niedziela, 1 października 2017

Notatki kulturalne - wrzesień 2017

Jesień w pełni, nawet oficjalny kalendarz nam o tym przypomniał kilka dni temu. Wrzesień się skończył, więc zrobiłam sobie takie krótkie zestawienie miesiąca, żeby nie zapomnieć co widziałam i co czytałam i postanowiłam się w wami nim podzielić.

Marta FREJ w Brukseli

Pisząc te słowa jestem jeszcze pod wrażeniem wieczoru autorskiego w polską graficzką i znana autorka memów, Martą Frej. Niby mam wrażenie, że jestem w miarę możliwości na bieżąco z tym co się dzieje w polskiej „strefie kulturalnej”, a jednak jest wiele zjawisk, które łatwo umykają, gdy się mieszka od tak dawna poza granicami kraju. Tak też było i z Martą Frej, której nazwisko obiło mi się o uszy i może widziałam gdzieś w sieci jedną czy dwie z jej prac. Dzięki temu, że jestem od kilku miesięcy członkinią Brukselskiego Klubu Polek, mogłam wczoraj wziąć udział w organizowanym przez BeKaP spotkaniu na żywo z Martą Frej. Sala w prowadzonej przez jedną z członkiń BeKaPu, galerii w centrum Brukseli, była pełna i nawet jeszcze podczas spotkania docierały spóźnione osoby, dla których już zabrakło miejsc siedzących.
Marta z ogromną swobodą opowiedziała o swojej działalności artystycznej w sieci i społecznej w Częstochowie, gdzie mieszka.  Do tego zaprezentowała wiele swoich prac, komentując je i okraszając swe opowieści różnymi anegdotkami.

Jeśli chcielibyście poznać jej twórczość, to zajrzyjcie do sieci na jej fan page:
 
Marta Frej podczas wieczoru autorskiego w Brukseli 

wtorek, 26 września 2017

Francuski i polski pod lupą, słów kilka z okazji Europejskiego Dnia Języków



To już trzecia edycja Miesiąca Języków naszej grupy BJK, czyli grupy Blogerów Językowo- Kulturowych.

Kiedy latem 2015 roku zasugerowałam z grupie, by uczcić w jakiś szczególny sposób przypadający na 26 września Europejski Dzień Języków, posypało się wiele propozycji.

Po wielu dyskusjach i głosowaniu wygrała propozycja całomiesięcznych obchodów, które nazwałyśmy po prostu Miesiącem Języków.

Edycja 2017 jest więc już trzecim dorocznym wydarzeniem organizowanym przez naszą grupę. Tym razem  hasłem przewodnim są podobieństwa i różnice miedzy polskim, a innymi językami.


Z tej okazji postanowiłam wziąć pod lupę kilka wyrażeń i idiomów.
Skąd taki pomysl? Kilka dni temu dostałam od polskiego kolegi wiadomość zakończoną dla żartu słowami "thank you from a mountain" (dziękuję z góry, przetłumaczone słowo w słowo z użyciem słowa góra w znaczeniu szczyt)

Przyszło mi wówczas do głowy, że i w języku francuskim pełno jest wyrażeń, które przetłumaczone na inny język, np. na polski, niekoniecznie muszą być zrozumiałe dla odbiorcy. Czasem wręcz wywołają usmiech, a niekiedy nie zostaną w ogóle zrozumiane.

C'est du grec ! - powie Francuz, ale my powiemy już np "To chińszczyzna!" , bo najwidoczniej język grecki nie wydaje się Polakowi aż tak skomplikowany jak chiński.

Fier comme Artaban!  - dumny jak paw. Podczas gdy my porównujemy kogoś przesadnie dumnego do pawia, Francuzi porównują się do postaci z powieści "Kleopatra, której autorem w XVI wieku był  Gautier de Costes de La Calprenède

       Tak mi sie skojarzylo przy okazji: autor ten urodził sie w Sarlat-la-Canèda - obecny departament Dordogne -  słynącej z przepysznych ziemniaków smażonych w głębokim tłuszczu, nazywanych pommes sarladaises; koniecznie sprobujcie ich będąc we Francji. 

Ca te va comme un gant! - Leży na tobie jak ulał!
W tym wyrażeniu Francuzi posługują się słowem "rękawiczka", (która jest dopasowana do dłoni), podczas gdy w polskim mamy wrażenie, że coś jest tak dopasowane, jakby zrobiono odlew w dopasowanej formie.

Coiffer Sainte Catherine! - oznacza "zostać starą panną". Jeśli nie wiecie nic o francuskiej tradycji noszenia przez "stare" (ponad 25-letnie) panny zielonych kapeluszy w dniu 25 listopada (imieniny Katarzyny), to wyrażenie "przywdziać świętą Katarzynę" będzie dla was zupełnie niezrozumiałe.
          
