Konfitury figowe kojarzą mi się z jesienią. Może dlatego, że są brązowe? A może dlatego, że nasze drzewo figowe koło domu na ogół dojrzewa na początku września? I choć za oknem świeci słońce i jest 26°C, podczas gdy w Paryżu czy Brukseli jest stopni raptem kilkanaście i pada deszcz, to i tu czuć już nadchodzącą "złotą" jesień.
W miniony weekend, po piątkowym spotkaniu z przyjaciółkami w Paryżu (pozdrawiam was serdecznie "Pecetki" :), zerwałam się w sobotę jak skowronek i pomknęłam 300 na godzinę do domu robić konfitury figowe.
Wiedziałam, że powinnam się w tym roku pośpieszyć, bo ptaki non stop wyjadają mi słodki miąższ z fig. W zeszłym roku byłam zbyt zajęta i ani się nie obejrzałam, jak mi wszystko wyjadły. Uratowałam może z 40 fig do zamrożenia. Na szczęście miałam jeszcze sporo konfitur figowych sprzed dwóch lat, więc nic sie nie stało i im (=ptakom) wybaczyłam.
A to już zdjęcia sprzed dwóch dni. Widać, że część fig już dojrzała, choć sporo jeszcze zielonych "na potem" |
W tym roku chciałam jednak zdążyć przed ptaszyskami, a że zajęć od początku września mi nie brak, więc musiałam z góry zaplanować "akcję figi" na konkretny dzień.
Figi zostały więc zebrane o czasie, choć z narażeniem życia. Życia małżonka, nie mojego, bo to on właził na dach sąsiedniego budynku gospodarczego, a ja tylko się "niepokoiłam"...
Kłopot w tym, że nasz figowiec nie rośnie dla owoców, tylko dla cienia za domem i na tarasie. Nikt go tam bardzo nie przycina, więc wyrósł ogromny. A że zasadził go pradziadek małżonka, to logiczne, że to on - a nie ja - skakał po dachach:)) Tym bardziej, że mam lęk wysokości.
Pazerna nie byłam i zadowoliłam się 5 kilogramami owoców. Jest ich wiecej, ale trzeba by wezwać jakiś wóz strażacki z drabiną, a nie mamy zaprzyjaźnionych strażaków. Zostanie więc dla ptaków.
Na samo drzewo lepiej nie wchodzić, bo jest łamliwe i można kark skręcić.
Niżej też jest jeszcze trochę zielonych fig, więc może następnym razem coś jeszcze uda się zebrać.
Z zebranych 5 kilogramów po przebraniu i pokrojeniu, zostało raptem 4,5 kg (niektóre były przejrzałe w środku). Dodałam 2 kg cukru i zostawiłam , żeby puściły sok.
W tym czasie pojechaliśmy sobie nad morze, bo chciałam odwiedzić pewne miejsce w Collioure, o którym wkrótce napiszę. Dokupiliśmy też trochę słoików, bo już nie miałam małych (nawet te z odzysku zużyłam latem przy morelach, brzoskwiniach i renklodach).
Po powrocie zaczęłam przesmażać figi. Nie musiałam dodawać ani wody ani żadnego soku cytrynowego, bo figi puściły tyle swojego, że aż pływały.
Gotowałam je mieszając i dyskutując z moim "kontrolerem jakości" - Moną.
Gdy skończyłam zrobiło sie już ciemno, wiêc operacjê nakładania do słoików przełożyłam na niedzielny poranek.
Rano jednak była okropna burza i deszcz. Gdy wstałam całe podwórko było mokre i bałam sie, że znów zacznie padać. Laboratorium więc zostało zorganizowane w kuchni (nakładanie rozgrzanej ponownie konfitury do słoików), a pasteryzowanie odbyło się w budynku gospodarczym.
W sumie nie było to konieczne, bo około jedenastej świeciło już znów śliczne słońce.
Gdy podgrzewałam rano konfitury, dolałam trochę wody kwiatu pomarańczy, gdyż smak samych fig wydał mi się zbyt mdły, a z taką delikatną nutą kwiatu pomarańczy bardzo mi się podoba.
Pasteryzacja trwała ponad dwie godziny, a ja w tym czasie szybko przygotowałam naklejki. Po wyjęciu i wystygnięciu słoiczków, nakleiłam od razu naklejki i umyłam cały sprzęt, bo nie ma nic gorszego, niż zaschnięte ślady konfitur :)
W sumie wyszło mi 28 słoiczków....
Mogłam uznać operację pod haslem "figi" za zakończoną :) i wrócić do pracy do deszczowej północnej krainy.
Część niedzielnej "produkcji" :) |
________________________________
Poniżej podaję linki do wpisów o poprzednich tegorocznych konfiturach w moim wykonaniu:
- Morele
- Renklody
_________________________________
Très très joli reportage, bien expliqué, bien présenté, de belle qualité comme la confiture le sera sans doute....et je le saurai puisque j'aurai le grand bonheur, en plus de lire, de déguster. Merci Nika
OdpowiedzUsuńTu m'en diras des nouvelles :)
UsuńUwielbiam figowe konfitury!!! Co prawda nigdy sama nie robiłam, bo u nas jedna figa kosztuje 1 zł więc tak jakby bez sensu. Ale uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńA te naklejki sama robisz?
Tak, naklejki robię sama. Te na figi zrobiłam na picasa na podstawie zdjęcia zrobionego pokrojonym figom.
UsuńWydrukowałam na zwykłym papierze, wykroiłam nożyczkami z ząbkami i nakleiłam zwykłym klejem do papieru na słoiczki.
W sumie największy koszt to chyba zużycie tuszu z drukarki :)
Zapowiada się bardzo długa zima...;o)
OdpowiedzUsuńZapasy konfiturowe są, wiec nie zginiemy :)
UsuńAch, figi prosto z drzewa. Takie smakuja najlepiej:) Konfitury smakuja pewnie bosko:)
OdpowiedzUsuńMyślę, ze każde owoce, które maja okazje dojrzewać na drzewie (a nie w chłodni) zawsze smakują najlepiej. Szkoda, ze nie mam np czereśni, albo śliwy. Do tego jakiś krzaczek malin i agrestu .... mniam. No ale figi tez fajne, wiec nie narzekam:))
UsuńAle Ci zazdroszczę:) Własne figi:) I taka fajna robota:) Rezultaty - imponujące!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne:)
Każdy "własny" owoc jest fajnie przerabiać. Dla mnie ważne jest, ze robię przetwory z owoców, których nie kupuję. To prawie tak jakbym żyła w czasach "zbieractwa" :)) No i mam wtedy pewność, ze dojrzały naturalnie i na słońcu.
OdpowiedzUsuńJakie one muszą być pyszne! Aż mi ślinka leci!
OdpowiedzUsuńTyle sie ich "naprobowalam" przy przygotowywaniu, ze teraz musze troche odczekac, by na nowo sie cieszyc tym smakiem, ale musze nieskromnie przyznac, ze chyba wyszly niezle, bo inni tez tak powiedzieli :)
UsuńNiko, czy ja już tu wczoraj nie napisałam, że przyszła? Jest, mam ją i uroczyste otwarcie nastąpi na wsi, gdzie jedziemy na weekend. :) Dziękuję Ci już, ale jeszcze będę po próbowaniu :)
UsuńNapisałaś :)) , tyle, ze pod naszym dialogiem w poście o podsumowaniu wrześniowym :) A ja nawet tez ci odpowiedziałam:)
UsuńMiłego weekendu na wsi.
Ja ten weekend spędzam "parysko", bo dziś będzie "Biała noc" ("Nuit Blanche"), wielkie wydarzenie artystyczne na świeżym (!) powietrzu :))
Napracowałaś się ale efekt na pewno jest wspaniały
OdpowiedzUsuńdo tego będę miała okazję spróbować!
taka wiadomość z samego rana - You made my day!
ale się cieszę, pozdrawiam!
