piątek, 27 czerwca 2014

Ommegang 2014 - spektakl historyczny w sercu Brukseli


Już za parę dni w Brukseli ponownie odbędzie się tradycyjny spektakl historyczny Ommegang 
na Grande Place w Brukseli. 

W tym roku odbędzie się on 1 i 3 lipca (dwa razy ten sam spektakl). 
Weźmie w nim udział ponad 1400 aktorów - wolontariuszy z różnych grup historycznych.



Tegorocznego spektaklu nie będę miała możliwości obejrzeć, 
bo nie będzie mnie akurat w tych dniach w Brukseli. 

Kto jednak jest ciekawy jak takie wydarzenie może wyglądać, 
może zajrzeć na blog do mej zeszłorocznej relacji z

A kto zechce się wybrać, niech zajrzy po szczegóły na stronę internetową www.ommegang.be

Jest tez strona Facebook (klik)

Niezapomniane wspomnienia gwarantowane….

piątek, 20 czerwca 2014

Hachis parmentier, czyli sztandarowe danie francuskiej "kuchni z resztek"

Zapraszam serdecznie do lektury mego drugiego wpisu gościnnego w Klubie Polki na Obczyznie.

Tym razym w piątkowym cyklu kulinarnym mowa będzie o mielonym mięsie, purée z ziemniaków i pewnym farmaceucie...



Bohaterem dzisiejszego wpisu jest bowiem sztandarowe danie francuskiej "kuchni z resztek",
 
czyli


 
(kliknij w powyższą nazwę, aby przeczytać)
 
Zapraszam ! Smacznego!
 


 

wtorek, 17 czerwca 2014

Belgijskie kibicowanie "Czerwonym diabłom", od anonimowych miłośników sportu aż po Stromae


Dekoracja jednego z barów już kilka dni temu...




Les Diables Rouges, czyli Czerwone Diabły. 
W ten pieszczotliwy sposób Belgowie określają swa ekipę piłkarską, która po dwunastu latach ponownie dostała się do finału Mundialu tym razem w Brazylii. 

Trudno nie zauważyć, że trwają rozgrywki. Ale o ile we Francji do pierwszej wygranej kilka dni temu kibice okazjonalni bali się zbytnio angażować, żeby nie zapeszyć, o tyle z Belgii już od miesięcy Belgowie cieszą się samym faktem dostania się do finału i im bliżej meczu tym więcej osób okazywało swe poparcie dla ekipy w najdziwniejszych miejscach.


W chwili gdy piszę te słowa Belgowie rozgrywają właśnie swój pierwszy mecz z Algierią. Pierwsza połowa była kiepska, bo Algieria strzeliła im szybko pierwszego gola. Druga za to połowa , po paru zmianach w ekipie, jest zupełnie inna. 
Właśnie przed chwilą Belgia strzeliła drugiego gola i nawet ja, która futbolem się nie interesuję, ucieszyłam się, że wyszli na prowadzenie. Powiedzmy, że do pewnego stopnia, to trochę moja trzecia ojczyzna od kilku lat.



Zupełne wariactwo, czyli skarpetka na lusterko wsteczne.
Tu akurat zaparkowany samochód ma lusterko złożone,
ale z drugiej strony jest dziura z gumką,
żeby jednak coś w tym lusterku widzieć w czasie jazdy :)

Czy pamiętacie belgijską słodką specjalność o nazwie cuberdons? Pisałam o nich w zeszłym roku (KLIK TUTAJ)
Tu wydanie "piłkarskie" w kolorach narodowych: czarny =jagodowy, żółty=cytrynowy i czerwony=wiśniowy

Nawet w sklepie z obiciami i firanami, zauważyć można materiały
 rozłożone specjalnie w kolorach narodowych...

Flagi widoczne są oczywiście wszędzie, na balkonach, w oknach , w barach, restauracjach i prywatnych mieszkaniach



No proszę, nie skończyłam jeszcze mego wpisu, a tu już koniec meczu… Belgia najadła się strachu, ale  ostatecznie wygrali swój pierwszy mecz z Algierią

2:1

Gratulacje ! No to się będzie dziś wieczorem działo na mieście :))



Sklep niby typowo damski (Veritas) , a jednak :)

Veritas ...

Ciągle Veritas ...