       O tradycji tej pisałam na blogu już kilka lat temu w 2013 we wpisie TUTAJ

On va se tourner les pouces! oznacza dosłownie, że będziemy sobie "kręcić (młynki) kciukami", podczas gdy po polsku bardziej zrozumiałe będzie "zbijanie bąków".

Annoncer la couleur , czyli dosłownie "zapowiedzieć kolor", to francuski odpowiednik naszego wyrażenia "odkryć swoje karty".

Con comme un balais, czyli nasze wyrażenie "głupi jak but", po francusku dotyczy miotły (con = głupi, balais = miotła) I jak tu się domyśleć, że francuska miotła jest głupia? Niestety trzeba zapamiętać i już:)

Prêcher pour sa paroisse - bronić własnych interesów, mówić we własnym imieniu, a w wersji francuskiej mowa o kazaniu na rzecz swej parafii (prêcher = głosić, kazać, wygłaszać;  paroisse = parafia)


Logo Europejskiego Dnia Języków 


Na koniec tej krotkiej listy porównań mam dla was wyrażenie wyjątkowo fantazyjne.
Znacie na pewno polskie zwroty "Jak mi tu kaktus wyrośnie!" albo "Jedzie mi tu czołg?", które wyrażają ogromne niedowierzanie.
Wiecie jak mówią francuskie niedowiarki?

Quand les poules auront des dents! - dosłownie: Kiedy kury będą miały zęby! (to wtedy uwierzę)
Widzieliście kiedyś kurze zęby? Ja nie, ale wyrażenie łatwo zapamiętać, gdy sobie je wyobrazimy.

Ale idiomy i rożne wyrażenia to nie tylko pułapki.

Mamy też wyrażenia zupełnie identyczne, więc te możecie używać bez obaw w obu językach:


  • avoir le coeur sur la main - mieć serce na dłoni (avoir = mieć, coeur = serce, main = ręka)
  • l'argent de poche  kieszonkowe (argent = pieniądze, poche = kieszeń)
  • avoir une santé de fer - miec żelazne zdrowie (avoir = mieć, santé = zdrowie, fer = żelazo)
  • avoir la gorge serrée - mieć ściśnięte gardło (avoir = mieć, gorge = gardło , serrer = ściskać)
  • se salir les mains - pobrudzić sobie ręce (salir = brudzić, main = ręka)


Na dziś już zakończę przypominając jeszcze moje wpisy w pierwszej edycji Miesiąca Języków:


*******

Akcja trwa od początku września i od pierwszego do ostatniego dnia, codziennie o 10:00 jeden z członków grupy publikuje na swoim blogu wpis napisany specjalnie z tej okazji.

Wczoraj zapraszała do siebie Beata  (blog Viennese Breakfast), a jutro możecie od 10-ej zaglądać do Agnieszki (blog Angiekski C2)

Wszystkie zaś linki znajdziecie na blogu grupy w wpisie poświęconym tegorocznej akcji.

Sponsorem naszej tegorocznej akcji jest serwis bab.la 




środa, 23 sierpnia 2017

Sardinade, czyli letnie grillowanie

O sardynkach słów kilka

   Chyba każdy z nas miał w życiu okazję, by skosztować sardynek. Na ogół są to jednak sardynki w puszce w zalewie oliwnej lub pomidorowej. 

   Sardynki są drugą po anchois ryba łowioną w Morzu Śródziemnym i nie będzie to dla nikogo niespodzianką, gdy napiszę, że nazwa wzięła się od nazwy włoskiej wyspy Sardynia (Sardegna po włosku)

Sardinade - sardynki z grilla polane sosem z oliwy, czosnku i natki pietruszki
Fot. Nika Vigo

wtorek, 25 lipca 2017

Apéritif po francusku


Wiecie czym jest we Francji "apéritif", nazywany potocznie i wręcz czule "apéro"? To prawdziwa instytucja, bez której życie towarzyskie byłoby bardzo ubogie. Cudzoziemcy uznają często apéritif za symbol francuskiego stylu życia. Ponoć 90 % Francuzów przyznaje się do celebrowania momentu zwanego apéro przynajmniej raz w tygodniu.


Skąd się wzięła nazwa apéritif?

"Aperire" po łacinie oznacza "otworzyć", stąd pochodzi francuska nazwa napójów apéritif, mających na celu "otwarcie", a dokładniej zaostrzenie apetytu. Już za czasów rzymskich pito pewne rodzaje win, które miały ułatwić strawienie jedzonego zaraz potem posiłku. Podejrzewam, że włoskie słowo aperitivo ma podobną etymologię.
Często napoje te miały charakter lekarstwa, które z czasem stawało się napojem ogólniej dostępnym.


Kto rozpowszechnił apéritif, czyli historia pana Dubonnet

Picie apéritifu przed posiłkiem w takiej formie, jak robimy to obecnie, wymyślił w połowie XIX wieku francuski chemik Joseph Dubonnet, który opracował w 1846 roku mieszankę wina i chininy dla francuskich żołnierzy Legii Cudzoziemskiej,  by ich chronić przed malarią podczas wypraw w Afryce Północnej.
Trochę to było niesmaczne, więc dodał przypraw, aby poprawić smak.
I wszystko pewnie na tym by się skończyło gdyby nie małżonka pana Dubonnet, która wpadła na pomysł poczęstowania swych paryskich gości ową mieszanką w oczekiwaniu na podanie kolacji. Napój przypadł im do gustu i stopniowo stał się bardzo popularny. Apéritif o nazwie Dubonnet produkowany jest po dziś dzień.

Reklama Dubonnet z 1895 roku;
 Autor Jules Cheret

piątek, 14 lipca 2017

Marsylianka z Alzacji

   Mało kto nie wie jaki tytuł nosi francuski hymn narodowy.  Słowo Marsylianka i w Polsce jest znane chyba wszystkim. Nawet na drugim końcu świata znana jest melodia Marsylianki.


   La Marseillaise w życiu codziennym

   Kiedy byłam mała, byłam przekonana, że Marsylia była kiedyś stolicą Francji i dlatego hymn tego kraju nazywany jest Marsylianką. Szybko jednak lekcje historii uzmysłowiły mi mój błąd.

   Mieszkając już we Francji miałam okazję słyszeć hymn przy różnych okazjach, ale był on śpiewany stanowczo rzadziej niż nasz hymn w Polsce. I - o zgrozo! - spotykałam Francuzów, którzy nie wstydzili się przyznać, że znają tylko początek i refren. Jakoś mnie to dziwiło, bo myślałam, że zwrotek jest ze trzy lub cztery, a tyle to już przyzwoity obywatel powinien spamiętać. Potem dowiedzialam się, że tekst jest nieco dłuższy.

niedziela, 2 lipca 2017

Notatki paryskie - początek lipca 2017


   Letnie klimaty

    W Paryżu pada, a raczej popaduje od czasu do czasu. Po fali upałów przyszła pora chmur i wilgoci. Ale to nie przeszkadza ludzkim tłumom siedzieć na tarasach kafejek. Wszędzie gwarno i wesoło. Czuć już wakacje. Matury prawie wszędzie zakończone. Pierwszy weekend korków w drodze na urlopy.

   Nawet Le Parisien opublikował tabelkę dni wraz z mapą Francji, żeby podpowiedzieć czytelnikom, kiedy czeka ich gehenna korków na autostradach. Żeby nie było, że ich nikt nie uprzedzał. Szczególnie te kilka sobót w lipcu i sierpniu… Jeśli można to lepiej już jechać nocą , albo dzień przed czy dzień po… Nie możecie ? No to trudno. Uzbrójcie się w gry dla dzieciaków, litry wody i kilogramy jedzenia, bo jak już będziecie mieli dość posuwania się w żółwim tempie, to dla odmiany możecie sobie postać w kolejce do kafeterii przy autostradzie. A jak nie chcecie, to wyjmujcie własną wałówkę. Krótko mówiąc, wesołych wakacji ! Odpoczniecie na miejscu po podróży !


piątek, 30 czerwca 2017

Moje postrzeganie Belgii na przestrzeni lat

   Czerwiec w Klubie Polki na Obczyźnie, to takie trochę wspominkowe wpisy o tym, jak na przestrzeni lat zmieniało się nasze postrzeganie kraju, w którym mieszkamy. W zasadzie mogłabym napisać podobne wpisy o czterech krajach europejskich. Dwa pierwsze należą już jednak do przeszłości. Pozostało mi więc napisać o Francji i o Belgii.

   Postanowiłam jednak nie pisać o Francji, bo za bardzo zżyłam się z tym krajem od 27 lat i moje postrzeganie jest zupelnie zafałszowane emocjami i przywiązaniem. Nie jest to kraj mi obojętny, ani nie jest obcy i spędziłam tam więcej lat niż we własnej Ojczyźnie. 
Natomiast Belgia bardziej mi tu podchodzi do tego tematu, bo pracuję tu (i siłą rzeczy mieszkam też jedną nogą) od ponad siedmiu lat, więc i najlepiej jeszcze pamiętam co tych parę lat temu o Belgii myślałam.

niedziela, 25 czerwca 2017

Wakacyjna dialektyka


    Wakacje za pasem i wszędzie dookoła wszyscy tylko mówią o wyjazdach na urlopy, weekendy, obozy. We Francji jest tak co roku, ale ja dopiero od kilku lat zaczynam uśmiechać się na dźwięk słowa "wyjazd".  Mija bowiem właśnie siedem i pół roku od czasu gdy zmieniłam sektor i odeszłam z pracy w turystyce, gdzie spędziłam - było nie było - szesnaście lat.

I nie mam tu na myśli lat studenckich gdy dorabiałam jako przewodnik miejski (guide de ville) w Warszawie, jako pilot wycieczek (accompagnateur / accompagnatrice) czy jako tłumacz (interprète) podczas różnych imprez międzynarodowych. 
Wtedy bowiem nie było to jeszcze moją pracą na etat i nigdy nie sądziłam, że to właśnie turystyka (tourisme) stanie się moim zawodem na tak długi czas.

piątek, 23 czerwca 2017

Notatki brukselskie - Joteyka, nagroda, Ambasada i dyrygentka

Józefa Joteyko
KONKURS JOTEYKA

Właśnie wróciłam z wieczoru galowego w Ambasadzie Polskiej w Brukseli, gdzie wręczono dziś tegoroczną statuetkę laureatce drugiej edycji Konkursu imienia Józefy Joteyko, który w skcie nazywa się Konkursem Joteyki.

O ile wszyscy znamy Marię Skłodowską-Curie, o tyle Józefa Joteyko (1866-1928) pozostaje postacią zupełnie nieznaną szerszej publiczności. A była to kobieta-lekarz i naukowiec w czasach, gdy kobietom dawano prawa do matkowania, a nie do pracy naukowej. 
Związana była z Paryżem (gdzie została pierwszą kobietą wykładającą w Collège de France), Brukselą (pracowała w Instytucie Solvaya i na Uniwersytecie) oraz Warszawą, dokad w końcu wróciła.

czwartek, 22 czerwca 2017

Notatki brukselskie - lato, wentylator i "na północ od Tuluzy"

   Topimy się w całej Europie. W Brukseli aktualnie od jakiegoś czasu również. Nie ma cudów, to długo nie potrwa i nie zdziwiłabym się, gdyby lipiec i sierpień były chmurne i deszczowe, jak to już tu bywało. 
   O ile w sierpniu nie będzie mnie, bo pod tym względem sfrancuziłam się i biorę urlop "po francusku", czyli w sierpniu właśnie, to w lipcu będę w Brukseli trzy tygodnie i sama nie wiem czy chcę tej brzydkiej pogody wyczekiwać, czy wręcz przeciwnie.

Upalne popołudnie w Parku Leopolda
    Póki co, jest upalnie. W dzień klimatyzacja biurowa ratuje mi życie, a  funkcjonowanie szarych komórek może odbywać się normalnie. Ale już poza godzinami pracy najlepszym pomysłem staje się wentylator, albo wizyta w klimatyzowanym sklepie. W innym kraju można by jeszcze pójść się ochłodzić w jakimś zabytkowym kościele, ale tutaj są raczej zamknięte, więc pozostają punkty handlowe.

czwartek, 25 maja 2017

Najukochańsza ofiara francuskich dowcipów


     W ramach majowej edycji akcji "W 80 blogów dookoła świata" zajmujemy się dziś kwestią dowcipów i humoru.

   Wiecie może z czego, a raczej z kogo najczęściej śmieją się Francuzi? Pod tym względem nie są oryginalni, bo najczęściej śmieją się z polityków, kobiet (szczególnie blondynek) i sąsiadów (przede wszystkim z Belgów)

    Ponieważ jak wiecie moje życie toczy się na osi Francja - Belgia, postanowiłam przyjrzeć się bliżej  francuskim dowcipom o Belgach.

    "Kto się czubi ten się lubi" - to stwierdzenie odnosi się również i do relacji francusko-belgijskich.

    Francuzi podchodzą w swych dowcipach z wielką pobłażliwością do swych północnych sąsiadów i pomimo wyraźnej sympatii, często dowcipkują na temat swych "kuzynów". Co należy podkreślić, to najwięcej dowcipów krąży chyba o mężczyznach, a nie o kobietach. Taka to francuska kurtuazja. Tak więc dowcipy są o Belgach, a nie o Belgijkach.

sobota, 29 kwietnia 2017

Tramwajem do Europy


   Postanowiłam przejechać się tramwajem.

   W chwili gdy piszę te słowa przede mną jest jeszcze długi weekend w Nîmes, potem Bruksela, Warszawa, Paryż, Perpignan, znów Bruksela i za dwa tygodnie kolejny raz zawitam do Strasburga.

