niedziela, 2 sierpnia 2015

Czarna Hańcza - moje ulubione miejsce w Polsce


Są takie miejsca, do których chcemy pojechać  Czasem trzeba poczekać parę lat (albo i kilkadziesiąt) zanim w końcu bdzie to mozliwe.

W moim przypadku takim miejscem przez lata była Czarna Hańcza. Oczywiście nie jest to jedna wioska czy miejscowość, lecz licząca sobie 142 km rzeka, w tym 108 w Polsce.

Rodzice mojego taty mieszkali w Augustowie, więc jeździliśmy tam częściej niż w inne regiony Polski.

Jako nastolatka bardzo chciałam pojechać na spływ kajakowy Czarną Hańczą. Okolice były piękne, no i sam spływ wydawał mi się czymś super romantycznym.

Niestety rodzice, a szczególnie mama, nie podzielali mych chęci i spływ (jakikolwiek) pozostał w strefie marzeń przez lata. Jednak przyszedł taki moment, że dzieci mi podrosły i postanowiłam im pokazać prawdziwe obozowanie. Takie ze spaniem pod namiotem i kiełbaskami przy ognisku. Tego nie znali z Francji, bo wakacje spędzaliśmy tam na ogół zupełnie inaczej.

Na górze rozdzielanie kajaków i instruktaż.
Na dole nasz ratownik już w kajaku,
Zabrałam ich więc na mój wymarzony spływ Czarną Hańczą. No, ale mając tylko 10 dni na wyjazd (łącznie z dolotem z Paryża) postanowiłam zarezerwować grupowy spływ zorganizowany i pod opieką dwojga ratowników. Czułam się w ten sposób bezpieczniej, bo młodszy syn miał wówczas 9 lat. No i przede wszystkim zależało mi by poznali polskich rówieśników, a w grupie były rodziny z calej Polski. Z zagranicy była oprócz nas jedynie para Polaków z Irlandii.


Ruszylismy więc z namiotami, śpiworami, gumowymi butami i rękawiczkami jak na rower, na podbój Czarnej Hańczy.

Na szczęście opłacona formuła spływu  obejmowała również śniadania i obiado-kolacje u lokalnych gospodarzy. Za każdym razem rozbijaliśmy bowiem namioty na polu namiotowym lub u gospodarza.

Dzięki organizatorom już pierwszego dnia przepłynęliśmy ładny kawałek i pod wieczór byliśmy na obozowisku tuż nad rzeką. 

Komary owszem też były, ale to nie one były uciążliwe.  Największym zaskoczeniem, szczególnie dla mych chłopaków, okazała się bowiem sławojka. I to silnie « odurzająca » zapachami.


Na zdjęciu sławojki na którymś z kolei postoju
Moje wychuchane dzieciaczki zobaczyły i poczuły coś takiego po raz pierwszy w życiu… No cóż, było to przeżycie i dla mnie równie niezapomniane, choć widziałam sławojkę już któryś raz w życiu.

Pierwsze dwa wieczory młodzi chodzili od siebie na odległość, a mieliśmy w grupie, o ile pamiętam, tak z 10 nastolatków plus moj 9-latek, jeszcze nie-nastolatek.

Ktos miał gitarę, było ognisko, dorośli zaczęli się poznawać.. ani się nie obejrzeliśmy jak młodzi zaprzyjaźnili się i opowiadali sobie godzinami różne rzeczy… 
O to właśnie mi chodziło, by moi synowie mogli ćwiczyć swój polski wśród młodzieży, a nie tylko ze mną czy najbliższą rodziną w Warszawie.

Z tego punktu widzenia był to niesamowicie udany wyjazd i polecam wszystkim mieszkającym za granicą, których dzieci mają ponad 7-8 lat.

Każdego dnia wiosłowaliśmy po 12 do 20 kilometrów. Naszą « karawanę »  prowadził ratownik, a na końcu płynęła ratowniczka.





