wtorek, 19 sierpnia 2014

Sztuczne ognie w Collioure w wersji letniej


Najważniejszym wydarzeniem sezonu letniego są w Roussillon obchody dni Świętego Wincentego, patrona nadmorskiej wioski Collioure. Trwają one trzy dni , w tym zawsze 15 sierpnia. 

Przez trzy dni jedni świętują, a inni cierpią gehennę. Miasto jest oblężone każdego dnia przez tłumy turystów, korki na drogach dojazdowych zaczynają się dobrych kilka kilometrów przed samym Collioure. 

Równocześnie trwa zabawa w najlepsze, wszędzie są koncerty, tance i uroczyste msze.

Jednak najważniejszym momentem pozostaje wieczorny pokaz sztucznych ogni w zatoce, na tle kościoła i zamku. To ten moment oznacza w praktyce koniec lata i oczekiwanie na winobranie (Collioure jest otoczone winnicami, choć leży nad morzem).

W zeszłym roku wybraliśmy się na oglądanie sztucznych ogni samochodem. Naiwnie sadziliśmy, ze uda nam się dotrzeć tam bez kłopotów. Widząc jednak korki na drodze do samego Collioure zdecydowaliśmy się na obejrzenie pokazu z jednego ze zboczy, kolo Fortu St. Elme, gdzie kiedyś oglądaliśmy sztuczne ognie w Sylwestra. Tym razem jednak dojazd był zamknięty i jedynie mieszkańcy mieli prawo wjazdu. Skończyło się na oglądaniu sztucznych ogni z pobocza jednej z dróg na zboczu góry kolo Collioure, a i tam były prawdziwe tłumy.

Już parę godzin wcześniej tłumy szykowały się do zajęcia najlepszych miejscówek nad zatoczka :)

W tym roku postanowiliśmy przetestować opcje dojazdu pociągiem sêcjalnym. Pokaz odbywał się w sobote wieczorem i regionalne koleje francuskie podstawiały dodatkowe pociągi "Fête de Collioure" z Narbonne, Perpignan i Cerbere.

Tak sie złożyło, ze najbardziej pasowało nam zostawic samochód na dworcu w Perpignan i pojechać pociągiem właśnie z Perpignan. 



I tu muszę zrobić małą dygresje  z elementami surrealizmu :

Pociągi dodatkowe nie były wprowadzone na stronie internetowej kolei francuskich, wiec dopiero na miejscu można było dowiedzieć się jak to wszystko działa.  Dwie pracownice SNCF pomagały chętnym kupić bilety czy to w kasie (płatność gotówką lub karta), czy to w automacie (karta tylko).

Bilety w automatach kupuje od lat, a ze była tam mniejsza kolejka, wiec zaczęłam operacje zakupu w automacie. Wybrałam specjalny guzik "Fete Collioure" aller/retour za 12 euro od osoby (w jedna stronę kupić nie można). My akurat mieliśmy zamiar wrócić, wiec mi to akurat nie przeszkadzało.
Szukam gdzie by tu maszynie dać znać ile biletów potrzebuje i stoję jak głupia, bo automat każe mi płacić… Rozpoczynam operacje od nowa, myśląc, ze na pewno coś przeoczyłam na początku i niechcący wybrałam jeden bilet zamiast trzech.
Znów to samo… Wołam wiec Pania z SNCF i co się okazuje? Bilety można kupować tylko po jednym i za każdym razem trzeba płacić karta za jeden bilet. Maksymalnie można kupić tylko trzy bilety, bo przy czwartym automat sprzeda, jedynie jeśli ma się druga kartę bankowa…

No i co ma zrobić np czteroosobowa rodzina, która nie wzięła ze sobą gotówki i ma przy sobie tylko jedna kartę bankowa? Czwarty nie jedzie?

Trochę to surrealistyczne, ale do przeżycia, jeśli ktoś wie zawczasu, wiec jeśli się tam kiedyś wybierzecie, to bądźcie przygotowani na takie niespodzianki :)




No ale na szczęście w samym Collioure wszystko odbyło się już sprawnie. Pociąg dojechał bez kłopotu zatrzymując się po drodze w Elne i w Argèles sur Mer. Za każdym razem przybywało pasażerów, ale na szczęście to niedaleko, wiec nawet ci ostatni na stojąco nie męczyli sie długo. 