   I wiecie co sobie zaplanowałam do zrobienia już w pierwszy dzień? Ok, najpierw fryzjer, potem praca. Za to wieczorem przejadę się tramwajem.
Na ogół w Strasburgu chodzę pieszo lub jeżdżę rowerem. Dlaczego więc nagle zachciało mi się przejażdżki tramwajem?


Tramwaj w Strasburgu (tu akurat linia C) Fot.notatkiniki


   Po prostu dlatego, że od dziś, czyli od 29 kwietnia 2017, można dojechać tramwajem aż do Niemiec, do Kehl po drugiej stronie Renu.

piątek, 14 kwietnia 2017

Przed-wielkanocne notatki z południa cz.2

   Przed chwilą wróciłam z ponad dwugodzinnej wizyty u jednej z sąsiadek w naszej wiosce  na południu Francji.  Dziś odbywało się u niej wspólne smażenie bunyetes, czyli chrupiących wielkanocnych placków smażonych tradycyjnie na Wielkanoc. 
Bunyete, chrupiące i podobne nieco w smaku do faworków ciasto....

Przed-wielkanocne notatki z południa

    Wielki Piątek, a ja rozpoczęłam dzień biegając o wschodzie słońca po winnicy z wiaderkiem i sitkiem. To nie taka fanaberia tylko ochrona winorośli przed chorobami. Na szczęście wystarczyło wstac o 6-ej, bo słońce wstawało nieco później, a bieganie po ciemku mijałoby się przecież z celem. Dwie godzinki takiej porannej przebieżki, podziwiania wschodu słońca ponad horyzontem Morza Śródziemnego i można już wracać. Na szczęście nie byłam sama, wiec poszło szybko.
Pranie ubrania i prysznic są obowiązkowe po takim spacerze, ale i tak zostaje jeszcze sporo przedpoludnia na spisanie paru wrażeń. 

Dzisiejszy wschód słońca nad Morzem Śródziemnym w winnicy Roussillon

piątek, 3 marca 2017

Dzień Pisarza XXI wieku

3 marca jest od 1984 roku Światowym Dniem Pisarza, ustanowionym przez Międzynarodowy PEN Club.

Z tej okazji zastanawiałam się do jakiego stopnia blogerzy mogą być uznani za pisarzy XXI wieku.

Nie każdy bloger tworzy literaturę i nie każdy ma lekkie pióro. Jednakże wśród setek i tysięcy blogow znaleźć można wiele prezentujących bardzo dobre teksty. 
Niektóre reportaże czy felietony  czyta się jak najciekawszą literaturę. Wiele opowiadań publikowanych jest na blogach zanim któregoś dnia ich autorzy odważą się na wydanie książki w wersji papierowej czy elektronicznej.

Wszystkim blogerom życzę dziś dużo weny w pisaniu, bo o ile nie każdy pisarz jest blogerem, o tyle każdy bloger jest potencjalnym  pisarzem.

wtorek, 7 lutego 2017

Notatki teatralne - styczeń 2017


    Styczeń był u mnie przeciętnie obfity w wyjścia teatralne. Średnio jak na mój apetyt teatralny, ale oczywiście wszystko może być względne, bo sześć przedstawień to i tak dobrze.

   Byłam tylko raz w teatrze w Brukseli, a piec pozostałych obejrzałam w Paryżu.  Było trochę do śmiechu a trochę na poważnie.
"La Revue" i "Objectif l'urne" to spektakle satyryczno-polityczne. "Plein feux"  i "Folle Amanda" to komedie bulwarowe.
Natomiast "Le dernier testament" i "Parlons d'autre chose" byly bardziej na powaznie, choc kazdy z tych spektakli bym zupełnie inny w swym rodzaju".

_________________________________________________________________________________

"La Revue" (Rewia)
4 stycznia 2017
Jak co roku tak i tym razem poszłam obejrzeć spektakl, gdzie z przymrużeniem oka Belgowie nabijają się sami z siebie i swych polityków. Rodzina królewska tez nie pozostaje zapomniana.

_________________________________________________________________________________

"Folle Amanda"
Paryż, Théâtre de Paris
14 stycznia 2017

Komedia z znana aktorka Michèle Bernier. I choć momentami zgrzytałam zębami patrząc na głupotę i naiwność głównej bohaterki, to gra aktorów rekompensowała ten dyskomfort. 


_________________________________________________________________________________

"Objectif l'urne"

14 stycznia 2017

Wieczór skeczy i piosenek satyrycznych o aktualnych wydarzeniach we francuskim życiu politycznym skoncentrowanych na majowych wyborach prezydenckich. To spektakl gdzie cudzoziemców jest niewielu na widowni, bo nie tylko trzeba dobrze znać język francuski, ale i orientować się w polityce.  



