niedziela, 28 lipca 2013

Terrats - Bistrot Gourmand pani Agnieszki :)





Polecono nam pewne bistro w zwykłej, normalnej wiosce kilka kilometrow od naszej Południowej Arkadii. Wioska typy "sypialnia", skąd wiele osob udaje sie do pracy w pobliskim Perpignan i kilku pomniejszych miejscowościach.  Terrats (co po katalońsku oznacza tarasy) , bo tak się właśnie owa wioska nazywa liczy sobie ponad 700 mieszkańców. Jest tam poczta, sklepik i owo bistro gourmand, które nam polecono
W starym centrum ma kościołek romański i stara fontanna. Poza tym wiekszosc wioski to nowe domy mieszkalne. 
Cóż ma w sobie takiego specjalnego owa knajpka? Ładny wystrój, mila właścicielka (kucharka, kelnerka, pomywaczka i sprzątaczka w jednym) i przede wszystkim smakowite dania lokalnej kuchni z dobrej jakości równie lokalnych produktów. Pani Agnés, czyli po naszemu Pani Agnieszka jest kobieta doświadczona, energiczna i uśmiechnięta. Gdyby jej bistro gourmand (czyli bistro dla smakoszy :) było w jakiejś nadmorskiej miejscowości, tłumy waliłyby do niej od rana do nocy. Co innego w tej spokojnej wiosce wśród winnic gdzie trudno jest trafić przypadkiem, bo który turysta by przypuszczał, ze można tam znaleźć taki skarb gastronomiczny.

Jedna z ulic Terrats

Bistro "L'Antre pots"  od strony placu Saint Julien
Nazwa taka trochę z przymrużeniem oka :)
(Legowisko, jama kumpli, słowem miejsce skąd
nie ma ochoty się wychodzić. I to prawda :)
Bistro znajduje się na Placu
Świętego Juliana, powyżej śliczna
tabliczka ceramiczna z nazwa placu
 na jednym z budynków






Widok bistro wewnątrz : malowane kafelki  to godło Terrats, pejzaż pobliskich gór ze szczytem Canigou i kataloński taniec sardane. Pośrodku tablica przed wejściem do knajpki z Zestawem Dnia za 16, 90 €, który zmienia się co dnia zależnie od produktów sezonowych, zakupów rybnych i mięsnych dokonanych przez właścicielkę.



Ja wybrałam na przystawkę ślimaki po katalońsku (boskie!!!), a mój Ślubny Rycerz strzelił sobie carpaccio z melona marynowanego w winie banyouls (podobne do porto) z miętą (spróbowałam troszkę  i na pewno ściągnę od niej ten pomysł  bo dodatek mięty jest świetny . Do posiłku zamówiliśmy oczywiście różowe wino z lokalnych winnic Terrasou.


A to uczta dla podniebienia, to to właśnie danie nam polecono i dla niego pojechaliśmy do Terrats. Mowa o marmitte de pechêur, czyli kociołku rybaka. Cóż my tu mamy: małże, krewetki, langustę, kawałek dwa rodzaje ryby i coś ośmiornicowanego. Trzy połówki młodych ziemniaków  to jedyny dodatek jarzynowy z tego kociołka :) Wszystko po prostu przepyszne i tak obfite, ze aż trudno mi było skończyć... Na deser pojedziemy innym razem, bo nie miałam już sil na zjedzenie czegokolwiek po takim daniu.

Myślę, że z chęcią tam jeszcze kiedyś wrócimy, bo cenię bardzo ludzi, którzy z uśmiechem i pasją dzielą się z innymi owocami swojej - jakże przecież wyczerpującej - pracy:)


Jedyny "współpracownik" Pani Agnieszki

Uroczy kącik w WC


Na koniec zrobiłam kilka zdjęć lokalnemu zakładowi winifikacyjnemu , to stad pochodziło wino do kolacji. Terrasous istnieje od 1932 i posiada tak zwana Wieżę Bouteillé. Nie jest to wieża Eiffela, ale tez nosi nazwę od nazwiska swego inżyniera, który ja opracował.  Jest to wieża winifikacyjna zbudowana w 1972. We Francji są tylko trzy podobne, ale tylko ta jedna jest trzy-poziomowa.

