niedziela, 5 maja 2013

Paryż - spacerkiem po mojej dzielnicy

Po ostatnim wpisie o paryskich witrynach sklepowych pojawiło się kilka komentarzy i próśb o częstsze migawki z paryskich ulic. Świeciło dziś piękne słońce, więc wyciągnęłam aparat o spojrzałam innym okiem na mą dzielnicę...
Spójrzcie i wy (jeśli macie ochotę) ...



Oto serce 9-tej dzielnicy, Opera Garnier


Wychodząc z metra Opera/Auber  można od razu ruszyć na bulwary ,
tu widok w stronę Bulwaru des Italiens , czyli Włochów.
Czekaja tam kina, teatry, restauracje, sklepy różnorakie firmy...

Stojąc tyłem do Opery Garnier mamy przed sobą Avenue Opéra,
czyli Aleję Opery. Do tej pory jest to jeden
 z bardziej prestiżowych adresów, szczególnie dla agencji turystycznych

Nieco w prawo rue de la Paix, czyli ulica Pokoju,
a w tle Kolumna Vandôme

Nieco w lewo zaś rue du 4 Septembre, czyli ulica 4 Września


Firmowy sklep marki Lancel (przy Operze)

Jedna orkiestra przygrywała dziś na placu Opery...

.... a druga robi jej konkurencję na schodach Opery

Typowa brama z czasów
(a przynajmniej w stylu) Haussmana

Wokół Opery widziałam 3 takie ciężarówki...
chyba lepiej tam nie parkować w miejscach niedozwolonych :)

Od czasu zamachu w stacji metra St.Michel w 1995 i
wprowadzenia planu antyterrorystycznego,
plastikowe przezroczyste torby stały się częścią
paryskiego "stylu" i nie ma wiele prawdziwych koszy na śmiecie

Dyskretny Apple Store na tyłach Opery

Na tyłach Opery znajduje się w jej budynku
elegancka restauracja, a przed nią często parkują luksusowe samochody

Ale coraz większym szykiem dla młodych,
 "aktywnych" Paryżanek, jest włoska Vespa

Manoukian i letnie witryny 

Jeszcze jedna...

Idąc do domu przechodzę czasem ulicą de la Chaussée d'Antin ,
 a w jej perspektywie widać Kościół Trinité d'Estienne d 'Orves

Dla turystów...

Dziś wieczorem widziałam po drodze 5 wyłącznie
 polskich autokarów. To wielka majówka :)

Etam 2013....

I znów słodkie suweniry dla zwiedzających...

Są też dystrybutory prezerwatyw "dla potrzebujących"

 I pełno sklepów nie-sieciowych z kreacjami
na rożne "wyjściowe" okazje


Torebki kopertówki do wyboru do koloru...

Tak oznakowane są we Francji biura notarialne

Paryżanie i turyści wylegli dziś radośnie na tarasy kafejek...

Co bardziej zapaleni wsiedli na miejskie rowery...
Powyżej  opustoszały parking Velib'ów


Często "remont" ogranicza się do zachowania fasady,
a wewnątrz buduje się wszystko od nowa

Drzwi wejściowe pokryte cynowymi (chyba) płytami
do kamienic łatwiej umyć  (sikają pieski i nie tylko:)
Choć teraz zdarza się to coraz rzadziej :)

Podwójne wejście do szkoły: obecnie  jedno jest
dla szkoły podstawowej (primaire), a drugie dla przedszkola (maternelle)

Ale kiedyś była jedna szkoła dla dziewczynek....

.... a druga dla chłopców :)

W 9-tej dzielnicy jest wiele teatrów i za to kocham ją wyjątkowo :)

Typowa paryska restauracyjka "Secrets de famille",
 czyli dosłownie "Sekrety rodzinne"

Remiza strażacka...