I nawet okulary…. (to już ostatnie zdjęcie ze sklepu Veritas)

Nawet darmowa gazetka "Metro" w dzisiejszym wydaniu
wydrukowała na grzbiecie kolory belgijskiej flagi.


O cho! Już ulicami jeżdżą samochody na klaksonie…. 
radość zupełnie zrozumiała :)




Koszulki polo na wystawie z męskimi ubraniami,
 a obok spinki do koszul oczywiście w kolorach belgijskiej flagi…
Ciekawe, kto w naszych czasach nosi jeszcze spinki i kto odważy się na właśnie takie ? 


****

Ale Mundial, to oczywiście okazja do zrobienia dobrego interesu, wystarczy wpaść na dobry (dziwny, oryginalny) pomysł . 

W Antwerpii grupa kumpli wpadła na pomysł zbudowania i komercjalizowania domowej trybuny w kolorach oczywiście belgijskich. 

Zamiast siedzieć sobie wygodnie przed telewizorem na kanapie, można sobie rozstawić namiastkę trybuny jak na stadionie….

Ktoś reflektuje za 950 €?  Oto link do ich strony (niestety tylko po niderlandzku) :)))



Źródło: internet

Źródło: internet


Ale to jeszcze nie koniec ciekawostek…


Niedaleko Liège , w małej wiosce pewien zapalony kibic przemalował fasadę na czerwono i żółto (dach już miał czarny)….

Źródło: internet



***

Nawet proboszcz jednej z wiejskich parafii w Belgii (i zapalony kibic) nagrał clip z piosenką mającą zagrzewać "Czerwone Diabły  do boju :)))
Ksiądz kibicujący diabłom ? :) Koniec Świata .-

Tytuł "Fonce Belgique"  ("Naprzód Belgio")


***

Ale oficjalny hymn ekipy Belgii na Mundialu w Brazylii śpiewany jest od paru miesięcy przez największą belgijska gwiazdę piosenki, którą zna cała chyba młodzież Europy i poza jej granicami (starsi może już niekoniecznie, choć piosenki jego musieli słyszeć:). 
Mówię oczywiście o STROMAE !


Tytuł : "Ta fête" ("Twoje Święto")


****

A na koniec mała parodia futbolu i największego przeboju Stromae "Formidable" ("Wspaniały")
Śpiewa najlepszy chyba obecnie belgijski komik, François Pirette.

Blogger nie chce załadować, więc tylko link


François Pirette : "Forts les Diables" ("Silne diabły")


***
I oryginalny przebój w wykonaniu Stromae, a w drugiej części nagrania, inna znana jego piosenka "Papaoute"
Dla wyjaśnienia dodam, że Stromae urodził się w Brukseli w 1985, jego ojciec pochodził z Ruandy ( i tam zginął w 1994), a matka jest Flamandką.


I to by było na tyle :)))

poniedziałek, 16 czerwca 2014

"Muzyka i wino" w Villelongue-de-la-Salanque (66410)


W sobotę mieliśmy okazję po raz pierwszy uczestniczyć w oryginalnym wieczorze poświęconym muzyce, degustacji wina i fotografii artystycznej.
Dwa takie wieczory dzień po dniu w połowie czerwca organizowane były w tym roku po raz jedenasty. Inicjatorami są członkowie stowarzyszenia muzycznego "Muzyczny Moment" z małej miejscowości Villelongue-de-la-Salanque niedaleko Perpignan.

Samo stowarzyszenie ma na celu promowanie muzyki poważnej, a szczególnie muzyki kameralnej. 
Po raz pierwszy słyszałam o tej inicjatywie już dwa lata temu , ale dopiero w tym roku byliśmy na południu w dniach, gdy koncerty były organizowane. 
O tegorocznym koncercie muzyki Dworzaka połączonym z degustacją win i wystawą fotografa Jean Giralt'a dowiedzieliśmy się pocztą pantoflowo-mailową, bo jakichś oficjalnych afiszy i reklamy nie ma. 


Zresztą nawet nie potrzeba, bo publiczność dopisała. Nie liczyłam dokładnie, ale orientacyjnie mogę powiedzieć, że było 70-80 słuchaczy.

