poniedziałek, 16 września 2013

Konfitury figowe, czyli słodki wrzesień

        Konfitury figowe kojarzą mi się z jesienią. Może dlatego, że są brązowe? A może dlatego, że nasze drzewo figowe koło domu na ogół dojrzewa na początku września? I choć za oknem świeci słońce i jest 26°C, podczas gdy w Paryżu czy Brukseli jest stopni raptem kilkanaście i pada deszcz, to i tu czuć już nadchodzącą "złotą" jesień.


Figowiec jest wyższy od domu, więc nawet ze strychu widać w dwóch oknach jego piękne liście. Wśród gałęzi wiją się  pnące kwiaty (nawet tak wysoko:) i gdy rano budzę sie , to taki właśnie  mam widok z jednego z okien.
To zdjęcia jeszcze z sierpnia, gdy wszystkie figi były jeszcze zielone.


   W miniony weekend, po piątkowym spotkaniu z przyjaciółkami w Paryżu (pozdrawiam was serdecznie "Pecetki" :), zerwałam się  w sobotę jak skowronek i pomknęłam 300 na godzinę do domu robić konfitury figowe. 
    Wiedziałam, że powinnam się w tym roku pośpieszyć, bo ptaki non stop wyjadają mi słodki miąższ z fig. W zeszłym roku byłam zbyt zajęta i ani się nie obejrzałam, jak mi wszystko wyjadły. Uratowałam może z 40 fig do zamrożenia. Na szczęście miałam jeszcze sporo konfitur figowych sprzed dwóch lat, więc nic sie nie stało i im (=ptakom) wybaczyłam. 


A to już zdjęcia sprzed dwóch dni. Widać, że część fig już dojrzała, choć sporo jeszcze zielonych "na potem"

     W tym roku chciałam jednak zdążyć przed ptaszyskami, a że zajęć od początku września mi nie brak, więc musiałam z góry zaplanować "akcję figi" na konkretny dzień. 
Figi zostały więc zebrane o czasie, choć z narażeniem życia. Życia małżonka, nie mojego, bo to on właził na dach sąsiedniego budynku gospodarczego, a ja tylko się "niepokoiłam"... 

   Kłopot w tym, że nasz figowiec nie rośnie dla owoców, tylko dla cienia za domem i na tarasie. Nikt go tam bardzo nie przycina, więc wyrósł ogromny. A że zasadził go pradziadek małżonka, to logiczne, że to on - a nie ja -  skakał po dachach:))  Tym bardziej, że mam lęk wysokości.

   Pazerna nie byłam i zadowoliłam się 5 kilogramami owoców. Jest ich wiecej, ale trzeba by wezwać jakiś wóz strażacki z drabiną, a nie mamy zaprzyjaźnionych strażaków. Zostanie więc dla ptaków.
Na samo drzewo lepiej nie wchodzić, bo jest łamliwe i można kark skręcić.




Niżej też jest jeszcze trochę zielonych fig, więc może następnym razem coś jeszcze uda się zebrać. 

Z zebranych 5 kilogramów po przebraniu i pokrojeniu, zostało raptem 4,5 kg (niektóre były przejrzałe w środku). Dodałam  2 kg cukru i zostawiłam , żeby puściły sok. 

W tym czasie pojechaliśmy sobie nad morze, bo chciałam odwiedzić pewne miejsce w Collioure, o którym wkrótce napiszę. Dokupiliśmy też trochę słoików, bo już nie miałam małych (nawet te z odzysku zużyłam latem przy morelach, brzoskwiniach i renklodach).




   Po powrocie zaczęłam przesmażać figi. Nie musiałam dodawać ani wody ani żadnego soku cytrynowego, bo figi puściły tyle swojego, że aż pływały. 



Gotowałam je mieszając i dyskutując z moim "kontrolerem jakości" - Moną. 


Moja asystentka Mona miała ogromny dylemat: pilnować jakości wykonania konfitur z fig
z "jej" drzewa, czy wskoczyć na to swoje drzewo, i złapać  bezczelnego ptaka,
 który ośmielił się usiąść na gałęzi w zasięgu jej wzroku?

   Gdy skończyłam zrobiło sie już ciemno, wiêc operacjê nakładania do słoików przełożyłam na niedzielny poranek. 