Sfotografowałam wizytówkę, bo może ktoś kiedyś zawita w nasze okolice i zechce  odwiedzić bistro Pani Agnieszki.
W koncu to tylko 18 km od Perpignan  w stronę Hiszpanii.
Dzwoniąc z zagranicy zamiast zera należy wpisać +33.
Strony internetowej brak. Może kiedyś,  jak się interes będzie rozwijał :)

piątek, 26 lipca 2013

Z przymrużeniem oka z .... (4)

Castelnaudary...  tak, tak, to tam "zajadałam" się kośćmi  :)

Zauważone w minioną niedzielę...


___________________
Dodane 1/09/2013 :
O podobnych kredkach w innym miejscu możecie przeczytać tutaj (klik).

-------------------------
I jeszcze o kredkach na slodko TUTAJ z 8/09/2013

---------------------------------------------------

czwartek, 25 lipca 2013

Konfitury morelowe, czyli dzień drugi w letnim laboratorium, tym razem pod figowcem

Po brzoskwiniowym piątku nastała morelowa sobota...

     Dostaliśmy bowiem również skrzynkę dojrzałych moreli odmiany Rouge de Roussillon. Ponieważ nie mogłam zająć się nimi od razu (najpierw robiłam konfitury brzoskwiniowe, o których pisałam tutaj), musiałam zacząć od przebrania owoców i odkrojenia kawałków zbyt dojrzałych, które zaczęły się lekko psuć...





         Polówki aromatycznych owoców .               
Czyste, połówki moreli, które posłużą
do zrobienia konfitur



                 Pestki wyrzucamy na łonie natury ,    
a nuż coś wyrosnie:)
                   Opady z nadpsutymi czesciami zbyt              
dojrzalych owocow



       
Największa misa do konfitur
, jaka nam została
w spadku bo babci mego małżonka


      
Gotowe, obrane owoce czekają na gotowanie.
W sumie było ich dokładnie 8 kg                 


Dodałam 3,9 kg cukru...

I zaczęło się misterium konfiturowe....







Ogromna łyżka jest niezbędna do mieszania takich ilości bez ryzyka oparzenia się :)







  
      Złote, słoneczne lato zamienia się w morelowy wulkan

Konfitury gotowe do nakładania do słoików. 
Połowę nałożyłam do słoiczków,  a pozostałą część smażyłam jeszcze trochę dodając wodę kwiatu pomarańczy (eau de fleur d'oranger).  W ten sposób mam dwa rodzaje konfitur: morele "naturalne" i morele z nutką kwiatu pomarańczy :)



Ten lejek kupiłam w zeszłym roku w Polsce.
To specjalny lejek do konfitur.
Kosztował parę złotych i okazał się bardzo wygodny.
Ma dużą dziurkę i kilka rozstawów od spodu, wiec
pasuje do wielu różnych słoików,

Bardzo lubię słoiki marki Famille Weiss*. Napełniony słoik nakrywamy jednorazowa pokrywka i dociskamy zakręcając metalowa pokrywka. Pasteryzujemy i po wyjęciu odkręcamy , wylewamy wodę, sprawdzamy czy słoik się dobrze zassał , wycieramy wszystko do sucha i ponownie zakręcamy.
Otwarcie następuje przez zrobienie dziurki pośrodku pokrywki wewnętrznej. Gdy powietrze dostanie się do środka, można ja zdjąć i wyrzucić. Nakrętka służy do zakręcenia napoczętego słoika żeby moc go przechować w chłodnym miejscu przez jakiś czas.
W tego typu słoikach można tez przechowywać różne pasztety , ale ja akurat ich nie robię...



Moje pasteryzowanie na tarasie pod figowcem :)
Tu akurat zdjęcie zwykłych słoików z nakrętkami 


Z sumie wrobiłam 28 słoików :)

A tymczasem Mona wypoczywała sobie machając tylko od czasu do czasu ogonkiem :)








środa, 24 lipca 2013

Konfitury brzoskwiniowe po raz pierwszy



Jakoś tak się do tej pory składało, że nie robiłam nigdy konfitur z brzoskwiń. Wydawały mi się zbyt delikatne i na ogół znikały szybko jedzone jedna za drugą.