Czarna Hancza okazała się rzeczywiście przepiękną rzeką, wijącą się malowniczo pośród Puszczy Augustowskiej. W górnym biegu było dość płytko i zdarzały się nawet «przenoski». Wiecie co to jest przenoska ? Trzeba wyjść z kajaka i przenieść go ponad płycizną lub zwalonym do rzeki drzewem (bo to rezerwat przyrody i nikt takich drzew nie usuwa). Silniejsi pomagali słabszym, jakoś daliśmy radę, choć muszę przyznać, że pierwsze dni pozwoliły mi odkryć kilka nowych (bolesnych) bicepsów, których istnienia nie podejrzewałam.






Za to nogi w kajaku sobie odpoczywały, więc gdy koło 15-ej lub 16-ej dopływaliśmy na nowe miejsce noclegowe, gdzie czekały już na nas przewiezione przez organizatora bagaże i namioty, skakaliśmy żwawo na ląd i ruszaliśmy do rozbijania obozowiska.

Następnie szliśmy do gospodarza na obiad. Było nas ponad 20 osób, więc czasem był to posiłek w dużej oborze 
Nasza składająca się z mieszczuchów grupa była zachwycona.

 
Na górze jedna z naszych "stołówek"





Po posiłku mieliśmy czas wolny do zmierzchu. Czasem wybieraliśmy się do wiejskiego
Wiejski sklepik 
sklepiku po kiełbaski na ognisko, czasem czytaliśmy lub po prostu rozmawialiśmy. Byli też wśród nas wędkarze, ale nie przypominam sobie, żeby ktoś złowił jakąś rybę.  Niekiedy parę osób wybierało się do okolicznego gospodarza posiadającego saunę, którą udostępniał za opłatą.






Wieczorem wszyscy zbierali się wokół ogniska, gitara i gardła ciężko pracowały robiąc jedynie przerwy na kiełbaski pieczone na kiju.




Tydzień minął bardzo szybko. Była Czarna Hańcza, był Kanał Augustowski i kilka śluz. 
Każda śluza była dla nas wydarzeniem dnia.







Po tygodniu przyszedł jednak moment rozstania. Szkoda nam było wyjeżdżać. Grupa była tak ze sobą zżyta, we rok później pojechaliśmy razem na spływ Rospudą, a dwa lata później Krutynią.  Z niektórymi jesteśmy w kontakcie do tej pory.

Jednakże we wszystkich spływów to ten Czarną Hańczą był najwspanialszy i dlatego gdy Klub Polki Na Obczyźnie zainicjował letni projekt, serię wpisów o naszych ulubionych miejscach w Polsce, zgłosiłam sie wiedząc od razu, że napiszę właśnie o Czarnej Hańczy.

Mam nadzieję, że spodobała wam się Czarna Hańcza i zachęciłam was do spływów kajakowych. 

Jeśli tak, to poniżej możecie obejrzeć kilka zdjęć więcej.
















Tyl główki mego 9-cio letniego wówczas synka oglądałam przez cały tydzień,
bo płynęliśmy dwójką, a on jako lżejszy siedział z przodu.


Przez cały tydzień byliśmy na terenie rezerwatu przyrody, czyli w strefie ciszy.
Jakim szokiem był powrót do cywilizacji gdy na ostatnim odcinku spływy
 trzeba było przepłynąć przez jezioro pełne motorówek i skuterów wodnych.






Na koniec jeszcze tylko mapa tamtych okolic i link do firmy CAMPA, która świetnie nam organizowała spływy po Czarnej Hańczy (i Rospudzie rok później tez).



Źródło

39 komentarzy:

  1. uwielbiam taki kontakt z naturą połączony z aktywnym wypoczynkiem, przyjemnie się czytało
    bardzo fajna relacja i polski akcent na Twoim blogu ;)

    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ze niewiele u mnie "polskich" wpisow, ale to wspomnienie jest szczegolnie mile/)

      Usuń
  2. Kojarzę to miejsce, bo przecież jest ono w moim regionie. Dwa może trzy razy byłem tam, choć nie brałem udziału w spływach. Samo miejsce bardzo urokliwe. Kojarzy mi się trochę z Rospudą, rok temu nawet pisałem trochę o rejsie Rospudą. Mimo, że płynąłem już kilkukrotnie to zawsze chętnie tam wracam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W rok po Czarnej Hanczy splywaismy przez tydzien Rospuda wlasnie. A potem tez Krutynia. Ale z tych trzech rzek, to wlasnie Czarna Hancza skradla moje serce.