Bilety były sprawdzane przy wyjściu z dworca kolejowego w Collioure. Dworzec o cale dojście do miasta było obstawione barierkami i policja. Zaraz za kontrola biletów policja kontrolowała bagaże, bo "wnoszenie" butelek szklanych z alkoholem jest zabronione…
Na miejscu można kupić napoje alkoholowe i nawet plastikowe kubki , które się wiesza na szyi. Ale przywozić flaszki wina czy innych alkoholi nie wolno ze względów bezpieczeństwa.




Po dłuższym spacerze w ścisku, udało nam się znaleźć kawałek pustego piasku tuz nad sama woda na plaży, pomiędzy wyciągniętymi na lad katamaranami.  Miejscówka okazała się świetna, można było patrzeć na niebo nawet na leżąco :)

W oczekiwaniu na sztuczne ognie :)

Mielismy jeszcze godzine do pokazu, wiec spokojnie urzadzilismy sobie piknik na plazy (przywieziony ze soba). Dla cierpliwych byla mozliwosc wystania sobie pizzy czy kanapki na wynos w licznych stoistach, ale na szczescie bylam przezorna i piknik mielismy swoj, bez kolejki.



Pokaz trwał przez ponad 20 minut od 22H00.  Byc doprawny niesamowity.  Rakiety wystrzeliwane byly z kilku miejsc w zatoce: na wodzie, kolo kosciola i na zamku.  Patrzylismy jak zaczarowani, bo do tej pory pokazy sztucznych ogni ogladalismy zawsze z duzej odleglosci. Gdy sie jest jednak nad samym morzem, wrażenia są zupełnie inne. Niesamowite i trudne do opisania:)




Powrót podobny był do ewakuacji stadionu p meczu. Tłumy ruszyły w stronę dworca i tu wszystkie barierki i pomoc policji okazały się niezastąpione. Co jakiś czas wstrzymywano ruch ludzkiej masy, by pasażerowie mogli wejść bez tratowania się , do pociągu. Gdy pociąg był pełen, ruszał, a podstawiano następny. Niby były konkretne godziny odjazdów, ale nie wiem czy je do konca respektowano. W każdym razie do pierwszej stacji w Argeles-sur-Mer jechaliśmy ściśnięci jak sardynki, ale już później zrobiło się luźniej. Do Perpignan dotarliśmy o 23h30 bez większych przygod. 

Jestem pełna podziwu dla organizacji całej imprezy na miejscu… Nie wyobrażam sobie co by było, gdyby policja nie kierowała tam ruchem tych ogromnych mas ludzkich.

Myśmy wrócili do domu zaraz po pokazie, ale zabawa w Collioure trwała cala noc i większość musiała  siłą rzeczy czekać do rana na pierwszy pociąg. 

Jeśli w przyszłym roku będziemy na miejscu, to mam zamiar przetestować luksusowa wersje obserwowania pokazu sztucznych ogni  od strony morza, ze statku. W tym roku taka przyjemność kosztowała 30 € od osoby… Ciekawe czy warto?

*****

Jeśli macie ochoty poczytać poprzednie wpisy na temat Collioure , to zajrzyjcie do rubryki Roussillon w zakładce Francja (KLIK TU). Znajdziecie tam linki do wszystkich wpisów o Collioure od początku istnienia bloga.

8 komentarzy:

  1. na żywo musiały być jeszcze piękniejsze! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne! W naturze były pewnie jeszcze bardziej magiczne:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepięknie. Moim jak dotąd niespełnionym pragnieniem jest samodzielnie wykonać zdjęcia sztucznych ogni. Może kiedyś..

    OdpowiedzUsuń
  4. Mogę sobie tylko wyobrazić, jakie to było przeżycie. Świetne zdjęcia. Pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Swietna organizacja, a fajerwerki naprawde robia wrazenie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dla takich wrażeń to bym mogła w tym pociągu stać na jednej nodze...;o)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepieknie! Bardzo chciałam załapać się na te święto tego roku, ale niestety nie mam juz za wiele urlopu i gdy zaczynano świętować, ja musiałam wracać:) moze w przyszłym roku. Robi wrażenie!

    OdpowiedzUsuń