Rynek na Placu Konsulów w Bretenoux (46) |
W drodze z południa na północ Francji zatrzymaliśmy się wczoraj w południe na wiejskim
rynku w Bretenoux na północy departamentu 46, czyli LOT (region Midi-Pyrénées).
W zasadzie to nie taki wiejski rynek, bo
Bretenoux liczy sobie 8,7 tysiąca mieszkańców i jest siedziba kantonu, wiec i
rynek jest pokaźny. Pisząc wiejski miałam na myśli tylko jego charakter, bo większość
sprzedawców to miejscowi hodowcy i ogrodnicy. Było oczywiście parę stoisk z ubraniami
i torebkami, ale nikły one wśród tych z lokalnymi wędlinami, warzywami,
owocami, serami, kwiatami i sadzonkami…
Większość stoisk skupiona była na ichniejszym
Rynku Starego Miasta, który nosi nazwę Placu Konsulów. Śliczne średniowieczne
domy dopełniały bukolicznego obrazka.
Dałam się skusić na zakup koszyka wiklinowego
od lokalnego rzemieślnika, bo już od dawna szukałam czegoś w tym stylu, a nie miałam
ochoty na kupowanie pierwszego lepszego… Ten mi bardzo przypadł do gustu, bo
jest nietypowy pod względem kolorystyki.
Zakup mojego koszyka |
A to koszyki, których nie zakupiłam |
Zakupiliśmy też chleb na zakwasie wypiekany na
fermie. Pachniał smakowicie. Skórkę miał chrupiącą, a środek mięsisty , dość
ciemny. Do tego pęczek ogromnych
rzodkiewek, które wielkością przypominają ogromne marchewki, ale kolor miały
malinowy i smakują naprawdę jak małe rzodkiewki. Nigdy wcześniej nie widziałam
takiej odmiany. Było ich chyba 6 sztuk , a kosztowały raptem 1,80 €. Widocznie
akurat jest na nie sezon. Do tego dwa
pomidorki, jedną wieprzową kiełbaskę
suszoną, troszkę „rillets de canard” (pasta do rozsmarowywania z kaczki), dwa
plasterki kaczej szyi faszerowanej mięsem z kaczki i kaczą wątróbką. No i
na deser świeżutkie, pachnące już latem
zrywane wczoraj lokalne truskawki (pewnie jeszcze ze szklarni, tyle ze
lokalnej).
Krążyliśmy tak od stoiska do stoiska i samo
wybieranie, kupowanie, rozmowy z producentami czy sprzedawcami było już
przyjemnością sama w sobie.
Moj nowy koszyk szybko zapełnił się wiktuałami
na piknik w południe… Prawdziwy piknik na trawie…
Z czasie zakupów pstrykałam trochę zdjęć pragnąc
uchwycić urok tego mimo wszystko wiejskiego ryneczku….
Tu widać właśnie te ogromne rzodkiewki w kształcie marchewek.... |
******
Warto na dwóch pierwszych zdjęciach zwrócić uwagę na odstępy
miedzy domami na placyku. Specjalnie je tak budowano w średniowieczu, żeby w
razie pożaru ogień nie przenosił się zbyt szybko na sąsiednie budowle…
Fantastyczne miejsce, Niko. Aż Ci zazdroszczę. Uwielbiam być w takich miejscach podczas moim podróży zagranicznych. Na szczęście podobny placyk mam koło swojego domu. Drżę, żeby nie zastąpił go jakiś market...
OdpowiedzUsuńOby nie, bo taki ryneczek pod bokiem to super sprawa :)
Usuń