Cóż takiego ma w sobie Sylwester pod gołym niebem, że w tylu miejscach na świecie ludzie wychodzą na ulice i place, by razem spędzić ten dłuższy lub krótszy moment o północy?
Zawsze mnie to zastanawiało, intrygowało i pociągało, aż w końcu kiedyś sama spróbowałam i... polubiłam. Nie pamiętam już nawet kiedy był ten pierwszy raz, ale na tyle dawno temu, że na pewno jeszcze nawet nie było na świecie czegoś takiego jak blog.
Od czasu, gdy zaczęła się moja przygoda z blogiem, tylko jeden raz opisałam powitanie Nowego Roku pod gołym niebem, a bylo to trzy lata temu w Collioure nad Morzem Śródziemnym (wpis na blogu tu).
Rok 2016 powitałam na Champs Elysées, czyli na paryskich Polach Elizejskich, a że jest to pierwszy raz w moim blogowym życiu, więc postanowiłam zrobić krotką fotorelację z tego niecodziennego wieczoru.
Dzień przed Sylwestrem opublikowałam wpis z poradami praktycznymi i fajnie było dostać od was maile i przeczytać komentarze, potwierdzające, że mój tekst się komuś przydał. W zasadzie szkoda tylko, że nie opublikowałam go nieco wcześniej, ale jakoś nie przyszło mi to po prostu wcześniej do głowy.
Tak jak wspomniałam w tamtym tekście, początek wieczoru zaplanowałam (jako typowa nie tyle teatromanka co teatromaniaczka) oczywiście w teatrze. W Paryżu to dość popularny sposób na spędzenie pierwszej części wieczoru sylwestrowego.
Po spektaklu ludzie idą balować do domu, do restauracji czy klubów albo pubów, albo jak my - wybierają się powitać Nowy Rok w jakimś fajnym miejscu pod gołym niebem. Można iść pod Wieżę Eiffela, na Montmartre czy pod Katedrę Notre-Dame, ale najbardziej emblematycznym miejscem w Sylwestra są oczywiście Pola Elizejskie.
W tym roku miał miejsce tylko krotki spektakl "światło i dźwięk" i do tego bez sztucznych ogni. Tysiące osób witało Nowy Rok na najpiękniejszej (ponoć) ulicy świata! Myślałam, że będzie luźniej niż w zeszłym roku, bo po zamachach część społeczeństwa jest nieco jeszcze wytrącona z równowagi i unika zgromadzeń tego typu jako zbyt "ryzykownych". Na dodatek program obchodów został bardzo uproszczony po zamachach listopadowych.
Tymczasem tłumy były jak zwykle. Bezpieczeństwo zapewniło w stolicy i na przedmieściach 11 tysięcy policjantów i żołnierzy. To dzięki nim wszystko odbyło się bez problemów.
Aby dostać się na Pola od strony Placu Concorde, dokąd dotarliśmy po teatrze około 22h30 metrem, trzeba było przebijać się wśród ogromnej masy ludzkiej.
Tłum przed pierwszym kordonem policyjnym. |
Pierwszy kordon policji, a dokladniej CRS (francuski odpowiednik polskich OPP czy ZOMO z okresu PRL-u) ustawił się już na samym początku Champs Elysées, może z 50 metrów od Placu Zgody (Concorde). Na chodniiku z prawej i lewej odbywała się kontrola osobista wpuszczanych osób, a sama ulica została zabarykadowana furgonetkami. Po tym pierszym kordonie można było pójść już nieco luźniejszą ulicą, na której właśnie wstrzymano ruch samochodowy.
Pierwszy kordon policyjny widziany od wewnątrz, furgonetki blokujące Pola Elizejskie. |
Szybkim krokiem poszliśmy więc dalej aż do Ronda Roosvelta i tu gdzie rozpoczyna się tak zwana górna część Champs Eleysées, stał drugi kordon CRS i kolejna kontrola. Jeśli ktoś chciał wejść w tę część dla "wybrańców", to musiał rozstać się z pewnymi akcesoriami sylwestrowymi, gdyż tym razem nie można było mieć ze sobą żadnej szklanej butelki.
Miałam oczywiście ze sobą butelkę szampana i kieliszki, więc musieliśmy zadecydować, czy wolimy wypić o północy lampkę szampana dokładnie w połowie Pól Elizejskich, oglądając spektakl na jednym z ekranów ustawionych wzdłuż lewego chodnika, czy też rezygnujemy z szampana i idziemy ile się da aż pod sam Łuk Triumfalny, na fasadzie którego będzie wyświetlany cały "film"?
Prawdę mówiąc wahaliśmy się przez dosłownie dwie sekundy i moja pięknie schłodzona buteleczka szampana "fillette" (tu wpis o rozmiarach butelek dla zainteresowanych:) wylądowała w kontenerze na śmieci przy kordonie policyjnym. Eh, oui...