_________________________________________________________________________________

"Le dernier testament"

27 stycznia 2017
Inscenizacja na podstawie książki o Mesjaszu naszych czasów, który mógłby być zwykłym Benem, byłym alkoholikiem urodzonym na Brooklynie. 
Na ten spektakl wybrałam się z ma studiująca teatrologie młodą koleżanką z Klubu Polki na Obczyźnie, autorka bloga "De l'autre côté". A chciałam go obejrzeć, gdyż jest to pierwszy spektakl w reżyserii Melanie Laurent, jednej z ciekawszych aktorek swego pokolenia. Scenografia pełna symboli, ale minimalistyczna. Kilka ciekawych rozwiązań scenograficznych. Spektakl ciekawy choć dość trudny.



_________________________________________________________________________________

"Plein feux"

28 stycznia 2017

Na te sztukę poszłam dla 88-letniej aktorki Line Renaud i powiem wam, ze to niesamowita kobieta. Bohaterka jest starzejąca się aktorka, która cale życie osobiste  poświeciła teatrowi i nie potrafi pogodzić się z myślą, ze jej kariera mogłaby się skończyć.



_________________________________________________________________________________

"Parlons d'autre chose"  

29 stycznia 2017

Spektakl grany przez dziewięcioro młodych aktorów. Bohaterami są licealiści humanistycznej klasy maturalnej. Czym żyje obecna francuska młodzież, czego się obawia i na co liczy w życiu. Spektakl nie tylko mówiony, ale i tańczony i śpiewany. Ciekawostka mojego teatralnego stycznia.


_________________________________________________________________________________


             A wy lubicie chodzić do teatru? Na czym byliście w styczniu? Napiszecie w komentarzu?



niedziela, 5 lutego 2017

Tapenade z zielonych oliwek

    Od wczoraj siedzę sobie na południu Francji i choć piękne słońce przeplata się z deszczem i silnym wiatrem (a to jeszcze nie marzec), to po szarości ostatnich dwóch tygodni na północy, tutaj jest mi już tak jakoś weselej. 
    Powiedzmy, że tydzien urlopu w perspektywie ma w tym przypadku pewnie również wpływ na mój nastrój. 
   Zabrałam się więc dziś za eksperyment kulinarny, czyli "kotlet" z selera w cieście z mąki z soczewicy. Wyszło całkiem smacznie, więc może za jakiś czas powtórzę tę próbę z inną mąką. 

piątek, 3 lutego 2017

Francuskie notatki filmowe

    Na ogół wolę chodzić do teatru niż do kina, ale ostatnio zainteresowało mnie parę zwiastunów francuskich filmów.
     Wybrałam się więc z styczniu  aż  trzy razy razy do kina, żeby owe nowości kinowe zobaczyć.


"Un coeur en braille" (Serce Brailem) 

     Uroczy film w reżyserii Michela Boujenah, który bardziej mi się kojarzył do tej pory z humorem czy aktorstwem niż w reżyserią.
    Film opowiada historię pewnej nastolatki, cierpiącej na postępującą chorobę, której koniec jest zawsze jeden - ślepota. Zanim jednak zapadnie ciemność, dziewczynka chce za wszelką cenę uniknąć pójścia do zakładu dla niewidomych i podejść do konkursu w konserwatorium w klasie wiolonczeli. 
     
      Bohaterka ukrywa więc jak może przed rodzicami do jakiego stopnia postępuje choroba. Chce za wszelką cenę dokończyć rok szkolny w swej aktualnej szkole, ale sama nie da rady. Pomoże jej w tym, początkowo nieświadomie, zadurzony w niej kolega z klasy.
      Film jest subtelny i wzruszający, ale pełen również scenek komediowych. I choć humor przeważa, to i tak w pewnym momencie nie obędzie się bez chusteczek. Ciekawa rola drugoplanowa ojca chłopca.

      Polecam gorąco. Warto.


czwartek, 5 stycznia 2017

Cargolade, czyli kto we Francji je najwięcej ślimaków?


    O tym, że Francuzi jadają żabie udka i ślimaki wie chyba każdy. Przynajmniej takie jest stereotypowe myślenie cudzoziemców o mieszkańcach Francji.

   O ile żabie udka są rzadkością i tak naprawdę to mało który Francuz je w ogóle próbował, o tyle już ślimaki po burgundzku można dostać w wielu restauracjach, a szczególnie w tych gdzie pełno jest turystów (o ślimakach we Francji pisałam już kiedyś TUTAJ)


   "Po burgundzku" oznacza zapieczone z masłem czosnkowo-pietruszkowym. Chociaż np. w Alzacji takie właśnie ślimaki w restauracjach określa się ślimakami po alzacku, lecz niczym się one nie różnią od tych po burgundzku jedzonych w Paryżu. Chyba kiedyś pojadę specjalnie sprawdzić jak te same ślimaki nazywa się w Burgundii. Po parysku?