W cenę wieczoru (bo był to wieczór płatny) wchodził też posiłek w formie bufetu przygotowany wspólnymi siłami przez członków stowarzyszenia i ich rodziny. 







Po pierwszej części, czyli po koncercie słuchacze przeszli do ogrodu na kolację.

Na szczęście tego dnia burza przeszła bokiem ...


Punkt degustacyjny podczas posiłku  obsługiwany przez Frédérique Vaquer z  Domaine Vaquer


Momenty muzyczne podczas wieczoru już w ogrodzie i  podczas posiłku… 

W stowarzyszeniu są młodzi muzycy i ci już bardziej doświadczeni :)

Kolo północy nadszedł czas na lżejszy repertuar jak np "Tea for two and two for tea"

Nie wiem czy ktoś z was miał już okazje i uczestniczyć w koncercie tego typu, ale ja poczułam się przeniesiona w czasie. Tego typu koncerty w prywatnym domu kojarzą mi się z XIX wiekiem i salonami muzycznymi w prywatnych domach.  

Tu niby wszystko było nowoczesne i służby na lekarstwo, a jednak przez chwile wyobraziłam sobie, ze ludzie kiedyś dawno temu, czyli bez telewizji, radia i internetu nie musieli się wcale nudzić. 

Kto wie czy nie byli bardziej od nas wyczuleni na piękno otaczającego ich świata? 

 W każdym razie wieczór minął niespodziewanie milo, wina świetne, a zdjęcia - których nie udało mi się niestety dobrze sfotografować - były piękne jak obrazy malowane przez mistrza...

*****

Zapraszam do polubienia strony bloga na FB (KLIK TU)


niedziela, 15 czerwca 2014

Katherine Pancol z krotką wizytą w Perpignan i niespodzianka dla czytelników bloga


Pamiętacie o jakiej pisarce pisałam tu na blogu w ramach majowego projektu Klubu Polki na Obczyźnie


Jeśli nie, to przypomnę : pisałam o Katherine Pancol, która od lat jest jedną z najlepiej "sprzedających się " współcześnie żyjących francuskich autorek powieści. 





9 kwietnia 2014 weszła też na ekrany francuskich kin ekranizacja jej najpopularniejszej powieści "Żółte oczy krokodyli" z takimi aktorami jak Julie Depardieu, Emmanuelle Béart, Patrick Bruel, Jacques Weber… 
                                                                    Poniżej zwiastun :)




Z bloga Katherine Pancol wiedziałam, ze jeździ teraz po całej Francji na spotkania z czytelnikami w ramach promocji swego nowego tryptyku powieściowego "Muchachas"  (tom trzeci okazał się przed paru dniami). 

Patrząc na jej "grafik" zauważyłam, że jest jedno miejsce gdzie będziemy równocześnie (no bo ja też się jednak trochę poruszam, choć nie po całej Francji :)). 



W  sprzedaży są oczywiście wszystkie książki, jakie Katherine Pancol napisała od początku swej kariery.
Wszystkich nie czytałam, ale do jesieni postanowiłam to nadrobić :)

Najnowsza trylogia "Muchachas"


14 czerwca udałam się do Księgarni Cajelice w Perpignan , wystałam się trochę w kolejce (i tak byłam na początku, bo gdy wychodziłam ludzi było trzy razy więcej, niż gdy ja przyszłam) i udało mi się porozmawiać z autorką kilka minut i dostać dedykacje. 

W ciągu kilku minut rozmowy wspomniałam, że chciałabym prosić o dedykację "Krokodyli" bez konkretnego imienia, gdyż mam zamiar rozlosować ten egzemplarz wśród francuskojęzycznych czytelniczek mego bloga. Wspomniałam też o tym, iż znalazła się ona w mojej dziesiątce najsławniejszych Francuzów w naszym klubowym projekcie. 


Wówczas Katherine Pancol zaproponowała, że jeśli jej podyktuję, to napisze mi dedykację "Krokodyli" po polsku… Nie chciałam już przedłużać mego tête à tête, więc podyktowałam po prostu "Miłej lektury"…




Dla siebie zaś dostałam dedykację na pierwszym tomie "Muchachas", do lektury którego zabiorę się już dziś jadąc wieczorem do pracy.