      Usuń
  3. Mój pierwszy spływ kajakowy był właśnie Czarną Hańczą :) jeszcze na studiach
    Ależ było cudnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo kiedyś (nie, wróć: jeszcze niedawno ;) to był studencki program obowiązkowy: spływ Czarną Hańczą, Mazury albo wędrówki po Tatrach, Beskidach i Bieszczadach. A teraz to nie wiem... ale sporo tracą młokosy, ha.

      Usuń
    2. Ja niestety na studiach spedzalam kazde lato pracujac za granica, wiec splywy mi nie wyszly :)
      Na moim kierunku zwiazanym z nauka jezykow obcych najwazniejsze bylo moc cwiczyc sie w jezyku i dlatego nikt z mych znajomych nie jezdzil na splywy.
      Stad mnie osobiscie splywy nie kojarza sie wcale ze studenckimi wyprawami :)

      Usuń
  4. Fajnie, trzeba takie rzeczy reklamować dobrymi opisami relacji włącznie z cateringiem w stodole i aromatoterapią sławojki ;)
    Mam nadzieję że nikt u was nie miał takich durnych pomysłów jak ja, by się dać ciągnąć za kajakiem (cudowne uczucie, ale pod powierzchnią wody jednak dużo niespodzianek, o które można się poobijać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka aromaterapia nie jest zla, bo pozwala lepiej doceniac domowe luksusy. A jedzienie w stodole jest super, bo samo jedzenie bylo swietnie przyrzadzone "po domowemu". Na szczescie nikomu nie przyszlo do glowy ciagac kogokolwiek za kajakiem... RAtownicy pilnowali porzadku :))

      Usuń
  5. NIgdy tam nie byłam, ale po Twoim opisie i zdjęciach podoba mi się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze warto sprobowac choc raz. NAwet taki jednodniowy splyw jakie organizuja np na Krutyni.

      Usuń
  6. Spływy kajakowe, po prostu coś wspaniałego. W początkach liceum często jeździliśmy z klasą ale na jeziora i rzeki u nas czyli w zachodnipomorskiem. Wspominam z dużym sentymentem  O Czarnej Hańczy słyszałam, że jest niesamowita na spływy i dużo się o niej od Ciebie dowiedziałam. Raczej kojarzyła mi się z Jeziorem Hańcza do którego w końcu wpada ta rzeka i które jest najgłębszym jeziorem w Polsce (ponad 100 m). Czy udało Wam się dopłynąć do niego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jezioro jest bardziej na polnoc. Czarna Hancza przez nie przeplywa, ale tam splywow nie ma. Przynajmniej nie dla takich zwyklych turystow jakimi my bylismy. Nasz splyw zaczynal sie na wysokosci jeziora Wigry :) i splywalismy w strone kanalu Augustowskiego, a potem do samego Augustowa.
      Ale jesli tylko bedziesz miala okazje, to sprobuj wybrac sie na taki splyw, nawet na jeden dzien. Frajda:)

      Usuń
  7. Gratuluję wytrwałości, mogę tylko podziwiać. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyboru nie bylo, zreszta z biegiem rzeki zawsze fajnie sie plynie. Dopiero na Kanale bylo bardziej sportowo.

