śpiesząc się po sygnale wchodzą w nimi na widownię. To akurat nadal mi się nie podoba i wolałabym , gdyby było to zakazane.

Przeszklone foyer Opery Bastille
(wejścia na widownie z lewej strony)



Choinka 2012 w foyer Opery Bastille

Widok z parteru widowni na balkon 1 i 2

Widok z parteru widowni na balkony i boczne loże 

Orkiestra tuz przed podniesieniem kurtyny.


         No i tu z chęcią bym załączyła jakieś dwa, trzy zdjęcia z samego spektaklu. Niestety jak to w teatrach bywa, filmowanie i robienie zdjęć jest surowo wzbronione. A spektakl był fascynujący. Piękna choreografia, wspaniale kostiumy. Sama nie wiem kiedy minęły zapowiedziane dwie godziny czterdzieści minut :) Dopiero przy oklaskach można było dyskretnie coś pstryknąć telefonem.




    Tego wieczoru zwróciłam uwagę na jeszcze jedna rzecz,a mianowicie obecność młodzieży i dzieci. Mimo zaporowych cen w operach paryskich, tego akurat wieczoru było wyjątkowo dużo rodzin z dziećmi nawet od 7-8 lat. Może to ze względu na okres przedświąteczny? W teatrach dramatycznych, nawet na komediach, jest bardzo mało dzieci i młodzieży. Wynika to chyba z wysokości cen biletów. Tylko niektóre prywatne teatry paryskie proponują (od wtorku do czwartku) młodzieży poniżej 26 lat bilety po 10 euro, ale tylko tuz przed spektaklem i w miarę wolnych miejsc. Kiedy sobie przypomnę ile widziałam w Warszawie spektakli jako licealistka czy studentka płacąc tylko jakieś symboliczne wejściówki , to żal mi trochę młodzieży paryskiej. Pamiętam, że w klasie maturalnej znałam prawie wszystkie spektakle grane w Warszawie, bo chodziłam do teatru po 2, 3 a czasem nawet 4 razy w tygodniu :) To były czasy :)))

************

Zegary według stref czasowych w dolnym foyer Opery Bastille.
(tak na oko 5 metrów szerokości i z 2,5m wysokości)



7 komentarzy:

  1. No to bardzo zazdroszczę wspaniałego spektaklu! Mnie się nie udało dostać na wejściówki na jesieni, przypadły one w udziale młodzieży, bezrobotnym...Może to nawet lepiej? Miałaś jednak, z tego co widzę znakomite miejsca, a z parteru to nawet mało przytulna Opera Bastille wygląda dużo lepiej. Ja jednak chyba zdecydowanie wolę Operę Garnier. Za poprzedniego dyrektora panował podział, w Bastille wystawiano opery, a w Garnier balety, ale chyba dziś już tego podziału nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spektakl byl rzeczywiscie bardzo dobry. Ja kupilam bilety pierwszego dnia otwarcia sprzedazy internetowej (bladym switem) i pewnie dzieki temu mialam szczescie dostac bilety w miare dobre (tzn nie najdrozsze) choc lekko z prawej strony. Miałam widoczność na 95% sceny, więc nie tak najgorzej. A w końcu po to idzie się na balet, żeby dobrze widzieć.
      (Pamiętam jak kiedyś w Operze Garnier kupiłam tańszy bilet na jakiś balet -innych już nie było - a potem przez cały spektakl musiałam stać w loży i wyciągać dobrze szyję żeby cokolwiek zobaczyć )

      Usuń
  2. Do tej pory nie mozna wnosic jedzenia i napojow na widownie, nawet w prywatnych teatrach. Wejsciowki nadal sa, nawet w prywatnych teatrach:)
    Pamietam jak sie zdziwilam, kiedy w operze w Nowej Zelandii zobaczylam ludzi z batonikami i chyba piwem na widowni.
    A, u nas tez sprzedaja szampana i wino w antrakcie.
    Milla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś mi to piwo do opery zupełnie nie pasuje :)) No może gdyby je mieli w kieliszkach to jeszcze jako tako :)

      Usuń
  3. świetnie spędzony czas :)
    A te zegary też ciekawe.
    O.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam moment tuż przed podniesieniem kurtyny. Dosłownie dostaję wtedy or , no nie napiszę, bo się wstydzę, to znaczy wpadam w ekstazę. A jak już to jest TAKI teatr, to dopiero. Mam w szufladzie w albumach różne takie zdjęcia papierowe z tych samych miejsc w Paryżu, do którego już straciłam nadzieję, że wrócę. A tak sobie kiedyś obiecywałam...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wrocisz , wrocisz... moze nie jutro, ale na pewno sie uda.
    Ja tez lubie moment podnoszenia sie kurtyny. A jeszcze bardziej oklaski i uklony, szczegolnie gdy mi sie podobalo. Momentami mam lzy w oczach :)

    OdpowiedzUsuń