środa, 27 sierpnia 2014

Les Gorges de la Fou (Wąwóz strumienia Fou), czyli atrakcja w Vallespir

Usytuujmy najpierw miejsce, o którym chcę wam dziś napisać, bo trafić tam przy okazji jest raczej trudno. Trzeba pojechać specjalnie.

Wyobraźmy sobie, że jedziemy autostradą A9 z Montpellier, przez Perpignan i dalej na południe w stronę hiszpańskiej granicy w Perthus (tzn byłej granicy).
Ostatni na terenie Francji zjazd z autostrady jest w miasteczku Le Boulou. Tutaj należy skręcić na prawo, w kierunku do Céret, dalej do Amelie-Les-Bains i aż do Arles-sur-Tech.

Te trzy miejscowości leżą w Dolinie rzeki Le Tech i jadąc aż do Arles-sur-Tech oddalamy się coraz bardziej od Morza Śródziemnego, wspinając się równocześnie coraz wyżej.
Region ten nazywa się Vallespir…

I tam właśnie ...




Droga wije się wzdłuż rzeki Le Tech i parę kilometrów za Arles-sur-Tech znajduje się skarb natury, wąwóz strumienia La Fou, czyli Gorges de la Fou.

Jeśli traficie na upały, to jest to odpowiednie miejsce na zwiedzanie nawet w środku dnia, bo panuje tam przyjemny chłodek o temperaturze 14°C.





Po zakupieniu biletu wstępu każdy otrzymuje
obowiązkowy kask plastikowy(do zwrotu po powrocie).



Trasa o dlugosci 1500 m (sama szczelina ma 1759 m dlugosci)  jest zabezpieczona i nawet male dzieci pod opieka rodzicow moga bezpiecznie zwiedzac wąwóz, ktory w najwezszym miejscu ma zaletwie 1 metr. Glebokosc rozpadliny wydrazonej przez strumien w wapiennej skale siega miejscami nawet  250 m. Oczywiscie trasa dla zwiedzajacych to tylko czesc tego zjawiska geologicznego. Jest bowiem duzo grot i bocznych korytarzy, do ktorych zabezpieczona kladka nie zostala doprowadzona.



Trasa przebiega metalowym chodnikiem-kladka. Jest od na tyle szeroki, ze moga sie minac dwie osoby (powrot odbywa sie ta sama droga). Boki zabezpieczone sa nie tylko rampa, ale i siatka metalowa. W kilku miejscach zrobiono wysepki z lawka, na ktorej mozna chwile sobie odpoczac.




Każdy metr kładki, po której chodzą turyści zabezpieczony jest mocna siatka kilka metrów wyżej.
 I spoglądając na ilość małych kamieni i gałęzi, nie jest to zbyteczne zabezpieczenie.




Jedna z grot w wąwozie. Ta poświęcona jest Świętemu Janowi Baptyscie i pięknie podświetlona, by każdy mógł podziwiać małą statuetkę świętego.






Podczas wizyty widzieliśmy aż piec kasków w nurcie strumienia La Fou. Najwyraźniej niektórzy zbyt mocno się pochylali by podziwiać piękno nurtu. Ciekawe ile ich kosztowała ta "przyjemność", bo z pewnością musieli zapłacić jakąś karę za niezwrócenie kasku po wizycie :)
Przechodząc przed tę grotę każdy doceniał kask na głowie, bo woda kapała dość obficie :)


Jeden z najwęższych odcinków rozpadliny
Roślinność jest bardzo zielona i wręcz bujna,
jak na niesprzyjające warunki, w jakiej musi się rozwijać 

Platforma widokowa w najwyższym punkcie trasy.
Tu trzeba zrobić w tył zwrot i ruszyć w drogę powrotną.




Po zakończeniu wizyty oddaje się wypożyczone kaski plastikowe, które od razu są myte i dezynfekowane, a następnie suszone.