   Jest jednak we Francji region gdzie jada się ślimaki dużo częściej niż gdziekolwiek indziej. Za to przygotowane są zupełnie inaczej. Nawet gatunek ślimaków jest inny, bo nie chodzi o winniczki tylko o tzw. petit gris czyli "małego szarego". 

   Tym regionem jest Roussillon, departament o katalońskich korzeniach. To właśnie tam, w  Pirenejach Wschodnich (66) jada się cargols, czyli "małe szare" z grilla i jest to typowe danie regionalnej kuchni katalońskiej.

   Trzeba dodać, że tuż tuż za granicą hiszpańską, w samej Katalonii też jada się "małe szare" po katalońsku, ale jest to zupelnie inne danie i nie z grilla.

   Wróćmy jednak do katalońskiej cargolade w Roussillon. 



   Nazwa cargolade pochodzi oczywiscie od zjadanych na przystawkę grillowanych ślimaków, ale określa się tak również cały posiłek. 

    Tak jak my zapraszamy znajomych na grilla, a np. paryżanie na barbeque, tak w Roussillon znajomi czy rodzina jedzą na wiosnę i latem cargolade, czyli posiłek rozpoczynający się ślimakami, ale który zawiera również mięsa i kiełbaski z grilla. Te mięsa to kotlety schabowe, saucisse catalane (dość ostro przyprawiona surowa kiełbasa katalońska), rust (plasterki surowego boczku) i boudin catalan (wyrœb podobny do kaszanki tyle, że bez kaszy).

    Same ślimaki na początku posiłku zjada się na stojąco prosto z okrągłego na ogół grilla wyjmując ślimaka wykałaczką lub specjalną szpilą. Ślimaki przed grillowaniem są oczywiście przegłodzone, "drzwiczki do ich domków" wyjęte, a sam ślimak w skorupce obtoczony w soli pomieszanej z pieprzem.

   Ślimaki są dobre gdy się "ślinią" na żółto, a dokładniej w momencie gdy właśnie przestana się już ślinić w ogóle.. Zjada się je gorące, zagryzając świeżym chlebem z aïoli (aïoli robi siê podobnie do majonezu z oliwy i czosnku).

Najlepsze jest własnoręcznie ukręcone aïoli, ale trzeba mieć wprawę, bo nie każdemu siê udaje.

    Poniżej znajdziecie filmik, w którym pan w tradycyjnym stroju katalońskim opowiada i pokazuje cóż to takiego cargolade

Myślę, że nawet osoby nie znające francuskiego spokojnie zrozumieją istotę cargolade po mych wyjaśnieniach.





    A poniżej pokażę wam kilka zdjęć zrobionych podczas pewnej niedzielnej cargolade urządzonej u nas na wsi w Roussillon przez naszych sąsiadów. Owego dnia było nas kilkanascie osób, więc i ilości ślimaków musiały być odpowiednie. Zakupiono więc tysiąc ślimaków. Tak. Tak. Tysiąc.


Tradycyjnie cargolade robi się na żarze ze starych krzewów winorośli. Przy większych imprezach zwykły grill by nie wystarczył więc wytacza się ciężką artylerię, czyli metalowy krąg na kółkach.


Zrobić żar o odpowiedniej temperaturze nie jest prosto.

Oto specjalne okrągłe grille z uchwytem.
Gdy ich braknie to bierzemy nawet takie zwykłe prostokątne do mięsa.




Ślimaki są gotowe gdy zaczynają się "ślinić"





Podano do stołu!
Gazety pod grillami to obowiązkowy element dekoracji. No i  pojemnik na puste skorupki.
Jemy obowiązkowo na stojąco! (no chyba, ze degustujecie cargolade w restauracji)

Ślimaki są gorące, więc lepiej je łapać przez papier.
Następnie przy pomocy szpikulca wyciągamy obślinionego ślimaka i hop!
A potem zagryzamy chlebem z aïoli.




Gotowe aïoli dla wszystkich. Kto nie je ten i tak będzie wąchał oddechy współbiesiadników, a przypominam, że głównym składnikiem aïoli jest czosnek.

Oczywiście popijamy czerwonym winem.



Pierwsza partia zjedzona.

Pora na kiełbasę katalońską, czyli saucisse catalane.

I na boczek, czyli rust.
Były jeszcze i kotlety i baudin, ale nie zrobiłam zdjęć.



Mielibyście ochotę spróbować ślimaków w wersji z Roussillon?



A na koniec mała mapka, która pozwoli wam umiejscowić Roussillon na mapie Francji.
Stolicą jest oczywiście Perpignan.