Różnorodność dachów... 

i tarasów :)

Kościół niemiecki (ewangelicko augsburski)

Na fasadzie widać często nazwisko architekta i datę budowy... tu akurat : H.Cambon 1902


Młoda Paryżanka na Velib'ie



A na koniec nazwa baru z winami o nazwie "le dit vin", wymawiane jako "divin" czyli "boski"
(otwiera później...)



Mam nadzieje, że podobała wam się dzisiejsza przechadzka po Paryżu?

Na sobotnim rynku w Bretenoux …. czyli na głębokiej francuskiej prowincji


Rynek na Placu Konsulów w Bretenoux (46) 



    W drodze z południa na północ Francji  zatrzymaliśmy się wczoraj w południe na wiejskim rynku w Bretenoux na północy departamentu 46, czyli LOT (region Midi-Pyrénées). 

    W zasadzie to nie taki wiejski rynek, bo Bretenoux liczy sobie 8,7 tysiąca mieszkańców i jest siedziba kantonu, wiec i rynek jest pokaźny. Pisząc wiejski miałam na myśli tylko jego charakter, bo większość sprzedawców to miejscowi hodowcy i ogrodnicy. Było oczywiście parę stoisk z ubraniami i torebkami, ale nikły one wśród tych z lokalnymi wędlinami, warzywami, owocami, serami, kwiatami i sadzonkami…



Większość stoisk skupiona była na ichniejszym Rynku Starego Miasta, który nosi nazwę Placu Konsulów. Śliczne średniowieczne domy dopełniały bukolicznego obrazka.











Dałam się skusić na zakup koszyka wiklinowego od lokalnego rzemieślnika, bo już od dawna szukałam czegoś w tym stylu, a nie miałam ochoty na kupowanie pierwszego lepszego… Ten mi bardzo przypadł do gustu, bo jest nietypowy  pod względem kolorystyki.

Zakup mojego koszyka


A to koszyki, których nie zakupiłam

Zakupiliśmy też chleb na zakwasie wypiekany na fermie. Pachniał smakowicie. Skórkę miał chrupiącą, a środek mięsisty , dość ciemny. Do tego  pęczek ogromnych rzodkiewek, które wielkością przypominają ogromne marchewki, ale kolor miały malinowy i smakują naprawdę jak małe rzodkiewki. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej odmiany. Było ich chyba 6 sztuk , a kosztowały raptem 1,80 €. Widocznie akurat jest na nie sezon.  Do tego dwa pomidorki, jedną  wieprzową kiełbaskę suszoną, troszkę „rillets de canard” (pasta do rozsmarowywania z kaczki), dwa plasterki kaczej szyi faszerowanej mięsem z kaczki i kaczą wątróbką. No i na  deser świeżutkie, pachnące już latem zrywane wczoraj lokalne truskawki (pewnie jeszcze ze szklarni, tyle ze lokalnej).






Krążyliśmy tak od stoiska do stoiska i samo wybieranie, kupowanie, rozmowy z producentami czy sprzedawcami było już przyjemnością sama w sobie.






Moj nowy koszyk szybko zapełnił się wiktuałami na piknik w południe… Prawdziwy piknik na trawie…

Z czasie zakupów pstrykałam trochę zdjęć pragnąc uchwycić urok tego mimo wszystko wiejskiego ryneczku….




Tu widać właśnie te ogromne rzodkiewki w kształcie marchewek....



 ******

Warto na dwóch pierwszych zdjęciach zwrócić uwagę na odstępy miedzy domami na placyku. Specjalnie je tak budowano w średniowieczu, żeby w razie pożaru ogień nie przenosił się zbyt szybko na sąsiednie budowle…

czwartek, 2 maja 2013

Eko-grosik : co robić z resztkami mydeł i mydełek?

