Poprzedni wpis zakończyłam planując pójście na paradę mikołajkową w centrum Brukseli. Niestety nie przewidziałam faktu, że
Belgowie mogą ją zorganizować 24 godziny PRZED Mikołajkami i zrobiłam się w
konia jak jakiś zółtodziób (żółtodzióbka?)
Okazało się bowiem, że parada miała miejsce
owszem o 18.30, ale nie 6-go lecz 5-go grudnia. Niezbadane są wyroki
belgijskich Mikołajów …
Pocieszam się, że w przyszłym roku Mikołajki
będą znów w środku tygodnia, więc będę znów mogła spróbować pójść na paradę
mikołajkową. Tym bardziej, iż bardzo lubię sztuczne ognie, a wczoraj na
zakończenie podobno były bardzo ładne.
Pretensje mogę mieć tylko do siebie, bo
wielokrotnie uprzedzano mnie, że Belgia jest czasem dziwnym (czytaj : odmiennym
od innych) krajem i w zasadzie powinnam być przygotowana na wszelkie niespodzianki.
Nie sprawdziłam do końca i dostałam po nosie.
Tuz kolo wyjścia z metra na placu Świętej Katarzyny |
Na pocieszenie postanowiłam więc po pracy pojechać
do starego centrum i przejść się po jarmarku bożonarodzeniowym liczącym około 250 stoisk i kramów, lodowisko, zjeżdżalnię i ogromne koło-karuzelę.
Śniegu wprawdzie nie ma, bo to trochę co popadało
w tym tygodniu, znikło od razu. Kramiki pokryte są jednak sztucznym „śniegiem”,
więc można przed samym sobą udawać, że jest prawdziwa zima.
Sztuczny "śnieg" na dachu |
Trasa liczy sobie około dwóch kilometrów, bo
gdzieś te wszystkie atrakcje trzeba było porozmieszczać. Wysiadłam na stacji
metra Sainte-Catherine (Święta Katarzyna), gdzie mieści się najważniejsza część
z lodowiskiem, karuzelą i większością kramów.
Lodowisko i wypożyczalnia łyżew (6€/godz.) |
Zjeżdżalnia dla dorosłych za całe 2€50 |
Kolo-karuzela produkcji niemieckiej: 290 ton i 55 m wysokości |
Ludzi było sporo jak na środek tygodnia i
temperaturę około 1-2 stopni. Zrobiłam dużo zdjęć, ale niektóre wyszły
poruszone, bo robiłam „po ciemku”. Wybrałam jednak te najlepsze, żeby pokazać
wam fajną atmosferę, jaka tam panuje. Do tego powinniście sobie włączyć jakąś świąteczną
muzykę (bo tam ciągle coś puszczają), zrobić grzane wino i już możecie sobie
wyobrazić, że jesteście w brukselskiej „wiosce świątecznej”.
Kiełbachy, kiełbasy i kiełbaski |
Likiery "na metry" (zwróćcie uwagę na rożnej długości drewniane podstawki do kieliszków stojące na samym przodzie) |
Stoisko z polskimi wyrobami drewnianymi |
Stoisko z orzeszkami w polewach różnorakich i różnistych |
W życiu nie widziałam tylu owoców kandyzowanych na raz! |
Wata cukrowa jak w dzieciństwie |
Polskie wyroby na innym jeszcze kramiku |
Sklep chyba tylko dla Mikołajów :) |
Sery z Sabaudii |
Przyjrzyjcie się dobrze, to choinka udekorowana ...różami |
Ze Świętej Katarzyny przeszłam na placyk
obok, gdzie były tematyczne stoiska bałkańskie, bo co roku organizatorzy
zapraszają kogoś innego jako gościa honorowego.
Było tam jednak ciemniej i zdjęcia nie wyszły
zadowalająco. Za to grała prawdziwa, „bałkańska” orkiestra.
********
La Bourse, czyli Giełda (1873) |
Następnie trasa prowadzi do pięknie
udekorowanego Budynku Giełdy (La Bourse), a potem koło Kościoła
Świętego Mikołaja (XIIw.) i na Wielki Plac (Grande Place).