    Rano jednak była okropna burza i deszcz. Gdy wstałam całe podwórko było mokre i bałam sie, że znów zacznie padać. Laboratorium więc zostało zorganizowane w kuchni (nakładanie rozgrzanej ponownie konfitury do słoików), a pasteryzowanie odbyło się w budynku gospodarczym. 
W sumie nie było to konieczne, bo około jedenastej świeciło już znów śliczne słońce.




    Gdy podgrzewałam rano konfitury, dolałam trochę wody kwiatu pomarańczy, gdyż smak samych fig wydał mi się zbyt mdły, a z taką delikatną nutą kwiatu pomarańczy bardzo mi się podoba.





Pasteryzacja trwała ponad dwie godziny, a ja w tym czasie szybko przygotowałam naklejki. Po wyjęciu i wystygnięciu słoiczków, nakleiłam od razu naklejki i umyłam cały sprzęt, bo nie ma nic gorszego, niż zaschnięte ślady konfitur :)

W sumie wyszło mi 28 słoiczków.... 
Mogłam uznać operację pod haslem "figi" za zakończoną :)  i wrócić do pracy do deszczowej północnej krainy.

Część niedzielnej "produkcji" :)

________________________________
Poniżej podaję linki do wpisów o poprzednich tegorocznych konfiturach w moim wykonaniu:

_________________________________




34 komentarze:

  1. Très très joli reportage, bien expliqué, bien présenté, de belle qualité comme la confiture le sera sans doute....et je le saurai puisque j'aurai le grand bonheur, en plus de lire, de déguster. Merci Nika

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam figowe konfitury!!! Co prawda nigdy sama nie robiłam, bo u nas jedna figa kosztuje 1 zł więc tak jakby bez sensu. Ale uwielbiam :)
    A te naklejki sama robisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, naklejki robię sama. Te na figi zrobiłam na picasa na podstawie zdjęcia zrobionego pokrojonym figom.
      Wydrukowałam na zwykłym papierze, wykroiłam nożyczkami z ząbkami i nakleiłam zwykłym klejem do papieru na słoiczki.
      W sumie największy koszt to chyba zużycie tuszu z drukarki :)

      Usuń
  3. Zapowiada się bardzo długa zima...;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, figi prosto z drzewa. Takie smakuja najlepiej:) Konfitury smakuja pewnie bosko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, ze każde owoce, które maja okazje dojrzewać na drzewie (a nie w chłodni) zawsze smakują najlepiej. Szkoda, ze nie mam np czereśni, albo śliwy. Do tego jakiś krzaczek malin i agrestu .... mniam. No ale figi tez fajne, wiec nie narzekam:))

      Usuń
  5. Ale Ci zazdroszczę:) Własne figi:) I taka fajna robota:) Rezultaty - imponujące!
    Pozdrowienia serdeczne:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Każdy "własny" owoc jest fajnie przerabiać. Dla mnie ważne jest, ze robię przetwory z owoców, których nie kupuję. To prawie tak jakbym żyła w czasach "zbieractwa" :)) No i mam wtedy pewność, ze dojrzały naturalnie i na słońcu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakie one muszą być pyszne! Aż mi ślinka leci!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle sie ich "naprobowalam" przy przygotowywaniu, ze teraz musze troche odczekac, by na nowo sie cieszyc tym smakiem, ale musze nieskromnie przyznac, ze chyba wyszly niezle, bo inni tez tak powiedzieli :)

      Usuń
    2. Niko, czy ja już tu wczoraj nie napisałam, że przyszła? Jest, mam ją i uroczyste otwarcie nastąpi na wsi, gdzie jedziemy na weekend. :) Dziękuję Ci już, ale jeszcze będę po próbowaniu :)

      Usuń
    3. Napisałaś :)) , tyle, ze pod naszym dialogiem w poście o podsumowaniu wrześniowym :) A ja nawet tez ci odpowiedziałam:)
      Miłego weekendu na wsi.
      Ja ten weekend spędzam "parysko", bo dziś będzie "Biała noc" ("Nuit Blanche"), wielkie wydarzenie artystyczne na świeżym (!) powietrzu :))