*****


Wpis ten powstał w ramach projektu zimowego Klubu Polki na Obczyźnie, do ktorego należę.
W ramach tego projektu opowiadamy o dziwnych i ciekawych zwyczajach kulinarnych z całego świata. Jeśli zainteresował Cię ten temat, to linki do wszystkich wpisów znajdziesz na naszym klubowym blogu 
(kliknij tutaj). 
Miłej lektury!

niedziela, 1 stycznia 2017

Kąpiele noworoczne

   Nie, nie mam na myśli kąpieli w zwykłej wannie, aby dojść do siebie po sylwestrowych szaleństwach.  Chodzi mi o tradycję pierwszych morskich kąpieli noworocznych, która istnieje również i we Francji.

   Oczywiście przy dzisiejszej temperaturze powietrza +12°, podejrzewam że i temperatura wody nie jest jakoś powalająco niska. 
Pamiętam, że w Rosji, w Polsce i chyba w wielu krajach na północy Europy odbywają się podobne kąpiele "morsów". Zawsze mnie dziwiło, jak to jest, że nie zamarzają w tej wodzie i nawet im to sprawia przyjemność. 

   We Francji też każdego roku 1 stycznia organizowane są takie "pierwsze morskie kąpiele z okazji Nowego Roku", a potem wszyscy oglądają reportaże w telewizji i od samego widoku robi im się zimno.

   Morze Śródziemne do jakoś specjalnie zimnych nie należy (w porównaniu choćby do Bałtyku), ale i tak fascynujące jest, że ludzie wskakują do wody w samych kostiumach, a często także w czapkach na głowie.

   Dziś o 11-ej w Roussillon zapowiedziano takie kąpiele w czterech miejscach : w Cerbère, Argelès-sur-Mer, Canet-en-Roussillon i w Barcarès. Ponieważ była (i nadal jest w momencie gdy piszę te słowa) piękna słoneczna pogoda, pojechaliśmy nad morze zobaczyć jak taka morska kąpiel w zimie wygląda w rzeczywistości. 

   Nasz wybór padł na Canet-en-Roussillon, gdzie w samym centrum na plaży od razu zauważyliśmy tłum ludzi. Tych ubranych było nieco więcej niż tych w kostiumach, bo każdy taki odważny miał paru własnych kibiców spośród rodziny czy przyjaciół, którzy oczywiście uwieczniali ten niesamowity moment kąpieli noworocznej.

   Nagle ktoś z organizatorów dał znak i tłum golasów, niektórzy w czapeczkach Mikołaja zaczął biec z piskami do wody. 
   Było ich całkiem sporo, nie spodziewałam się, że aż tyle ich będzie.

   Pstryknęłam parę zdjęć, żeby wam pokazać, bo widok niesamowity. Niektórzy weszli do wody, zmoczyli się i pół minuty później już wychodzili czym prędzej. Inni podskakiwali zanurzeni po pas i chlapali na sąsiadów piszcząc jak dzieciaki. Zresztą dzieciaki też tam były. Nie takie zupełnie malutkie, ale po 10-12 lat.
   Najodważniejsi zostali w wodzie nieco dłużej, a nawet pływali zanurzeni po szyję. 

   Gdy już zaczęli mokrzy wychodzić, to szybko biegli po ręcznik, wycierali się, okrywali czymś i szli po gorący napój do specjalnie przygotowanego przez organizatorów stoiska. 

   Cała impreza nie trwała długo, ale śmiechów i radości było przy tym co niemiara. I gdy tak sobie patrzyłam na nich, to przyszło mi do głowy, że może kiedys i ja bym spróbowała jak to jest kąpać się 1-go stycznia. 

   - Słuchaj - zwróciłam się do małżonka - jeśli w przyszłym roku nie będziemy na Sylwestra w Paryżu, to może weźmiemy tu na wybrzeżu udział w takiej kąpieli? 

   - Co? - zwrócił się w moją stronę rozbawiony - Za rok NA PEWNO będziemy na Sylwestra w Paryżu.

   I tu domyśliłam się, że w myślach dopowiedział sobie - Jeszcze nie upadłem na głowę!
   A ja mu również w myślach odpowiedziałam - Pożyjemy, zobaczymy!

  Po czym poszliśmy napić się gorącej herbaty na tarasie pobliskiej kawiarni.


Do Siego Roku kochani

A wy kąpaliście się kiedyś zimą w morzu? 
Nie mam tu oczywiście na myśli Morza Karaibskiego:)

Tuż przed...

Go, go, go...















Ciekawe, czy tej pani w czepeczku było cieplej w takiej koszuli nocnej?



Najbardziej wytrwali zanurzają się po szyję...

I po wszystkim...


A my kończymy herbatą na tarasie kawiarni