Trudno, szampana możemy przecież sobie wypić w każdej chwili, a spektakl na Łuku Triumfalnym na powitanie Nowego Roku 2016 jest tylko raz!
W ten oto sposób po raz pierwszy w mym dorosłym życiu powitałam Nowy Rok bez kropli alkoholu o północy!
Dlaczego o tym wspominam? Bo od paru lat coraz częściej się zdarza, że na tego typu imprezach obowiązuje zakaz przynoszenia alkoholu w szklanych butelkach. Co przezorniejsi mieli wino przelane do plastikowych butelek i plastikowe kieliszki. Niby profanacja dla smakosza, no ale jeśli ktoś koniecznie chce wznieść toast o północy, to okazuje się to jedynym rozwiązaniem ( bo nie biorę pod uwagę zamieszkania przy Champs Elysées nawet na kilka dni:)
Mnie nie przyszło to do głowy, ale szampana i tak bym nie przelała do plastikowej butelki :)
Im bardziej zbliżaliśmy się do Łuku, tym gęściej robiło się na ulicy. Niektórzy byli w okolicy od godziny czy dwóch, a gdy my tam dotarliśmy, tłum gęstniał z minuty na minutę.
Widok w kierunku Placu Concorde |
Dookoła słychać było różne języki. Ludzie przychodzili parami, grupami, rodzinami. Osoby o różnorodnej karnacji skory i z różnym wieku, od dzieci (nielicznych, ale jednak obecnych) po starsze osoby.
Wszyscy przyszli powitać Nowy Rok właśnie w sercu Paryża, gdzie z megafonów słychać było nostalgiczne piosenki o Paryżu. Od tych śpiewanych przez Mistinguett czy Josephine Baker, po całkiem współczesne. Gdy zaś Joe Dassin zaczął śpiewać swoje nieśmiertelne "Oooo! Champs Elysées!", to prawie wszyscy śpiewali razem z nim ciszej lub głośniej, choć na codzień pewnie uważają to za staroć:)
Ciekawa jestem czy jest ktoś gdziekolwiek na świecie, kto nigdy tej piosenki nie słyszał?
No, może jednak gdzieś jest, ale to chyba musi być naprawdę hen, hen za górami, za lasami? :)
Początkowo władze miasta ogłaszały, że spektakl zacznie się o 23:50 i potrwa 10 minut kończąc się odliczaniem. Ostatecznie jednak zaczął się o 23:55 i potrwał do 00:05. Odliczanie sekund było w środku.
Teraz już pozostawiam was z kilkoma zdjęciami z tego wzruszającego (mimo wszystko) momentu.
I jeszcze raz życzę szczęśliwego nowego roku 2016:)
Łuk Triumfalny rozświetlony francuską flagą na kilka minut przed północą. |
A na koniec zapraszam was do obejrzenia znalezionego na YT amatorskiego filmiku, który jest całkiem nieźle nakręcony (mniej więcej z tego samego miejsca gdzie i my byliśmy) i oddaje dość wiernie panującą tam o północy atmosferę.
Naprawdę fajnie jest moc mieć tego typu wspomnienia, czego każdemu z was życzę:)
nigdy nie byłam w Sylwka pod chmurką może dlatego, że jestem ciepłolubna ... ale pewnie też bym polubiła
OdpowiedzUsuńW tym roku było wyjątkowo ciepło (i sucho), ale na chłodniejsze okazje wypada się jednak odpowiednio ciepło ubrać i obuć:)
Usuńwow! moje marzenie :)))))
OdpowiedzUsuńdzięki Kochana za relację i zdjęcia ;*
Ciesze się:) A marzenie jak najbardziej do zrealizowania:)
UsuńWspaniała relacja, to musiało być cudne przeżycie! Jestem też pod ogromnym wrażeniem organizacji całego wydarzenia, niełatwo zapanować nad tak potężną imprezą, a wygląda na to, że Francja poradziła sobie wyśmienicie :))
OdpowiedzUsuńja sylwestra spędziłem... w motelu na Ukrainie, za zimno było na wychodzenie ;)
OdpowiedzUsuńJa jestem zmarzluchem i zdecydowanie wole Sylwestra w ciepelku. Imprezy na swiezym powietrzu zima, to nie dla mnie. :)
OdpowiedzUsuńPięknie wszystko oświetlone i jak widać ludzie nie dali się zastraszyć!
OdpowiedzUsuńEch, to byłas w samym centrum wydarzeń i ja przez moment tam się przeniosłam niemalże ciałem i duszą! :) pewnie butelka szampana warta była poświęcenia :) czuję, że to bedzie dobry rok! :)
OdpowiedzUsuń