wtorek, 27 lutego 2018

Targi Książki w Brukseli - luty 2018




W niedzielę byłam po raz pierwszy na Targach Książki w Brukseli. W stolicy Belgii pracuję (w tygodniu) już od 2010 roku, ale rzadkością jest, bym zostawała tutaj na weekend. Na ogół wracam bowiem do rodziny do Francji, Polski lub jedziemy razem jeszcze gdzie indziej.
Tak więc pomimo mej miłości do książek i  czytania, Targi w Brukseli były mi do tej pory obce. Jedyne jakie znałam to te w Paryżu i w Warszawie.
W zasadzie podziękować powinnam synowi, który przyjechał spędzić ze mną w Brukseli swe ferie zimowe (i przede wszystkim uczyć się do matury), bo to z powodu jego pobytu zostałam na miejscu.

Edycja 2018

Targi trwały w tym roku cztery dni (22-25/02/2018), o jeden mniej niż rok temu. Organizatorzy podliczyli już, że odwiedziło je 70 tysięcy osób, w tym aż 8 tysięcy młodzieży. Nic dziwnego, tym bardziej, że trzeci rok z rzędu wejściówka była darmowa. Wystarczyło się zarejestrować na stronie internetowej lub przed wejściem.
W czwartek i piątek pracowałam, a w sobotę mieliśmy już inne plany. Niedziela była więc ostatnim dniem na udanie się do kompleksu wystawowego Tour&Taxi, gdzie odbywają się wszelkie tego typu imprezy w Brukseli.

Fot. Nika Vigo

Dojazd nie jest najwygodniejszy, bo albo trzeba się udać metrem + spory kawałek pieszo, albo autobusami, czy tramwajem. W każdym razie z mojego brukselskiego mieszkania do terenów wystawowych nie mam zbyt dobrego połączenia.

Biorąc pod uwagę, że w niedziele autobusy jeżdżą rzadziej, wybraliśmy wersję dojazdu metrem. Mroźne, a nawet wyjątkowo mroźne  - jak na Brukselę – powietrze, zmotywowało nas do przyśpieszenia marszu i w sumie całkiem szybko dotarliśmy na miejsce. Oczywiście teren wystawowy wyposażony jest w obszerny parking zewnętrzny, więc nie ma problemu z dojazdem dla zmotoryzowanych.

Stare, ceglane budynki przemysłowe stanowiły tło Targów Książki, które rozgościły się na powierzchni czterech wielkich hal. Było dość tłocznie, bo w końcu niedzielne popołudnie to również okazja do rodzinnych wyjść z dziećmi, a na Targach nie brakowało stoisk z literatura dziecięcą.

Tuż przy wejściu do pierwszej hali trudno nie zauważyć ogromnej WieżBabel przypominającej z daleka choinkę, a zbudowanej z książek.
 
Fot. Nika Vigo
Przechadzając się wśród stoisk, mijamy kolejno działy komiksów, literatury afrykańskiej, europejskiej, kryminałów, wydawnictwa Unii Europejskiej, zdrowego stylu życia. Wszystko widzi mi się przemieszane, bo nie chodzę według ustalonego planu, tylko przechadzam się szukając momentów, gdzie falujący tłum robi trochę wolnej przestrzeni.


Goście 

W pewnym momencie trafiam na półkę z polskimi książkami. To Instytut Polski wraz z innymi przedstawicielami państw Grupy Wyszehradzkiej, prezentuje namiastkę polskiej literatury. Robię zdjęcia tym kilku półkom, bo to jednak nasze i nawet taki mały polski akcent sprawia mi przyjemność. W tym momencie zdaję sobie sprawę, że przeszkadzam chyba osobom robiącym sobie zdjęcia na tle polskiego stoiska. Usuwam się nieco i widzę, jak dwie kobiety fotografują się z Grażyną Plebanek, polską pisarką mieszkającą w Brukseli. Nie znam jej osobiście, ale rozpoznałam od razu dzięki zdjęciom krążącym w Internecie. W końcu nie tak wielu jest polskich pisarzy w Brukseli, więc są łatwo rozpoznawalni wśród mieszkających  i pracujących tu Polaków. Pstrykam i ja zdjęcie całej trójce i ruszam dalej, bo nie jestem łowczynią autografów.

Amélie Nothombe
Fot. Nika Vigo

Idziemy dalej ku stoiskom z literaturą francuskich wydawnictw. Gdy tylko gdzieś stoi kolejka i robi się tłoczno, oznacza to seans podpisywania książek w toku. Największa kolejka jest oczywiście na stoisku wydawnictwa Albin Michel. To tam podpisuje swe książki mieszkająca w Paryżu od lat, najbardziej chyba sławna belgijska pisarka, Amélie Nothombe. Łatwo ją rozpoznać po czarnym stroju i ogromnym kapeluszu z szerokim rondem. To jej znak rozpoznawczy. Taki ma właśnie styl. Czytałam kilka jej książek, a teraz właśnie wyszła jej najnowsza powieść , zatytułowana " Frappe-toi le coeur". Ludzie stoją cierpliwie w kolejce ściskając swój egzemplarz. Każdy podchodzi i wymienia kilka zdań z pisarką. Ta zaś wcale się nie śpieszy. To nie praca na akord. Powoli podpisuje książkę, uważnie słucha swego czytelnika, popija szampana. Niektórzy proszą ją o wspólne selfie. Ci, którzy nie stoją w kolejce, fotografują pisarkę przy pracy. Ja też zrobiłam kilka zdjęć.