Podsumowując:

  • świetną wizyta "na ochłodę" podczas największych upałów latem
  • zabrać jakieś okrycie, bo 14 ° to jednak chłodno 
  • zabrać coś do picia, bo wewnątrz nic nie ma, a kładka przebiega zbyt wysoko ponad strumieniem, by sobie popróbować źródlanej wody :)
  • pójść do toalety przed wizyta, bo na miejscu nic z tego :)
  • zwierzęta nie są wpuszczane
  • sprawdzić godziny otwarcia i ceny biletów na stronie internetowej http://www.les-gorges-de-la-fou.com (aktualnie cena za dorosłego 9,50€)
  • po wyjściu jest gdzie odpocząć i nawet pożywić się
  • na jednym z tarasów barowych pomiędzy parkingiem i wejściem, można skonsumować własny prowiant
Innymi słowy, świetna wycieczka dla każdego, nawet dla rodzin z dziećmi… 

Roussillon kryje wiele takich miejsc, które urozmaicą nawet zwykły pobyt wypoczynkowy na nadmorskich plażach.
Polecam :)

wtorek, 19 sierpnia 2014

Sztuczne ognie w Collioure w wersji letniej


Najważniejszym wydarzeniem sezonu letniego są w Roussillon obchody dni Świętego Wincentego, patrona nadmorskiej wioski Collioure. Trwają one trzy dni , w tym zawsze 15 sierpnia. 

Przez trzy dni jedni świętują, a inni cierpią gehennę. Miasto jest oblężone każdego dnia przez tłumy turystów, korki na drogach dojazdowych zaczynają się dobrych kilka kilometrów przed samym Collioure. 

Równocześnie trwa zabawa w najlepsze, wszędzie są koncerty, tance i uroczyste msze.

Jednak najważniejszym momentem pozostaje wieczorny pokaz sztucznych ogni w zatoce, na tle kościoła i zamku. To ten moment oznacza w praktyce koniec lata i oczekiwanie na winobranie (Collioure jest otoczone winnicami, choć leży nad morzem).

W zeszłym roku wybraliśmy się na oglądanie sztucznych ogni samochodem. Naiwnie sadziliśmy, ze uda nam się dotrzeć tam bez kłopotów. Widząc jednak korki na drodze do samego Collioure zdecydowaliśmy się na obejrzenie pokazu z jednego ze zboczy, kolo Fortu St. Elme, gdzie kiedyś oglądaliśmy sztuczne ognie w Sylwestra. Tym razem jednak dojazd był zamknięty i jedynie mieszkańcy mieli prawo wjazdu. Skończyło się na oglądaniu sztucznych ogni z pobocza jednej z dróg na zboczu góry kolo Collioure, a i tam były prawdziwe tłumy.

Już parę godzin wcześniej tłumy szykowały się do zajęcia najlepszych miejscówek nad zatoczka :)

W tym roku postanowiliśmy przetestować opcje dojazdu pociągiem sêcjalnym. Pokaz odbywał się w sobote wieczorem i regionalne koleje francuskie podstawiały dodatkowe pociągi "Fête de Collioure" z Narbonne, Perpignan i Cerbere.

Tak sie złożyło, ze najbardziej pasowało nam zostawic samochód na dworcu w Perpignan i pojechać pociągiem właśnie z Perpignan. 



I tu muszę zrobić małą dygresje  z elementami surrealizmu :

Pociągi dodatkowe nie były wprowadzone na stronie internetowej kolei francuskich, wiec dopiero na miejscu można było dowiedzieć się jak to wszystko działa.  Dwie pracownice SNCF pomagały chętnym kupić bilety czy to w kasie (płatność gotówką lub karta), czy to w automacie (karta tylko).

Bilety w automatach kupuje od lat, a ze była tam mniejsza kolejka, wiec zaczęłam operacje zakupu w automacie. Wybrałam specjalny guzik "Fete Collioure" aller/retour za 12 euro od osoby (w jedna stronę kupić nie można). My akurat mieliśmy zamiar wrócić, wiec mi to akurat nie przeszkadzało.
Szukam gdzie by tu maszynie dać znać ile biletów potrzebuje i stoję jak głupia, bo automat każe mi płacić… Rozpoczynam operacje od nowa, myśląc, ze na pewno coś przeoczyłam na początku i niechcący wybrałam jeden bilet zamiast trzech.
Znów to samo… Wołam wiec Pania z SNCF i co się okazuje? Bilety można kupować tylko po jednym i za każdym razem trzeba płacić karta za jeden bilet. Maksymalnie można kupić tylko trzy bilety, bo przy czwartym automat sprzeda, jedynie jeśli ma się druga kartę bankowa…

No i co ma zrobić np czteroosobowa rodzina, która nie wzięła ze sobą gotówki i ma przy sobie tylko jedna kartę bankowa? Czwarty nie jedzie?