Woreczek po otrzymanej broszce



Woreczek otrzymany z proszkiem
 do prania w kostkach
     Wyrzucić? Zużywać do ostatniego kawałeczka męcząc się z coraz mniejszymi resztkami? Kiedyś nie zastanawiałam się nad takimi detalami w pędzie życia codziennego. Czasem wyrzucałam, a czasem męczyłam się i "doklejałam je do nowego mydła" :)

   Z podroży służbowych przywoziłam czasem hotelowe mydełka, które używałam przez dzień czy dwa i wiedziałam, ze pójdą do śmieci, bo talkie były w większości tych hoteli zalecenia dla personelu. 

     Nie pamiętam już czy ktoś mi podpowiedział, czy gdzieś usłyszałam lub przeczytałam, ale któregoś dnia jakieś 9-10 lat temu postanowiłam włożyć wszystkie te kawałki i resztki dużych mydeł do malutkiej siateczki dodawanej niegdyś do proszku do prania w kostkach.
Były też takie siateczki w niektórych sklepach jako gadżet do prania delikatnych rajstop/podkolanówek w pralce. 
No i były też czasem zwykłe woreczki na prezenty jak np biżuteria fantazyjna. 


A ten woreczek był dodany do pary rajstop
    Od tamtej pory mam zawsze w kabinie prysznicowej taki woreczek i nie zastanawiam się już co robić z resztkami. I nie chodzi juz nawet o jakieś wielkie oszczędzanie, bo w naszych czasach mydła nie są już jakimś luksusowym towarem. 
Myślę, że ważniejsze jest dla mnie mały gest "eko" i walka z marnotrawstwem.  Od lat sortuję odpady i w miarę możliwości staram się żyć coraz bardziej "ekologicznie". 


    Ponad miesiąc temu przeczytałam wpis na blogu "wystarczy chcieć" z kilkoma tego typu pomysłami (link tutaj). Następnie całkiem niedawno był też ciekawy wpis na blogu "wolnym być" o zużywaniu tubek do końca, a jeszcze wcześniej o tygodniowym wyzwaniu ekologicznym.

  Czytając tego typu wpisy zawsze zastanawiam się nad moimi nawykami i zachowaniami. Zastanowiłam się też czy może ja mogłabym podzielić się czymś z moimi czytelnikami. Przyszło mi do głowy , że moje wykorzystanie resztek mydła nie jest moze super rewolucyjne, ale często moi goście zwracają na ten detal uwagę i robią pozytywne uwagi. 
Postanowiłam więc napisać o tym parę słów, bo może ten drobiazg kogoś kiedyś zainspiruje... :)


******

środa, 1 maja 2013

Święto konwalii, czyli 1 maja we Francji

Moja pierwszomajowa konwalia z różą "na szczęście" w 2013



    Nie jestem wprawdzie damą na dworze Karola IX, ale ja też dostałam dziś moją konwalię na pierwszego maja :)  I to nawet z czerwoną różą:). 
     Karol IX przeminął, ale tradycja ofiarowywania sobie gałązki konwalii na pierwszego maja pozostała i chwała mu za to. To on ponoć  w 1561 został obdarowany "na szczęście" gałązka konwalii podczas podróży po swym królestwie, a dokładniej w regionie Drôme (na północ od Prowansji). Tak mu to przypadło do gustu, że nakazał obdarować konwaliami 1 maja 1561 wszystkie damy dworu. To stąd wzięła się tradycja dawania konwalii właśnie na pierwszego maja. 

    Chociaż już i nieco wcześniej konwalia była symbolem odrodzenia, odnowy, wiosny i nawet Celtowie nazywali konwalie "kwiatem wiosny". W Średniowieczu konwalia była symbolem majowych zaręczyn. Maj był okresem zaręczyn i "układania" się miedzy rodzinami. Wówczas bukiet konwalii zdobił wejście do rodzicielskiego domu młodej zaręczonej dziewicy (naturalnie :).

Manifestanci pierwszomajowi po raz pierwszy "zawłaszczyli sobie" konwalie w 1907, wpinając gałązki konwalii do butonierek, ale to nie z manifestacjami kojarzą się one do dziś.

