Biorąc pod uwagę aurę, to miesiąc temu czułam się dużo bardziej zimowo i świątecznie, niż teraz w ostatnich dniach grudnia. Miesiąc temu byłam w chłodnym (choć nie mroźnym) Strasburgu i akurat otwarto tam jarmark bożonarodzeniowy. Okres świąteczny zaś spędzam na wsi na południu Francji i temperatura oscyluje w ciągu dnia w okolicy 18-tu stopni, a słońce przygrzewa krótko, ale mocno. Ale tak to już bywa, że święta na południu nie mają tego samego charakteru co na północy. Gdybyśmy ruszyli w podróż np 90 km dalej do Fort-Romeu, sporej stacji narciarskiej w pobliskich Pirenejach, to może byłoby zupełnie inaczej. Ale tak, czuję się niemalże wiosennie widząc gdzieniegdzie już kwitnące w dwumiesięcznym wyprzedzeniem, mimozy.
Tyle tylko, że kilka lat temu szukałam po sklepach prawdziwych choinek, które są tu raczej jedną z nowszych tradycji, a w tym roku były w sprzedaży nawet w pobliskim miasteczku.
Zamówione owoce morza czekające na odbiór w sklepie rybnym |
PRZY ŚWIĄTECZNYM STOLE
Na południu utrzymują się pewne tradycje związane z katalońskimi korzeniami regionu, ale jednak większość potraw jest podobna jak w całej Francji. Obowiązkowe są owoce morza, które najczęściej zamawia się w sklepie rybnym na specjalnej tacy z lodem. Nie może zabraknąć wędzonego łososia, gęsich lub kaczych wątróbek (foie gras) oraz kapłona, indyka lub perliczki nadziewanych farszem z kasztanów lub wątróbek. Do tego oczywiście typowy deser francuski zwany bûche de Noël, ewentualnie inny równie odświętny zwany omlette norvégienne. No i oczywiście kolosalne ilości czekoladek zjadane w okresie świątecznym przy każdej okazji. Tu na południu kolacja wigilijna nie jest tak istotna jak w Polsce. Na ogół dopiero po pasterce zjadało się trochę lokalnych łakoci (turrón, nugat) a czasem prawdziwy posiłek. Z czasem tradycje te nieco zanikają. Najważniejszy jest oczywiście obiad w dniu Bożego Narodzenia, który ma miejsce po porannych zachwytach nad prezentami przyniesionymi nocą przez Mikołaja.
Tradycyjne Bûche de Noël w wersji lodowej |
PASTERKA
Zatytułowałam ten podrozdział nieco ogólnie, ale w rzeczywistości odbywają się Msze Wigilijne (Messe de Réveillon de Noël - 24 grudnia) oraz Msze Bożonarodzeniowe (Messe de Noël - 25 grudnia). Drugi dzień świąt we Francji jest dniem świątecznym jedynie w Alzacji. Natomiast w całej pozostałej części kraju, czyli również i na południu, jest to już zwykły dzień pracujący.
Natomiast znalezienie kościoła i pasterki jest już pewnym wyczynem czy to 24 czy 25 grudnia. Sporo osób udaje się do kościoła z tej okazji. Często jest to ich jedyna z roku bytność w kościele, bo choć uważają się za katolików, to nie znaczy jeszcze, ze poczuwają się do regularnego uczęszczania na msze.
O ile w Perpignan jest kilka mszy świątecznych, o tyle już w pozostałych miejscowościach jest ich dużo mniej. Księży jest niewielu i jeżdżą od jednego kościoła do drugiego. W tym roku np. msza w naszym pobliskim Le Boulou miała miejsce w Wigilię o 18:00. Ponieważ u nas w domu Kolacja Wigilijna jest najważniejsza, to szukałam miejsca gdzie msza miałaby miejsce wieczorem i w miarę blisko. Nasz wybór padł na przepiękną Katedrę w położonym od nas o 15 kilometrów Elne, gdzie Pasterka miała miejsce o 21:30.
Tłumów nie było, ale jak na Francję to i tak frekwencja była duża. Tym bardziej, że każda tegoroczna pasterka celebrowana w Pirenejach Wschodnich odbywała się pod kontrolą patroli żandarmerii lub policji. W Elne przy wejściu widać było 7 żandarmów w pełnym uzbrojeniu, czyli w kamizelkach kuloodpornych i z karabinami gotowymi do strzału.
O ile do podobnego widoku przed Katedrą Notre-Dame w Paryżu przyzwyczaiłam się już dawno, o tyle w malutkim Elne obecność żandarmów nabiera zupełnie innego wymiaru. Zagrożenie terrorystyczne staje się bardziej realne.
Same pasterki we Francji lubię, bo są uroczyste, ale bez jakiejś zbędnej pompy. Ludzie, którzy na nie przychodzą, robią to dla siebie, a nie po to by być dobrze widzianym wśród sąsiadów czy przez księdza. Magia Bożego Narodzenia jest odczuwalna w każdej pieśni, a pieśni religijne są przeplatane tradycyjnymi kolędami francuskimi. A ponieważ jesteśmy jednak w Roussillon, czyli Rosseló (po katalońsku), to nie może zabraknąć tradycyjnych kolęd katalońskich.
No i na szczęście w kościele każdy ma kartkę z tekstem pieśni i kolęd, bo inaczej niewiele osób by wiedziało co śpiewać.
No, może poza skoczną kolędą "Il est né le divin enfant" :)
"Il est né le divin enfant" -
"Urodziło się boskie dzieciątko"
- kolęda francuska
Ja też czułem bardziej świąteczny klimat miesiąc temu, gdy spadło sporo śniegu i zrobiło się naprawdę biało. Nie na długo jednak.
OdpowiedzUsuń