I w ten oto sposób kochane czytelniczki i kochani czytelnicy bloga, mam dla was do rozlosowania egzemplarz "Żółtych oczy krokodyli" z dedykacją autorki po polsku…

Czy sa chętni i chętne?

Jeśli tak, to oto warunki losowania: 

Termin losowania : 26 czerwca 2014 wieczorem.

Termin przysylania zgłoszeń do losowania : do północy 25 czerwca czasu polskiego. 

Sposób przysyłania zgłoszeń: 

Oczywiście będzie mi miło gdy "polubicie" stronę bloga na fejsie, ale nie jest to żadnym warunkiem uczestnictwa w losowaniu :)

Zapraszam : )

----------------------------------------------------
Wyniki losowania 26/06/2014
----------------------------------------------------
UWAGA! UWAGA!
Losowanie mialo miejsce kilka minut temu. Sposrod zgloszen, ktore naplynely w komentarzach, droga mailowa i przez FB, "niewinna raczka " wylosowala n° 6, ktory w tym wypadku nalezal do Holly (blog Widok z paryskiego okna).
Holly gratuluje (wysylam maila), a wszystkim pozostalym uczestniczkom (Panow nie bylo :) dziekuje serdecznie za zgloszenia i zapraszam do ewentualnych , kolejnych konkursow.
Wszystkim zas serdecznie dziekuje za to, ze czytujecie mego bloga :))

piątek, 13 czerwca 2014

Katajew w wersji teatralnej czyli "Chcę zobaczyć się z Miussowem"

O Katajewie musiało być kiedyś głośno nawet poza granicami ZSRR, skoro do tej pory grywane są jego komedie.  Idąc wczoraj do teatru na amatorskie przedstawienie "Chce zobaczyć się z Miussowem" nie skojarzyłam sobie początkowo autora tej  sztuki z tytułem znanej w czasach PRL-u powiesci dla młodzieży "Samotny biały żagiel". Powieści wprawdzie nie czytałam, bo w moich czasach nie była obowiązkowa, a ja sama wolałam inne lektury. Niemniej jednak pamiętam tytuł, bo i ekranizacja jakaś też miała miejsce. Nie mogę więc powiedzieć, że Katajewa znalam, ale gdy po powrocie przeczytałam, że to ten od "Samotnego białego żagla", to umiejscowiłam go od razu w czasie i przestrzeni. 
Pojęcia nie miałam, że pisał on sztuki teatralne i to na dodatek komedie. 


Wczorajszy spektakl wystawiła amatorska trupa teatralna BL Scéne , działająca w miasteczku Le Boulou, nieopodal mej Południowej Arkadii.
Była to premiera stuki, nad którą pracowano raz w tygodniu przez caly niemalże sezon, bo od września. 


Sztukę wybrał i zaadaptował na potrzeby trupy jej reżyser, Christophe Pélissier. 
W Le Boulou odbędą sie jeszcze przedstawienia  17 i 28 czerwca. Natomiast w lipcu trupa zagra je ponownie w prestiżowym miejscu, bo w teatrze w Fortecy Saint-Elme w Collioure (dokładnie 7, 8, 10 i 11 lipca 2014). 


Przedstawienie jest dość długie, lecz mimo braku antraktu, czas mija niespostrzeżenie. Jedyną niedogodnością są aktualne opały, a że nie wzięłam ze sobą wachlarza, to dały mi się nieco we znaki. 


Sztuka należy do typowych komedii bulwarowych i wodewilowych, gdzie nieporozumienia, wejścia wyjścia, trójkąty małżeńskie i rzekome zdrady przeplatają się z satyrą na mechanizmy codziennych zachowań ludzkich w czasach ZSRR. 

Sztukę "Chcę zobaczyć się z Miussowem" wystawiono z Moskwie w 1848 roku, więc siłą rzeczy musiała być napisana przed lub w czasie drugiej wojny światowej. 

Chętnie bym przeczytała oryginalny tekst, bo swoboda niektórych przerysowań należy chyba bardziej do reżysera wczorajszego spektaklu, niż do tekstu oryginalnego. No ale skoro to adaptacja sztuki, to i zmiany mogą być liczne. 

W sumie dla francuskiej publiczności tekst sztuki jest zupełnie inny w odbiorze niż w krajach, gdzie komunizm odcisnął swe piętno. Łatwiej jest się jej skupić na ironii i przerysowanych postaciach, wywołujących salwy śmiechu.

