wtorek, 28 czerwca 2016

Śledzika?

Od kilku tygodni Brukseli przybył jeszcze jeden targ z żywnością ekologiczną. Odbywa się on w każdy wtorek od południa do wieczora na Placu Luksemburskim. 

Byłam tam już kilkakrotnie kupić a to owoce, a to kwiatki i prawie za każdym razem kupowałam też sobie jakiś kawałek świeżej ryby na jedynym, ale bardzo dobrze zaopatrzonym, stoisku z rybami.

Tydzień temu płaciłam akurat za kawałek świeżego dorsza, gdy do stoiska podszedł jakiś facet w nieokreślonym wieku i poprosił sprzedawcę o jednego śledzia. 

Zdziwiło mnie to, bo na ogół śledzie nie są zbyt duże i gdybym ja je kupowała, to kupiłabym kilka. 





Sprzedawca zapytal się czy opakować, ale facet zaprzeczył mówiąc, że to do zjedzenia od razu. 

Tu już spojrzałam na niego uważniej. Wyglądał całkiem normalnie i nic nie uzasadniało tak dziwnego (w mym mniemaniu) zachowania.

Sprzedawca jednak nie wyglądał na zdziwionego, wyjął plastikowy podłużny pojemnik jak na parowkê i włożył do niego śledzia (obranego , wypatroszonego i z ogonem). Podał facetowi tackę i odebrał pieniądze. Okazało się, że śledzie te o nazwie maatjes sprzedawane są na sztuki po 1, 95 €. 
Nie zdążył mu jeszcze wydać reszty, gdy facet chwycił śledzia za ogon, odchylił głowę do tyłu i zjadł w dwóch kęsach bez niczego. 

Stałam jak urzeczona i nagle przypomniałam sobie, że gdzieś już  o tym słyszałam. No tak, to przecież w Holandii je się ponoć młode śledzie złowione w okresie od połowy maja do końca czerwca w taki właśnie sposób. 

Nie byłam jeszcze nigdy w Holandii, więc musialam albo oglądać o tym jakiś reportaż, albo przeczytać w sieci. 

Odchodząc od stoiska pomyślałam, że muszę spróbować jak taki śledź smakuje.  


Dziś był znowu wtorek i ów targ ekologiczny na Placu Luksemburskim w Brukseli. Poszłam tam specjalnie z dwiema koleżankami. Kupiłam przepyszne i tańsze niż w sklepie truskawki i podeszłam do stoiska z rybami.


Udając, że wiem co i jak się robi poprosiłam o jednego śledzia. Sprzedawca zapytał czy z cebulką. Potaknęłam. Po chwili już płaciłam trzymając w ręce podłużną tackę ze śledziem.  Nie odważyłam się zjeść go na miejscu łapiąc za ogon, bo jeśliby okazał się niesmaczny, to nie mogłabym go wypluć odruchowo.


Zabrałam więc mojego śledzika ze sobą do pracy jak jakiś łup. 
Odpakowałam, ukroiłam nieśmiało kawałek i spróbowałam pełna nieufności. 
Kocham bowiem śledzie, ale raczej marynowane w oleju z cebulą, takie po wiejsku jak można kupić w polskim sklepie. 
Tylko rolmopsy we francuskich czy belgijskich sklepach mi nie smakują. 
Może dlatego nieufnie podeszłam do holenderskiego surowego śledzia, który nie był nawet zamarynowany. 


Powoli włożyłam kawałek maatjesa do ust i ... zamarłam z wrażenia. Boże, nigdy nie jadłam aż tak pysznej ryby. Nie wiem jak oni to robią  (potem poczytałam sobie na internecie o sposobie ich przygotowywania) ale ten mały śledzik był po prostu przepyszny.

Chyba zakochałam się w tym smaku i aż zachciało mi się wybrać w końcu do Holandii.

A wy jedliście już takie śledzie?  


6 komentarzy:

  1. Na Kaszubach jemy takie śledziki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Śledzik to najlepsze, co Holendrzy mają w swojej kuchni :) Tu można kupić je przez cały rok w specjalnych budkach z rybami, ale na wiosnę nadejście nowych to spore wydarzenie. Można też zawsze poprosić, żeby pokroili, ale cała zabawa jest z jedzeniem w całości :) Musisz wpaść na Hollandse Nieuwe do Niderlandów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak sobie mysle, ze moze warto by wpasc w prayszlym roku jak sie sezon na te mlode zacznie :))

      Usuń