Wracałam dziś z pracy dość zmęczona po całym dniu pełnym zamętu.
Wracałam pieszo, bo metro zamknięte. Nie jeździły ani autobusy ani tramwaje.
Po drodze mijały mnie pędzące na sygnale samochody policyjne. Te nieoznakowane i te oficjalne.
Dokąd jeszcze tak gnały?
Słońce świeciło wiosennie, starszy pan jak co dzień karmił w Parku Leopolda łabędzie i dzikie kaczki.
Ludzi było na ulicy sporo. Szli parami. Szli pojedynczo. Szli grupami. Nikt się nie uśmiechał. Twarze skupione. Twarze zmartwione. Twarze pełne niepokoju. Każdy śpieszył do swego domowego świata jak do oazy spokoju. Niektórzy rozmawiali. Inni do kogoś dzwonili. Temat był jeden i ten sam.
Barierki, zerwane taśmy policyjne. Zupełnie jak na jakimś amerykańskim filmie kryminalnym. Ale już jest po wszystkim, już odjechali i tylko wiatr targa tymi zerwanymi taśmami z napisem POLICE POLITIE