W tym roku jednak dostaliśmy w prezencie całe wiadro pięknych , dojrzałych w słońcu i na drzewie brzoskwiń o białym miąższu i pięknej czerwonej skórce i równie czerwonym soku.









Zjedliśmy kilka od razu, ale przy obecnych temperaturach nie dałoby się ich przechowywać przez kilka kolejnych dni.
Skłoniło to mnie to eksperymentu z konfiturami brzoskwiniowymi po raz pierwszy w życiu.
Obrałam je szybko ze skórki i wyjęłam pestki. Poszło mi bardzo szybko, bo z dojrzałych owoców skórka schodzi bez kłopotu, a pestka sama się wyślizguje.
Wszystko robiłam nad wielką salaterką, by nie uronić ani kropli czerwonego soku wyciekającego z obieranych owoców.




Otrzymałam 2,5 kg miąższu owocowego. Dodałam do tego 1 kg cukru do konfitur, co oznacza, że waga cukru to 40% wagi owoców i soku. Nie trzeba było więcej, bo owoce były słodkie same w sobie.









Konfitury gotowałam na wolnym ogniu godzinę, zostawiłam do wystudzenia, a po kilku godzinach podgrzewałam ponownie przez godzinę, aż konsystencja mi się spodobała.

Lubię bowiem gdy konfitury nakłada się i rozsmarowuje łyżeczką.
Gdy do rozsmarowania potrzeba noża, to mowa jest już wtedy moim zdaniem o marmoladzie lub dżemie, a nie o konfiturach.









Tym razem wyszło mi 9 słoiczków, które odwróciłam po nałożeniu gorących konfitur, a następnie spasteryzowałam w moim cudownym kociołku do pasteryzowania słoików (ten etap nie jest konieczny, bo samo odwrócenie wystarcza by gorąca konfitura „zassała słoik”).



I co najśmieszniejsze, to fakt, że konfitury mają kolor wiśniowy. W życiu bym nie przypuszczała, że będzie właśnie taki .)



Następnego dnia było natomiast robienie konfitur morelowych w nieco większych ilościach (ale o tym już w następnym wpisie).
A na przełomie sierpnia i września powinny dojrzeć figi, więc będzie i trzecie „konfiturowe laboratorium”.
Póki co jednak musiałam wrócić na początku tygodnia do pracy, więc przygotowanie etykietek i ozdóbek pozostało do zrobienia na następny weekend J


A wszystko obserwowała nasza Mona :)

poniedziałek, 22 lipca 2013

Letni deser dla dorosłych




Dlaczego dla dorosłych? Oczywiście z powodu zawartości alkoholu J

Można oczywiście zrobić wersję bezalkoholową zastępując alkohol np syropem malinowym lub jakimś innym, byle nie kwaśnym :)

Mój opis dotyczy jednak tradycyjnej  wersji dla dorosłych.


Cóż potrzeba?

Kilka słodkich dojrzałych moreli i (lub) brzoskwiń.
Vin doux naturel na bazie winogron Grenache noir (można je zastąpić słodkim porto, lub jakimkolwiek innym porto).
Brązowy cukier z trzciny cukrowej (do smaku).


Morele dzielimy na połówki i wyjmujemy pestki.
Brzoskwinie obieramy ze skórki i kroimy na mniejsze kawałki. Wyjmujemy oczywiście pestki, a cały tryskający z dojrzałych brzoskwiń sok skrzętnie zbieramy w salaterce.


Owoce mieszamy, polewamy winem typu vin doux naturel. Ewentualnie dosładzamy brązowym cukrem i wkładamy do schłodzenia w lodówce.
 
Jest to wyborny , lekki deser do letnich posiłków. Świetnie pasuje na przykład na deser po grillowanym mięsie.



Po raz pierwszy jadłam tak przygotowane owoce na południu Francji w Roussillon, jako że to właśnie tam produkuje się świetne wina o przerwanej fermentacji ( gdy winogrona zaczną fermentować, dodaje się alkohol, co ją wstrzymuje i pozwala zatrzymać cały cukier zawarty w gronach; stąd słodki smak wina)
Vin doux naturel, to w dosłownym tłumaczeniu słodkie wino naturalne. Smakiem najbardziej chyba zbliżone do słodkich odmian porto.
To czerwone wyrabia się z odmian winorośli o nazwie grenache noir.

Smacznego !