Kontrowersyjne piękno "choinki" na Grande Place (25m) |
Na placu stoi kontrowersyjna „choinka”. Jest
to może jedyna choinka, na której szczyt można (za opłatą skromnych 4 €) wejść po schodkach w
„gałęziach”, ale brak jej jednak trochę uroku. Nic dziwnego, ze pomysł takiej
nowoczesnej choinki wywołał w Brukseli już w listopadzie ogromne krytyki i
dyskusje. Powiedzmy sobie szczerze, że
chyba trudno byłoby nie znaleźć ładniejszej choinki na tak prestiżowe miejsce.
Dobrze, że na Wielkim Placu jest też Szopka z prawdziwego zdarzenia i na szczęście bez udziwnień.
Szopka na Wielkim Placu |
Na zakończenie nie mogłam sobie odmówić jakiejś nierozsądnej przyjemności kulinarnej. Na sprzedawane wszędzie grzane wino nie miałam jakoś ochoty. Na tuczącą francuską tartiflette raczej też nie....
Miałam jeszcze do wyboru, hamburgery, kaszanki, kiełbaski, ostrygi, ślimaki i pełno innych specjalności z całej Europy. Czyste szaleństwo!
Gotowanie francuskiej tartiflette na miejscu (ziemniaki, boczek, cebula i ser reblochon to główne składniki tej zimowej potrawy z Górnej Sabaudii) |
Nie wspomnę już o słodyczach, które kusiły na każdym kroku...
Tu kusi Mikołaj z czekolady... |
... a tu kusi Mikołaj ze speculoos, czyli cynamonowej, lokalnej odmiany ciasteczek |
Postanowiłam zaszaleć kalorycznie, ale lokalnie i na słono. Zafundowałam sobie porcję typowych frytek belgijskich. Takich prawdziwych, ze specjalnych ziemniaków, gotowanych dwukrotnie w specjalnym tłuszczu, co podobno sprawia, iż mają one unikalny smak.
Łakomy szyld frytkarni |
To nie kobitka z warkoczykami tylko pan w kapturze z frędzelkami |
Sosów do wyboru było chyba z dziesięć. Spodobała mi się nazwa piri-piri, więc ten właśnie wybrałam. Wiedziałam, że to ostra papryczka (chyba portugalska), ale nie przypuszczałam że o mało nie zostanę smokiem wawelskim, bo sos był ostry niemożebnie.
Frytki te okazały się wystarczająco sycące, bym nie myślała już o żadnej kolacji po powrocie do domu |
*************
A za rok muszę zobaczyć tę paradę i już :)))
Piękny nastrój :). A co do choinki, to głośno było o niej w mediach. Ja jestem raczej za tradycyjnym drzewkiem (ale rozumiem potrzebę innowacji ;))
OdpowiedzUsuńO.
Ach te Marche de Noel, so lovely.I miss them.
OdpowiedzUsuńa mnie TA CHOINKA bardzo sie podoba !!!
OdpowiedzUsuńoczywiscie na Grande Place
uwielbiam jarmarki bozonarodzeniowe! u nas tez dzis pierwszy zostal otworzony. niestety na Cyprze klimat swiat nawet w polowie nie jest tak odczowalny jak gdzie indziej w Europie...
OdpowiedzUsuńFajna relacja, mam nadzieje, ze uda mi sie odwiedzic ten jarmark w ostatniej chwili i tez jakas notke na blogu zrobic, choc czasu malo, coraz mniej - w piatek jade do Polski. Sama sporo pisze o Belgii, tym bardziej mi milo, bo po raz pierwszy jestem na tropie blogerki z Brukseli :)Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńCiesze się, ze tu trafiłaś. Ja Belgię odkrywam dopiero od dwóch lat. Z chęcią zajrzę do ciebie na blog by poznać twe spojrzenie na ten kraj. Milej podroży do Polski i wesołych świąt!
Usuń