Kontynuujemy swe wędrówki wśród stoisk. Szukam wydawnictw poświęconych gastronomii, ale tych nie znajdują. Gdzie nie gdzie tylko widać książki poświęcone gotowaniu. Oglądam właśnie książkę o wykorzystaniu obierek, gdy słyszę nagle polskie "cześć" wypowiedziane z cudzoziemskim akcentem. To portugalski tłumacz konferencyjny, którego spotykam niekiedy służbowo. Najwyraźniej i w Brukseli zaczynam być już zadomowiona, skoro spotykam znajomych w takich miejscach.

Kierujemy się już powoli ku wyjściu, gdy trafiam na stoisko Wydawnictwa Alain Bargain. Jest ono zastawione dziesiątkami kryminałów o podobnej szacie graficznej. To bretońskie wydawnictwo publikujące lokalnych autorów, a jego cechą charakterystyczną jest fakt, że akcje książek rozgrywają się na miejscu w Bretanii i tylko niekiedy poza nią. Znam to wydawnictwo sprzed lat, gdy jeździłam jeszcze często do południowej Bretanii do posiadanego wówczas domku nad Atlantykiem. Rozmawiam kilka minut z obecnymi na miejscu autorami i kupują ostatecznie dwie książki: jedna rozgrywa się w Nantes, a druga nietypowo, bo w Paryżu. I niech nikt się nie ośmieli twierdzić, że Nantes to nie Bretania, bo jej mieszkańcy wiedzą lepiej, a oni uważają się za Bretończyków i basta.


Toaletowa dygresja

Do barów i kawiarenek nie zaglądamy, bo pojechaliśmy na Targi po obiedzie. Do toalety jednak próbowałam pójść, ale znalazłam tylko jedną, a kolejka była do niej  bardzo długa. Zresztą jak zawsze do damskiej toalety. Niech mi ktoś wreszcie wytłumaczy, dlaczego kobiety zawsze muszą swoje odstać w kolejce, a mężczyźni idą sobie od razu. Czy to takie trudne zrobić 15 kabin dla pań i 5 dla Panow? Dlaczego nikt na to nie wpadnie i upierają się przy tylu samych toaletach i dla jednych i dla drugich.
No, ale już wracam do tematu, bo nie o toaletach chciałam tu przecież pisać.




Goście raz jeszcze

Na Targach było kilka osobnych sal, gdzie odbywały się prelekcje. Program był dość bogaty, choć oczywiście większość autorów belgijskich była mi nieznana. W zasadzie z Belgów znałam tylko wspomniana już Amélie Nothombe i autora przeczytanej w tym miesiącu książeczki "Zinc" (Cynk) autorstwa Davida Van Reybrouck'a (Nagroda Europejska 2017)

Natomiast wśród innych gości belgijskich targów zauważyłam bardzo znaną francuską powieściopisarkę Katherine Pancol (pisałam o niej na blogu już kiedyś). Zauważyłam też nazwiska innych Francuzów: Anny Duperey i Vincenta Perez'a znanych z ekranów kinowych i telewizyjnych. Najwidoczniej i oni w pewnym momencie zdecydowali się chwycić za pióra i stąd ich obecność na Targach. Ale nie zauważyłam ich osobiście w momencie naszej wizyty.

Ostatecznie po niemalże trzech godzinach opuszczamy Tour&Taxi i ruszamy do domu.

Tuż nad drzwiami wyjściowymi widnieje zaproszenie na przyszłoroczną, 50-tą edycję Targów Książki w Brukseli, która odbędzie się od 14 do 17 lutego 2019 roku.


Kto z was miałby ochotę się wybrać?




Bruksela,  26 lutego 2018


*****
Jeszcze kilka zdjęć

Stoisko Grupy Wyszehradzkiej, na którym znajdowały się książki polskich autorów
Fot. Nika Vigo

Grażyna Plebanek (pośrodku) podczas pozowania do zdjęć ze swymi czytelniczkami.
Fot. Nika Vigo

Fot. Nika Vigo

Fot. Nika Vigo


Jedno z obficiej zaopatrzonych stoisk
Fot. Nika Vigo

Moje "wielkie" zakupy
Fot. Nika Vigo

Do tej młodej damy, Nine Gorman, stała ogromna kolejka.
Ja jej nie znam i chyba sobie wygugluję dowiedzieć się o kogo chodzi,
ale najwyraźniej cieszyła się ogromna popularnością.
Fot. Nika Vigo


PS. Wyguglowałam: to francuska autorka książek dla młodzieży. Zaistniała dzięki Internetowi. Brawo!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz