piątek, 14 października 2016

Wspomnień czar... w Dniu Nauczyciela


Czy wiecie, że we Francji do niedawna nauczyciele nie mieli swego święta? A i obecnie pewnie większość nie wie, że od 2015 istnieje nie konkretny dzień , ale Święto Nauczyciela (Fête des profs), które szkoły mogą obchodzić w dowolnym dniu miesiąca czerwca. 

W tym roku miała miejsce nieśmiała jeszcze i niezbyt nagłośniona w środowisku nauczycielskim, a jeszcze mniej w mediach, druga edycja Fete des Profs. 

Więcej na ten temat możecie przeczytać po francusku na stronie fetedesprofs.fr

Dla porównania w Belgii nie ma nawet takiego symbolicznego akcentu. 

Dlatego nasze obchody Dnia Nauczyciela w dniu 14 października  mające miejsce od początku lat 70-tych ubieglego wieku, można określić mianem prawdziwej Tradycji przez duże T.


Tego dnia, nawet po wielu latach od ukończenia nauki szkolnej, wracam myślami do naszych nauczycieli. Do tych, których się baliśmy jak ognia i do tych, których wyjątkowo szanowaliśmy. Było ich na przestrzeni lat tak wielu w mym życiu, że nie potrafiłabym wymienić wszystkich z nazwiska. 

I w ogóle mam wrażenie, że niewiele mam wspomnień szkolnych. Najwyraźniej nie był to okres zbyt stresujący w mym życiu. Później działo się u mnie tyle różnych rzeczy, że ma pamięć stała się selektywna.

Czasem, gdy spotkam koleżanki czy kolegów ze szkoły lub studiów, to nadziwić się nie mogę jak wiele pamiętają. U mnie to bardzo ogólne wspomnienia. Zupełnie jakbym nie chciała obciążać pamięci tamtymi niełatwymi w sumie czasami. Tak jakbym już wówczas wiedziała, że szkoła i studia są jedynie etapem w mym życiu, który posłuży do zbudowania mojej przyszłości i do rozwinięcia skrzydeł pewnego dnia.

Wśród blogerów Językowo-Kulturowych postanowiliśmy w tym roku poświęcić szczególną uwagę nauczycielom języków obcych. 

Całe moje życie jest od lat związane z językiem francuskim, ale to nie o nauczycielu francuskiego chciałam dziś napisać, bo takowych nie miałam. Nigdy się francuskiego w szkole nie uczyłam, więc i wspomnień o nauczycielach francuskiego nie mam. 

Wśród nauczycieli angielskiego, których miałam wielu, też nie było jakichś osobowości, które by na lata utkwiły mi w pamięci. Co innego na studiach, bo mieliśmy tam wielu wspaniałych lektorów i nauczycieli języka. Ale o nich napiszę może przy innej okazji, a dziś chciałam napisać kilka słów o nauczycielce z liceum, dzięki której dziesięć lat później dostałam pierwszą prawdziwą pracę na etacie w samym Paryżu.

Skoro jednak nie uczyłam się francuskiego i nie zapamiętałam żadnego wyjątkowego nauczyciela angielskiego, to czegóż mogła uczyć mnie owa wyjątkowa nauczycielka, którą pamiętam po dziś?

Otóż uczyła nas ona rosyjskiego, bo w czasach gdy uczęszczałam do warszawskiego "starego" Lelewela, rosyjski był oczywiście obowiązkowy w równym stopniu co i angielski. A nawet bardziej, bo wybierając profil klasy miało się automatycznie wybór między niemieckim (klasy humanistyczne i biologiczno-chemiczne) a angielskim (klasy matematyczno-fizyczne). 

Ja wybrałam profil matematyczno-fizyczny, bo po pierwsze kochałam matematykę  (choć nie lubiłam fizyki i chemii:), a po drugie był to profil bardziej prestiżowy w mym upragnionym Lelewelu. W tamtych czasach na Żoliborzu najtrudniej było dostać się do Lelewela właśnie. Jakoś nie myślałam o tym, by iść do liceum w innej dzielnicy, bo wiązałoby się to ze zbyt dalekimi dojazdami.

Klasy matematyczno-fizyczne były dwie i gdy odczytywaliśmy listy uczniów, okazało się że jestem w klasie, której wychowawczynią była rusycystka. I nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby z tej okazji nie "podarowano" nam rozszerzonego rosyjskiego. Oczywiście nikt z nas nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii. Dyrekcja tak zadecydowała i już. Oznaczało to, że mieliśmy tego rosyjskiego więcej niż obowiązkowe dwie (chyba) godziny tygodniowo. Nie pamiętam już dokładnie, czy były to cztery lekcje tygodniowo, czy tez trzy lub piec, ale na pewno nie dwie.

Nie bardzo nam to przypadlo do gustu, bo były to czasy gdy rosyjskiego nikt się nie chciał uczyć, jako symbolu jezyka narzuconego. 

Jednakże Larysa S. okazała się dobrą wychowawczynią i jeszcze lepszą rusycystką. Była Rosjanką, a może Ukrainką? Tego nie pamiętam, a może nawet nigdy nie wiedziałam. Pamiętam tylko, że jej mąż był Polakiem i to dlatego znalazła się ona w Polsce. Nie wiem czy była z zawodu pedagogiem, ale literaturę rosyjską kochala i jej lekcje nie miały wiele wspólnego z oficjalnym programem. 
A czasy były wówczas dla Rosjan w Polsce - delikatnie mówiąc - nieprzyjazne. 
W liceum były przerwy ciszy, ubieranie się na czarno i noszenie oporników wpiętych w klapę bluzy.

Gramatyki też nas pewnie uczyła, ale mnie utkwiły w pamięci te lekcje,  na których czytała nam wiersze Puszkina czy Lermontowa. Czytaliśmy też fragmenty opowiadań Czechowa, Turgieniewa i nawet powieści Tołstoja. 
Nie pamiętam nawet czy tak było cały czas. Pewnie nie, ale pamiętam dobrze gdy elegancko, zawsze prosto i stylowo ubrana, zakładała okulary i recytowała tłumacząc nam na bieżąco co bardziej skomplikowane metafory.

Nie pamiętam nawet jakie miałam oceny, ale języki obce już wówczas były moimi konikami (chodziłam nawet na dodatkową łacinę), więc chyba nie były najgorsze. 
W klasie maturalnej przeczytałam nawet sporą część  "Anny Kareniny" w oryginale. (Po angielsku też wtedy czytywałam, więc to nie było u mnie nic niezwykłego)

Nawet gdy ktoś chciał wyjść do toalety podczas lekcji, to musiał zapytać po rosyjsku. Chyba rzadko odzywała się po polsku, bo obcy akcent miała bardzo mocny. 

Ale to dzięki niej chłopcy, którzy u niej musieli wyciągać się na trójkę,  potem na egzaminach na Politechnikę mieli czwórki i piątki (szóstki wówczas jeszcze nie istniały). 

Ja na studiach rosyjskiego nie miałam i nie sądziłam nigdy, że mi się kiedykolwiek do czegokolwiek przyda. Ot, trzeba było to się człowiek w szkole uczył.

A tymczasem, gdy los rzucił mnie lata później nad Sekwanę do stolicy Francji, to nie angielski ani żaden inny język otworzył mi podwoje znanej agencji turystycznej, lecz właśnie rosyjski.
Francuzi byli zawsze zafascynowani Rosją i jej kulturą i wielu wybierało się tam na zwiedzanie. Wielu Rosjan zaczynało również przyjeżdżać do Francji. 

W każdym razie o ile przewodników i pilotów wycieczek z rosyjskim w Paryżu nie brakowało, o tyle mniej było u paryskich touroperatorów pracowników, którzy potrafiliby negocjować ceny, opracowywać programy i nadzorować ich realizację, pracując w kilku językach, a w tym właśnie komunikować się również i po rosyjsku.  

I choć przez kilkanaście lat pracowałam potem w turystyce zajmując się całą Europą ( i wcale niekoniecznie Rosją), to zawsze pamiętałam, że to rosyjski był moim dodatkowym atutem przy poszukiwaniu pierwszej pracy. 

A za to mogę być wdzięczna jedynie Larysie S., nauczycielce, której nigdy w życiu już nie spotkałam po opuszczeniu liceum i nawet nie wiem czy jeszcze żyje i gdzie ją znaleźć.

Спасибо Ларисa Федоровнa, где бы вы не были :)

*****

A wy? Czy wy też spotkaliście w życiu nauczycieli, którzy niechcący zaważyli na waszych losach?