   Od 1936 zaczęła się rozpowszechniać sprzedaż uliczna konwalii w dniu 1 maja i tradycja ta poparta zarządzeniami prefektów trwa do dziś. Osoby prywatne mogą tego dnia bez specjalnego zezwolenia sprzedawać konwalie zebrane w lesie lub kupione u hurtowników (niezły sposób na dorobienie sobie paru groszy, szczególnie dla młodzieży). 
Np w Paryżu rozporządzenie Prefekta precyzuje, ze taki okazyjny sprzedawca nie może stanąć bliżej niż 40 m od normalnej kwiaciarni. Może sprzedawać wyłącznie konwalie  i tylko gałązki (a nie np kompozycje kwiatowe). Dopuszczalne tez jest sprzedawanie gałązki konwalii z różą...

Ja spędzam dzisiejsze Święto Konwalii w mej południowej Arkadii i po konwalie "na szczęście" wyruszyliśmy dziś do pobliskiego miasteczka Le Boulou.  Mimo wczesnej dość pory sprzedawców konwalii nie brakowało. 


Tutaj potrójne konwalie (trzy gałązki zapakowane razem),
  dla tych którzy potrzebują mocnego amuletu "na szczęście" :)

Róża z konwalia - 5 € ( w koszu),
a pojedyncza gałązka konwalii - 1,50 € (w mniejszych pojemnikach) 

Mój tegoroczny "porte-bonheur", czyli amulet szczęścia :)

Niektórzy podeszli do sprzedaży na poważnie i zainstalowali
"stoiska" na stole do tapetowania przykrytym obrusem :)


Inni po prostu mieli ze sobą duże kosze łatwe do transportu

Ta para ustawiła swoje kosze pod popiersiem
Generała Dywizji Dugommier'a (czasy rewolucji francuskiej)


No ale pierwszy maja to nie tylko Święto Konwalii. 
Od 1941 roku jest to oficjalnie Święto Pracy (dzień niepracujący). Zarządził tak rząd Vichy podczas okupacji licząc na poparcie robotników. Nie wiem czy coś to zmieniło w nastawieniu robotników do kolaboracyjnego rządu, ale fakt faktem, że nowy rząd francuski potwierdził rozporządzenie w 1947 ustanawiając oficjalnie 1 maja nie tylko dniem wolnym od pracy, ale na dodatek płatnym jak gdyby ktoś pracował. Jak święto to święto :)

Ale według moich osobistych wieloletnich obserwacji, dla większości Francuzów "Fête de Muguet", czyli Święto Konwalii jest dużo bliższe ich sercu niż Święto Pracy:) 
Choć gdyby nagle ktoś kazał im tego dnia iść do pracy, to zrobiliby chyba nowa rewolucję :))

*****

Najwięcej konwalii hoduje się we Francji w regionie Nantes. 
Az 80 % tegorocznych konwalii wyhodowano właśnie w tamtych okolicach (reszta głownie w okolicach Bordeaux). Zbieranie konwalii odbywa się w kucki lub na kolanach, wiec ta praca sezonowa wbrew pozorom nie należy do najłatwiejszych. 

Przeczytałam w prasie, ze jeden z ogrodników w Saint-Julien de Concelles kolo Nantes,  uprawia 6 ha konwalii, co oznacza, ze w ciągu 7 dni przed pierwszym maja trzeba zebrać 3 miliony gałązek konwalii. No a potem zapakować i i zawieźć do hurtowni... niesamowite!

Podobno w zeszłym roku w jeden dzień tylko 1 maja sprzedano we Francji konwalii za 25,5 mln €. 
Ileż "szczęścia" musiały one przynieść wszystkim kupującym i sprzedającym :)

No i najważniejsze, liczcie dzwoneczki na konwaliach, bo taka gałązka z 13 dzwoneczkami ma wyjątkową moc przyciągania prawdziwego szczęścia :)
(moja tegoroczna ma ich 12:)