Czasem nawet taka mala rzecz moze cieszyc :)
Usuńnigdy nie probowalam fig ;P
OdpowiedzUsuńO ile dobrze pamietam, to jest szansa, ze od przyszlego roku znajdziesz sie w Barcelonie... To niedaleko i tez tam lubia figi, wiec bedziesz miala wiele okazji do degustacji :)
Usuńciekawa jestem smaku... bo jedyne jakie jadłam to suszone... Ciekawy blog! Obserwuję!
OdpowiedzUsuńSmak jest taki slodkawy z nikla nutka pomaranczy w tle i takimi chrupiacymi pesteczkami, ktore wchodza miedzy zeby :)
UsuńTrudno opisac, ale to mile uczucie... Mam nadzieje, ze uda ci sie wktrotce skosztowac, choc kupne konfitury figowe sa nieco inne i mnie juz teraz nie smakuja, bo wole moje wlasne :)
Rety, to jakieś szaleństwo! Nie dość, że figi - moje ukochane owoce (można mnie dosłownie kupić i obłaskawić świeżymi figami w każdych okolicznościach!), to jeszcze tak profesjonalnie zapakowane... U nas słoiczki z recyklingu i tylko zielone, bo polskie, gorzkawe brzoskwinie!
OdpowiedzUsuńNo to juz wiem co zrobic gdybym chciala cie kiedys oblaskawic :))
UsuńJa tez uzywam czesto sloiczkow z recyklingu, ale jak sie skoncza, a owoce na gazie to nie ma wyboru i wtedy inwestuje w te sliczne markowe :)))
Woda kwiatu pomarańczy? Ależ to brzmi.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że czytałam właśnie relację z raju.
Figowiec chyba zachęca do leniuchowania. Pracuś z Ciebie :).
JAk jest upal, to tylko w cieniu figowca (albo w piwnicy) da sie wytrzymac. To tam wlasnie i pracujemy i leniuchujemy.
UsuńFakt, ze ja tez czasem czuje sie jak w raju :)))
A ta "woda" to taka woda zapachowa. Moze kwiat pomaranczy nie da sie skroplic w formie olejku jak wanilia czy migdaly. To przesliczny delikatny aromat, ktory bardzo wysubtelnia smaki owocow.
Pozdrawiam
jak milo wpasc niespodziewanie na takiego bloga! nawet o tak nieprzyzwoitej porze, by w brzuchu zaburczalo na widok figowej konfitury:) dziekuje i pozdrawiam spod Paryza:)
OdpowiedzUsuńWitaj mimi:)
UsuńCiesze sie, ze tu wpadls mimo tej nieprzyzwoitej pory. Mam nadzieje, ze bedziesz wpadac czesciej. Pora nie gra roli :)))
Jak ja Ci zazdroszcze tego ciepelka! Tych fig! U nas juz jesien wyciaga swoje zimne lapska...
OdpowiedzUsuńFakt, ze na pludniu dzis bylo ciagle jeszcze 27 stopni, ale nie zazdrosc mi tak bardzo, bo caly tydzien pracuje na polnocy i tu juz prawdziwa jesien, deszcz i momentami nawet 8 stopni o poranu :)))
UsuńDlatego tak bardzo czekam na kazdy weekend na poludniu, bo wtedy sobie podladowuje akumulator "sloneczny" na nastepne dni:)
Pozdrawiam
Nika
Fajnie, że do mnie zagladasz :) ja w tym roku po raz pierwszy robiłam konfitury figowe . Figi przywiozłam z Keffaloni drzewa rosły tam jak chwasty , wyszło mi mało słoiczków i po obdarowaniu najbliższych i wybranych został mi tylko jeden mały słoiczek ..
OdpowiedzUsuńNo to ten jeden stal się wyjątkowo wartościowy i pewnie czeka na jakąś szczególną okazje?
UsuńNiko, pysznie to wygląda.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się, że nigdy konfitury z fig nie jadłam ;)
O.
Chyba pora nadrobić to niedociągnięcie :)))?
UsuńPeiknie wygladaja te konfitury!
OdpowiedzUsuńJa tez skusulam sie by przygotowac po raz pierwszy kofnitury w moim zyciu i wyszly pycha:)
Dzięki :)
UsuńA twoje pierwsze własnoręcznie wykonane konfitury były tez z fig czy z jakichś innych owoców?