W klasie maturalnej.
Nasza Wychowawczyni, Larysa S. siedzi elegancko pośrodku.
Niestety nie ma mnie na tym zdjęciu, bo najwidoczniej nie było mnie tego dnia w szkole:))




*****
Poniżej znajdziecie linki do wpisów pozostałych członków grupy blogerów Językowo-Kulturowych, którzy zdecydowali się napisać w Dniu Nauczyciela.




Chiny

Biały Mały Tajfun - Dzień Nauczyciela


Francja

Demain viens avec tes parents - Dzień Nauczyciela
Francuskie i inne notatki Niki - Wspomnień czar… w Dniu Nauczyciela
Blog o Francji, Francuzach i języku francuskim - Jak zostałam panią od francuskiego


Hiszpania



Japonia



Niemcy
Niemiecki w Domu - Cechy dobrego nauczyciela
Językowy Precel - Moje nauczycielki niemieckiego


Norwegia



Rosja

Dagatlumaczy.pl - blog o tłumaczeniach i języku rosyjskim - Dzień Nauczyciela - komu zawdzięczam znajomość rosyjskiego?


Wielka Brytania

Language Bay - One Way to learn English
Angielski dla każdego - Dzień Nauczyciela 2016
English with Ann - Jak być dobrym nauczycielem


Włochy

italia-nel-cuore - Dobry nauczyciel to skarb


Wielojęzyczne




10 komentarzy:

  1. Raz nabyta wiedza, wcześniej czy później zawsze się przydaje i to najczęściej w najmniej oczekiwanym momencie :) Ja też mam na koncie epizod z językiem rosyjskim. Było to w szkole... podstawowej ;) To był pierwszy język obcy z jakim miałam do czynienia. Szkoda, że nauczycielka się nie sprawdziła... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim pierwszym jezykiem byl ... niemiecki, ale jakos sie nie pokochalismy. Drugim jezykiem, ktory pokochalam od razu byl angielski i dopiero dwa lata pozniej obowiazkowy rosyjski... zawsze powtarzam sobie, ze skoro trzeba sie czyms zajac, to warto to zrobic dobrze, bo pewnego dnia wlasnie ta wiedza moze sie przydac:)

      Usuń
  2. Ja ze szkoły też mam niewiele wspomnień. Niestety, takich osobowości jak Twoja Larysa zabrakło :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak czasem zazdroszcze znajomym tych wszystkich barwnych wspomnien. Ale coz...

      Usuń
  3. Niko, wydaje mi się, że zdjęcie klasowe zrobione zostało w tym "przejściu między Palcem Lelewela, a ul. Słowackiego, tam gdzie na rogu był bar mleczny Gościnny :) I mnie języka rosyjskiego uczyła cudzoziemka, najpewniej Ukrainka, sądząc po nazwisku, Pani Bołtromiuk. I choć to język wrogów, uczyłam się chętnie, bo jak wciąż powtarzał mój dziadek: trzeba znać język wroga, aby móc go pokonać .

    Serdeczności pozostawiam,
    Beata

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, nie potrafie juz teraz okreslic, gdzie dokladnie zrobiono to zdjecie. Tym bardziej, ze mnie wtedy nie bylo, wiec nie mam co do tego dnia zadnych wspomnien. Prawdopodobnie masz racje.
    Moja babcia tez zawsze mi powtarzala, ze koniecznie trzeba znac jezyk wroga. Tyle, ze ona mowila to naklaniajac mnie do nauki niemieckiego, bo jako urodzona pod zaborem pruskim i po przezyciu dwoch wojen , slowo wrog kojarzylo jej sie przede wszystkim z Niemcami (Rosjan nie miala okazji poznac).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój dziadek po rosyjsku mówił świetnie, w końcu w Rosji kończył szkoły, a i w zaborze rosyjskim żył, a po niemiecku słabo, ale zawsze coś, żeby zrozumieć podstawowe rzeczy. I tak w mojej rodzinie wrogowie zawsze byli z obu stron :(

      Usuń
  5. Fajna historia :) Kobieta, która podświadomie wpłynęła na Twój los :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tylko cieszyć się, że wśród nauczycieli można było i zaryzykuję stwierdzenie można znaleźć fantastyczne osoby, które zarażają pasją i dzielą się tym,co im najdroższe!

    OdpowiedzUsuń
  7. Учиться – всегда пригодится :)

    OdpowiedzUsuń