Od lewej: Pani Smirnoff - pociągająca spokojnie wódeczkę przez cały spektakl;
Towarzysz Miussow, którego wszyscy ciągle szukają
i urocza, choć sroga recepcjonistka o wojskowym drylu


Akcja sztuki dzieje sie w domu wypoczynkowym "Sloneczniki" , gdzie mozna sobie spedzic spokojna niedziele. 
Główny bohater Miussov jest urzędnikiem, którego podpis potrzebny jest do wydania z magazynu bialej farby. Białą farbę potrzebuje Zajcew do wymalowania łóżeczek w nowym żłobku. Otwarcie żłobka już w środę (jest niedziela) , farba musi wyschnąć, podpis Miussova staje sie wiec bezcenny o ile sie go zdobędzie juz w niedziele. 


Zajcew (Jean Sforzi) opierający się nadopiekuńczej
kierowniczce ośrodka (Bérangère Lannes-Gusse)



Żeby dostać się do "Słoneczników", trzeba mieć zaświadczenie z pracy, a jeszcze lepiej skierowanie z zakładu pracy. Zajcew go nie ma, więc podaje się za męża sławnej traktorzystki, o której przeczytał w gazecie… 

Tyle tylko, że traktorzystka dokładnie tego dnia ma spotkać w "Słonecznikach"  niewidzianego od 18 miesięcy męża. 

Dodajmy do tego sfiksowaną kierowniczkę, nimfomankę - żonę sławnego profesora i porządnie trzepniętą  lekarkę… Uzupełnijmy recepcjonistką o militarnym drylu i rozkojarzoną pielęgniarkę…. 

Mieszankę wybuchową i ponad dwie godziny śmiechu mamy gwarantowane. 

Recepcjonistka nie wpuszcza Zajcewa do Domu Wypoczynkowego...

Zoja Dudkina (Véronique Bazia) , żona profesora
zakochana w Miussowie (Benjamin Boudouresques)
Pani Slirnoff grana przez najstarsza członkinię trupy, Madeleine Sabirou
Traktorzystka , zła na męża, próbuje podrywać Miussova...


Ta sama traktorzystka (Adeline Antonetti) pogodzona z mężem (Jérôme Le Bert)
 Po wielu perypetiach, bo inaczej byłoby przecież nudno :) 

Nawiedzona lekarka , dr Kirilof (Véronique Poulvet)
 i jej prawa "pielęgniarska" ręka (Marie Benhaïm)


Jedna ze scen kulminacyjnych, taniec w takt rosyjskich przebojów

Zajcew próbuje wyjaśnić nieporozumienie...
Kierowniczka próbuje coś wyjaśniać, ale nikt już nic nie rozumie...
Brawa i ukłony ...
Aktorzy, mimo że amatorzy, grają doprawdy świetnie. Sam Miussow, grany przez Benjamina Boudouresquesa, daje nam popisy momentami godne samego mistrza Louisa de Funesa. 
Zaś nękająca go zakochana żona profesora grana przez Véronique Bazia, zadziwia perfekcyjnym warsztatem aktorskim.

Zresztą wszyscy aktorzy grają świetnie i doprawdy aż dziwne, że nikt niczego nie pomylił przy tak długim tekście i ilości scen, pościgów i ciągłego wchodzenia i wychodzenia na scenę. 

Chylę czoła  i dziękuję za świetną zabawę:)

*****

                Zapraszam też do polubienia Fanpage'a Notatek Niki na FB (KLIK TU)



sobota, 7 czerwca 2014

Wieczór z Maestro Krystianem Zimermanem w Sali Pleyel w Paryżu



Na ten koncert bilet kupiłam już w maju 2013, czyli ponad rok temu. Od bardzo dawna miałam ochotę zobaczyć naszego najsłynniejszego chyba pianistę XX - XXI wieku. 

Do tej pory jakoś mi się nie udawało, więc bardzo się cieszyłam  już zawczasu na ten wieczór, choć pojęcia nie miałam co będzie "grane". 

Krystian Zimerman, bo o nim tu oczywiście mowa, należy do kilku zaledwie pianistów światowej sławy, którzy mogą sobie pozwolić na podawanie repertuaru w ostatniej chwili. 
W katalogu paryskiej  Sali Pleyel była po prostu krotka notka, że program zostanie podany później. 