Trochę to surrealistyczne, ale do przeżycia, jeśli ktoś wie zawczasu, wiec jeśli się tam kiedyś wybierzecie, to bądźcie przygotowani na takie niespodzianki :)




No ale na szczęście w samym Collioure wszystko odbyło się już sprawnie. Pociąg dojechał bez kłopotu zatrzymując się po drodze w Elne i w Argèles sur Mer. Za każdym razem przybywało pasażerów, ale na szczęście to niedaleko, wiec nawet ci ostatni na stojąco nie męczyli sie długo. 

Bilety były sprawdzane przy wyjściu z dworca kolejowego w Collioure. Dworzec o cale dojście do miasta było obstawione barierkami i policja. Zaraz za kontrola biletów policja kontrolowała bagaże, bo "wnoszenie" butelek szklanych z alkoholem jest zabronione…
Na miejscu można kupić napoje alkoholowe i nawet plastikowe kubki , które się wiesza na szyi. Ale przywozić flaszki wina czy innych alkoholi nie wolno ze względów bezpieczeństwa.




Po dłuższym spacerze w ścisku, udało nam się znaleźć kawałek pustego piasku tuz nad sama woda na plaży, pomiędzy wyciągniętymi na lad katamaranami.  Miejscówka okazała się świetna, można było patrzeć na niebo nawet na leżąco :)

W oczekiwaniu na sztuczne ognie :)

Mielismy jeszcze godzine do pokazu, wiec spokojnie urzadzilismy sobie piknik na plazy (przywieziony ze soba). Dla cierpliwych byla mozliwosc wystania sobie pizzy czy kanapki na wynos w licznych stoistach, ale na szczescie bylam przezorna i piknik mielismy swoj, bez kolejki.



Pokaz trwał przez ponad 20 minut od 22H00.  Byc doprawny niesamowity.  Rakiety wystrzeliwane byly z kilku miejsc w zatoce: na wodzie, kolo kosciola i na zamku.  Patrzylismy jak zaczarowani, bo do tej pory pokazy sztucznych ogni ogladalismy zawsze z duzej odleglosci. Gdy sie jest jednak nad samym morzem, wrażenia są zupełnie inne. Niesamowite i trudne do opisania:)




Powrót podobny był do ewakuacji stadionu p meczu. Tłumy ruszyły w stronę dworca i tu wszystkie barierki i pomoc policji okazały się niezastąpione. Co jakiś czas wstrzymywano ruch ludzkiej masy, by pasażerowie mogli wejść bez tratowania się , do pociągu. Gdy pociąg był pełen, ruszał, a podstawiano następny. Niby były konkretne godziny odjazdów, ale nie wiem czy je do konca respektowano. W każdym razie do pierwszej stacji w Argeles-sur-Mer jechaliśmy ściśnięci jak sardynki, ale już później zrobiło się luźniej. Do Perpignan dotarliśmy o 23h30 bez większych przygod. 

Jestem pełna podziwu dla organizacji całej imprezy na miejscu… Nie wyobrażam sobie co by było, gdyby policja nie kierowała tam ruchem tych ogromnych mas ludzkich.

Myśmy wrócili do domu zaraz po pokazie, ale zabawa w Collioure trwała cala noc i większość musiała  siłą rzeczy czekać do rana na pierwszy pociąg. 

Jeśli w przyszłym roku będziemy na miejscu, to mam zamiar przetestować luksusowa wersje obserwowania pokazu sztucznych ogni  od strony morza, ze statku. W tym roku taka przyjemność kosztowała 30 € od osoby… Ciekawe czy warto?

*****

Jeśli macie ochoty poczytać poprzednie wpisy na temat Collioure , to zajrzyjcie do rubryki Roussillon w zakładce Francja (KLIK TU). Znajdziecie tam linki do wszystkich wpisów o Collioure od początku istnienia bloga.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Sierpniowego weekendu w Prowansji dzień drugi, a na koniec Roussillon en Provence

Dziś  już ostatni wpis poświęcony sierpniowemu wypadowi do Prowansji. Po sobotnim rozczarowaniu w burzowym Orange i lawendowym niedzielnym poranku w Sault, kilka pozostałych do odjazdu godzin zapragnęłam poświecić na odkrycie Roussillon.

Był ku temu wyraźny powód, bo bardzo często gdy opowiadam nie-Francuzom o Roussillon (regionie gdzie położona jest jest nasza Poludniowa Arkadia), to pierwsze co im przychodzi do głowy to właśnie wioska Roussillon (kod pocztowy 84220) w Prowansji, a dokładniej w departamencie Vaucluse (84).

