Nasze plany wycieczkowe na dziś spaliły na panewce, choć niezależnie od nas.
Wracając w południe przejeżdżaliśmy przez małą miejscowość niedaleko Perpignan (ok 23 km), Ille-sur-Têt i trafiliśmy przypadkiem na prawdziwa perełkę - piekarnio-cukiernię z produktami regionalnymi o nazwie Boulangerie du Couvent.
Mój Ślubny Rycerz przypomniał sobie, że jakiś czas temu słyszał iż to właśnie w tej piekarni wypieka się tradycyjny chleb o nazwie "Le Barbu de Roussillon" (Brodacz z Roussillon). Oczywiście zatrzymaliśmy sie od razu, żeby sprawdzić co to takiego.
tradycyjne wyroby |
Kilkanaście lat temu pewien młynarz z Cucugnan w sąsiednim departamencie Aude - pasjonat starych odmian, trafił na kilkanaście ziaren odmiany pszenicy o nazwie blé barbu, czyli pszenica brodata. Nazywano ją tak bo każde ziarenko kłosa zdobił włosek jak wąs, stąd skojarzenie z brodą.
Jej produkcję zarzucono pod koniec XIX wieku, gdy pojawiły się odmiany bardziej rentowne.
Młynarz z Cucugnan przez parę lat eksperymentował, by uzyskać większą ilość starodawnego ziarna, aż w końcu inny pasjonat, rolnik z Pia w naszym departamencie Pireneje Wschodnie, mógł zasiać 5 hektarów .
a oto i dwa "brodacze" podłużne |
z odpowiednim opisem |
Cała produkcja mąki otrzymanej z owej brodatej pszenicy zostaje dostarczona innemu pasjonatowi, a jest nim Henri Poch z Ille-sur-Têt. Znany piekarz i cukiernik tradycyjnych produktów z Roussillon zaangażował się wraz z małżonką całym sercem w produkcję dwóch starodawnych rodzajów chleba. Jeden jest okrągły, a drugi podłużny. Skórka jest chrupiąca, miąższ miękki i wilgotny.
Stary budynek klasztorny znajduje sie na uboczu wioski, a mimo to klienci tłumnie ściągają do piekarni.
Zakupiliśmy oczywiscie bochenek i czym predzej ruszyliśmy do domu, by go spróbować (kosztowało mnie to trochę silnej woli, by dać dziecku dobry przykład i nie zjeść połowy bochenka już w drodze:)
zdobyty "brodacz" opakowany |
i w całej krasie |
grube pajdy "brodacza", szkoda że nie widać na zdjęciu zapachu |
Pachniał po prostu bosko, a jaki był dobry! Został tylko malutki kawałek. Pewnie nie raz jeszcze zboczymy z drogi, żeby moc zjeść takie cudo.
No i przypadkiem dowiedziałam się, ze w starym klasztorze, gdzie mieści się piekarnia, właściciele zagospodarowali trzy pokoje gościnne (chambres d'hôtes), więc gdyby ktoś przypadkiem tamtędy przejeżdżał wakacyjną porą, to można się zatrzymać na noc i oczywiście pojeść "brodatego chleba" do woli...
Zdjęcia wypieków podziałały na moją wyobraźnię:-))) Znalazłam już ich stronę internetową i jestem absolutnie zachwycona! A pokoje - sam miód i cymesik. No i ceny - rzekłabym przystępne, bo wychodzi taniej niż w niektórych hotelach w Polsce ( oczywiście porównując warunki i estetykę:-)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!
Asia
Och, ja za wypiekami piekarniczymi Francuzów przepadam, pewnie bym nie wytrzymała, żeby nie spróbować już w drodze ;)
OdpowiedzUsuńDobrego nowego roku!
O.
Matko!!! aż zgłodniałam :)))
OdpowiedzUsuń