Ja idąc dziś wieczorem nie wiedziałam jakie utwory Zimerman zagra. Specjalnie nie sprawdziłam na stronie internetowej Sali Pleyel, żeby mieć niespodziankę.


Kilkustronicowy program z repertuarem  został specjalnie dodrukowany na dzisiejszy wieczór.




Foyer Sali Pleyel w Paryżu



Po raz pierwszy specjalnie kupiłam miejsca na część za sceną.
Jest ich niewiele, ale bardzo dobrze, lekko z góry widać pianistę.
Jeśli kiedyś będziecie się tam wybierać, to wybierzcie miejsca
po nieparzystej stronie widowni, żeby lepiej widzieć ręce i klawiaturę.
Dotyczy to oczywiście części przed i za sceną :)

Sala jeszcze przed zapełnieniem. Balkony są  w niej bardzo wysokie.
Kiedyś siedziałam na samej górze i już więcej nie chcę.
To nie dla osób z lękiem wysokości.




Okazało się, że Zimerman wybrał na dziś 3 ostatnie sonaty Beethovena.
Nie jestem jakąś wielką melomanką, więc nie znałam ich.
Zaskoczył mnie jego sposób gry.

Najpierw, gdy wszedł na scenę, pomyślałam jak bardzo postarzają go siwe włosy i broda (aktualnie ma 57 lat).
W porównaniu do zdjęcia z katalogu rocznego Sali Pleyel, wygląda teraz dużo starzej, i gdybym nie wiedziała, że to on, to chyba bym go nie rozpoznała.
Przez chwilę przypomniała mi się bajka z dziecinstwa o Piaskowym Dziadku, bo Zimerman mógłby być jego personifikacją.

Gdy jednak zasiadł do fortepianu i zaczął grać...   nagle stał się innym człowiekiem. 
Byłam na tyle blisko, że widziałam jego rysy twarzy i od czasu do czasu ręce, gdy je unosił.
To jest prawdziwy wirtuoz, który żyje dla i z  muzyką.

Skupienie, dialog z fortepianem, uniesienie, ból, wściekłość… to wszystko było dziś obecne.
Niesamowite jest jak jeden instrument może zastąpić całą orkiestrę … Czy też naśladować odgłosy strumyka, burzy i wręcz grzmotów.

Nie znam się na muzyce, ale gdzieś to wszystko  w jego grze usłyszałam i w drugiej części jego koncertu, gdy grał już ostatnią sonatę, trudno było nie mieć ściśniętego gardła i lśniących oczu.



Owacje były na stojąco…
Na bisy Zimerman nie dał się namówić. Dla zasady chyba.





To fortepian, który należy do Zimmermana.
Przerobił go na własne potrzeby i wozi ze sobą na koncerty.
Podobno nawet ciężarówkę z fortepianem prowadzi sam.
Oczywiście ciągle go ulepsza i stroi. Jest perfekcjonistą.
Może dlatego ograniczył ilość koncertów do 50 rocznie :)?
A może po porostu pragnie spędzać jak najwięcej czasu w domu
 w Szwajcarii, gdzie mieszka on z żoną skrzypaczką
(maja dwoje dzieci, ale Zimerman pozostaje bardzo dyskretny
jeśli chodzi o sprawy prywatne.
Na pewno nie można go określić mianem "people" :)
Jakoś to do niego nie pasuje. 







Publiczność wychodząca z sali koncertowej jest nadal pod wrażeniem...

To był wieczór pełen niesamowitych wrażeń…

A już we wtorek 10/6/2014 wystąpi w Sali Pleyel 
Rafał Blechacz, nasz młodszy pianista-wirtuoz, drugi po Zimermanie, 
zwycięzca Konkursu Szopenowskiego. 
Widziałam go już dwukrotnie w poprzednich latach i bardzo mile wspominam te koncerty:)


_____________________________
Strona Sali Pleyel  w Paryżu (po francusku i angielsku) : KLIK TUTAJ

Adres:

252, rue du faubourg Saint-Honoré

75008 Paris
____________________

              Zapraszam też do polubienia Fanpage'a Notatek Niki na FB (KLIK TU)