Byłam więc bardzo ciekawa jak może wyglądać owa wioska posiadająca wszystkiego 1300 mieszkańców, a która swą sławą poza granicami Francji przysłania renomę całego regionu Roussillon (cześć administracyjnego regionu Langwedocja-Roussillon, pokrywający się obecnie z departamentem Pirenejów Wschodnich, 66).

Z Sault ruszyliśmy w kierunku prowansalskiego Roussillon … Roussillon, które jak widać zaraz przy wjeździe, ma prawo szczycić się oficjalnie mianem jednej z najpiękniejszych wiosek Francji.
(więcej o tych wioskach KLIK TU wersja FR + EN)


Informacja praktyczna dla zwiedzających samochodem:
wolno zatrzymywać się jedynie na oficjalnych parkingach płatnych;
płaci się jeden raz na cały dzień; aktualnie (sierpień 2014) opłata wynosi 2 € /dzień
Zdjęcie mapki z przewodnika, które już widzieliście w poprzednim wpisie o Sault.
Tutaj Roussillon zaznaczone jest na czerwono.



Gdyby ktoś zapomniał gdzie się znajduje,
to wystarczy spojrzeć np. na uliczny  śmietnik,
żeby sobie przypomnieć :)


Borie, mini-budowla z kamienia typowa dla regionu Vaucluse


Stare koło młyńskie z młyna oliwnego wioski Roussillon


Tablica z planem obok Biura Informacji Turystycznej
pomaga turystom orientować się  w labiryncie krętych
i stromych uliczek i nie tracić na próżno energii w upale :)




Wędrując krętymi uliczkami Roussillon natrafiamy na taki właśnie widok skał w różnych odcieniach ochry. To wizytówka wioski i dzięki okolicznym pigmentom, Roussillon słynęło z wytwórstwa barwników aż do połowy ubiegłego wieku. Zresztą wystarczy spojrzeć na fasady domów w samej wiosce, które mienią się wszystkimi możliwymi odcieniami od żółtego, przez pomarańczowy, aż po ciemno czerwony.





Uliczki w Roussillon są bardzo strome i wąskie.
Niektóre są tak strome, ze aż zrobiono je w formie schodków :)
Tu jedna z najsłynniejszych ulica Arkadowa (?) : trzy górne zdjęcia robione w drodze do góry, a trzy dolne to widok na te uliczkę już z góry w dół





Trupa teatru ulicznego w trakcie spektaklu na jednym z placyków Roussillon










Wywieszka na drzwiach wejściowych
do jednego z domów: "Tss, to pora sjesty!"


Wyobrażacie sobie ile pokoleń mieszkało w tym domu na szczycie Roussillon?






Urocze są te wąskie schodki na dzwonnice,
ale nie dla mnie,
 bo mam lęk wysokości,
a ta poręcz to tak jakby jej wcale nie było.




Kolorowe fasady, jeszcze bardziej kolorowe okiennice i rośliny w każdym kąciku, wszystko to tworzy prowansalski czar małych wiosek w tym regionie.



Widok z górnej części wioski: droga dojazdowa wśród skał koloru ochry,
widok nieco dalej prawdopodobnie na sławne Colorado w Rustrel,
a na dole niższa część Roussillon z cmentarzem na sąsiednim wzgórzu.






Widok z wyższego wzgórza wioski na drugą jej część. W centrum stary cmentarz, a z lewej są już te kolorowe skały koloru ochry (widać ich górną część)




Przepiękne są te prowansalskie wrota !



Więcej informacji na oficjalnej stronie internetowej Roussillon (KLIK TU wersja FR + EN)

***
Można też przejść się szlakiem ochry i zwiedzić swoisty rezerwat pigmentów (conservatoire). Obie wizyty są płatne (więcej informacji i godziny otwarcia tu ). 
Uwaga, odradza się białe ubrania, bo po wyjściu będą w kolorze ochry:)
Mam zamiar tam wrócić może już za rok i obejrzeć sobie te miejsca dokładniej, bo tym razem czas był zbyt ograniczony. Najlepiej byłoby zanocować na miejscu i pobyć tam gdy turyści opuszczą wioskę :)

No i niedaleko od Roussillon znajduje się tzw Prowansalskie Kolorado (KLIK TU), wąwozy w miejscowości Rustrel,  zupełnie jak na dzikim zachodzie. 

Tyle tam jeszcze ciekawych miejsc do zobaczenia. Nic dziwnego, że niektórzy wracają do Prowansji każdego roku :)