      Usuń
  8. W czasie czytania Twojego opisu prawie udało mi się zapomnieć, że jest ze mnie cykor i unikam wody. Oprócz tej pod prysznicem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) A moze po prostu jeszcze nie wiesz, ze lubisz kajaki ?::)

      Usuń
  9. Spływ Czarną Hańczą i dla nas był niezapomniany:-))
    Pozdrawiam serdecznie
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiecie wiec co chcialam przekazac w mym wpisie :))

      Usuń
  10. Nigdy nie byłam na spływie choc na kajakach wiele sie podróżowało w dzieciństwie na pojezierzu pomorskim. Moi rodzice natomiast od studenckich lat co roku spływ! Nawet jak miałam 8 miesięcy to mnie zostawili na miesiąc u dziadków moich bo sami pojechali na kolejny mazurski spływ a moja mama była. 6 miesiącu ciąży! Pozniej sie wszystko urwało... Dzieci małe, brak pieniędzy itd... Szkoda bo pejzaże pokazane cudowne, i doświadczenie niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoj Antek jest juz w wieku gdy taki splyw moglby mu przypasc do gustu , wiec moze zastanowcie sie nad taka opcja na przyszly rok. Nie ma nic lepszego, zeby dziecko "rozgadalo sie " po polsku :))

      Usuń
  11. Jak się tylko da to też tak zrobię. Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. JAk nie za rok to za dwa lub trzy, ale warto sprobowac :)

      Usuń
  12. Jak się tylko da to też tak zrobię. Dzięki za inspirację.

    OdpowiedzUsuń
  13. To musiała być prawdziwa przygoda :) Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszy raz byla naprawde. Za drugim i trzecim razem wiedzialam juz co mnie czeka i jak to w praktyce wyglada.

      Usuń
  14. Super pomysł. Każdy człowiek, a zwłaszcza też i dzieci powinien poznać i takie obozowe, sielskie klimaty, sławojki, komary... Człowiek po doświadczeniu czegoś takiego bardziej docenia luksusy, które ma na co dzień :-) Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  15. To musiało być dla Twoich dzieci niezapomniane przeżycie. Bezcenne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze dobrze wszystko pamietaja po dzis dzien:)

      Usuń
  16. Po raz pierwszy w życiu widziałam nazwę "sławojka" - serio! Chyba dla tego, że jednak dzieciństwo spędziłam na Ukrainie. :) Bardzo ciepły wpis i super zdjęcia! Jednak ta Polska przyroda jest niesamowita, ilekroć patrzę, to też zaczynają mi się marzyć wakacje w Polsce! Pozdraiwam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak nazywa sie taka toaleta na Ukrainie ? Bo pewnie wiesz juz teraz, ze slawojka pochodzi od nazwiska polskiego premiera Slawoja Skladkowskiego, ktory wiele zrobil dla poprawy higieny na wsiach i nakazal budowania takich przybytkow. ... Ciekawe czy za jego czasow juz je tak nazywano? I jak on na to reagowal:))?

      Usuń
  17. Czarna Hańcza to moje wspomnienia z dzieciństwa :) Uwielbiam takie klimaty. Bardzo lubię kajaki, nawet bardziej niż samo pływanie po wodzie. Do tego ognicho, gitara i czego chcieć więcej? :) Pochodzę z Podlasia, także dla mnie te miejsca są bardzo sentymentalne... Polecam spływ kajakami po Biebrzy, warto zacząć w Dolistowie i ma się naprawdę fajne, agroturystyczne, ekonomiczne i bardzo spokojne wakacje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki za podpowiedz. Mam nadzieje, ze bede miala okazje skorzystac.

      Usuń
  18. Franchement c'est une page de rêve....

    OdpowiedzUsuń
  19. Prawie moje okolice! :) Kajakiem nigdy nie pływałam na dłuższe dystanse, ale za dzieciaka co drugie wakacje byłam z rodzicami w Augustowie, bo to raptem 100km od Białegostoku. Jakoś do tej pory nie ciągnęło mnie na dłuższe wypady na Mazury czy Pojezierze Augustowskie, ale coś tak czuję, że trzeba będzie nadrobić zaległości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moi dziadkowie mieszkali w Augustowie i do tej pory mam tam rodzine:) Toz my poniekad krajanki :)

      Usuń
  20. Pozdrowienia od czytelnika bloga. Augustowianina.

    OdpowiedzUsuń