      Usuń
  8. Napracowałaś się ale efekt na pewno jest wspaniały
    do tego będę miała okazję spróbować!
    taka wiadomość z samego rana - You made my day!
    ale się cieszę, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. nigdy nie probowalam fig ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ile dobrze pamietam, to jest szansa, ze od przyszlego roku znajdziesz sie w Barcelonie... To niedaleko i tez tam lubia figi, wiec bedziesz miala wiele okazji do degustacji :)

      Usuń
  10. ciekawa jestem smaku... bo jedyne jakie jadłam to suszone... Ciekawy blog! Obserwuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smak jest taki slodkawy z nikla nutka pomaranczy w tle i takimi chrupiacymi pesteczkami, ktore wchodza miedzy zeby :)
      Trudno opisac, ale to mile uczucie... Mam nadzieje, ze uda ci sie wktrotce skosztowac, choc kupne konfitury figowe sa nieco inne i mnie juz teraz nie smakuja, bo wole moje wlasne :)

      Usuń
  11. Rety, to jakieś szaleństwo! Nie dość, że figi - moje ukochane owoce (można mnie dosłownie kupić i obłaskawić świeżymi figami w każdych okolicznościach!), to jeszcze tak profesjonalnie zapakowane... U nas słoiczki z recyklingu i tylko zielone, bo polskie, gorzkawe brzoskwinie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to juz wiem co zrobic gdybym chciala cie kiedys oblaskawic :))
      Ja tez uzywam czesto sloiczkow z recyklingu, ale jak sie skoncza, a owoce na gazie to nie ma wyboru i wtedy inwestuje w te sliczne markowe :)))

      Usuń
  12. Woda kwiatu pomarańczy? Ależ to brzmi.

    Wydaje mi się, że czytałam właśnie relację z raju.

    Figowiec chyba zachęca do leniuchowania. Pracuś z Ciebie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JAk jest upal, to tylko w cieniu figowca (albo w piwnicy) da sie wytrzymac. To tam wlasnie i pracujemy i leniuchujemy.
      Fakt, ze ja tez czasem czuje sie jak w raju :)))
      A ta "woda" to taka woda zapachowa. Moze kwiat pomaranczy nie da sie skroplic w formie olejku jak wanilia czy migdaly. To przesliczny delikatny aromat, ktory bardzo wysubtelnia smaki owocow.
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. jak milo wpasc niespodziewanie na takiego bloga! nawet o tak nieprzyzwoitej porze, by w brzuchu zaburczalo na widok figowej konfitury:) dziekuje i pozdrawiam spod Paryza:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj mimi:)
      Ciesze sie, ze tu wpadls mimo tej nieprzyzwoitej pory. Mam nadzieje, ze bedziesz wpadac czesciej. Pora nie gra roli :)))

      Usuń
  14. Jak ja Ci zazdroszcze tego ciepelka! Tych fig! U nas juz jesien wyciaga swoje zimne lapska...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, ze na pludniu dzis bylo ciagle jeszcze 27 stopni, ale nie zazdrosc mi tak bardzo, bo caly tydzien pracuje na polnocy i tu juz prawdziwa jesien, deszcz i momentami nawet 8 stopni o poranu :)))
      Dlatego tak bardzo czekam na kazdy weekend na poludniu, bo wtedy sobie podladowuje akumulator "sloneczny" na nastepne dni:)
      Pozdrawiam
      Nika

      Usuń
  15. Fajnie, że do mnie zagladasz :) ja w tym roku po raz pierwszy robiłam konfitury figowe . Figi przywiozłam z Keffaloni drzewa rosły tam jak chwasty , wyszło mi mało słoiczków i po obdarowaniu najbliższych i wybranych został mi tylko jeden mały słoiczek ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to ten jeden stal się wyjątkowo wartościowy i pewnie czeka na jakąś szczególną okazje?

      Usuń
  16. Niko, pysznie to wygląda.
    Przyznaję się, że nigdy konfitury z fig nie jadłam ;)
    O.

    OdpowiedzUsuń
  17. Peiknie wygladaja te konfitury!
    Ja tez skusulam sie by przygotowac po raz pierwszy kofnitury w moim zyciu i wyszly pycha:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      A twoje pierwsze własnoręcznie wykonane konfitury były tez z fig czy z jakichś innych owoców?

      Usuń