Kilka lat temu, a nawet więcej niż kilka, bo dokładnie w roku pańskim 2004... miałam okazję uczestniczyć w polskiej majówce pod Paryżem nad rzeką Marną. Zaprosili nas na nią zaprzyjaźnieni rodzice dziewczynki, z którą mój starszy syn chodził wówczas na dodatkowe zajęcia z języka polskiego do szkoły polskiej przy ulicy Lamandé w XVIIej dzielnicy Paryża.
Pamiętam, że na majówce było kilkadziesiąt osób, a mój mąż okazał się jednym z trzech chyba francuskich małżonków, gdyż wszyscy pozostali uczestnicy byli Polakami zamieszkałymi na stałe we Francji.
Każdy przywiózł ze sobą jedzenie, picie, piłki, kocyki, krzesełka i tak naprawdę to wówczas dopiero zobaczyłam jak może wyglądać prawdziwa majówka.
Były rozmowy, trochę sportu i dużo śmiechu...
"Majówek" było w 2004 roku kilka, głównie w czerwcu i na początku września... Na dole z prawej recytatorka poniższego wiersza (ale chyba to nie autorka wówczas recytowała) |
W pewnym momencie jedna z roześmianych pań, najwyraźniej dobrze znana większości uczestników, zaczęła deklamować wiersz o losie polskiej żony we Francji... Nie była to chyba jednak autorka utworu, choć ręki nie dam sobie uciąć :)
Zatytułowany był "Znoszę" i jak, widać zrobił na mnie wrażenie skoro pamiętałam o nim przez tyle lat. Nieco później dowiedziałam się, że autorka nazywa się Agata Kalinowska-Bouvy, jest poetką i tłumaczką.
Ciekawa jestem jak wam się spodoba...
***
Znoszę
Kocham męża cudzoziemca i kraj mej emigracji
Gdzie wiodę swe życie, a nie czas wakacji
I z miłości do mego męża ukochanego
Znoszę różne dziwactwa dnia codziennego
A zatem: obiad w południe na drugie śniadanie
I w sierpniu na wakacje zawsze wyjeżdżanie
I ten udziec jagnięcy podawany w niedziele
Kiedy się zbiera rodzina lub jego przyjaciele
I to, że "piękną matką" nazywam teściową
I nawet tę idiotyczną przerwę obiadową
I to, że naprawdę małe jest "petit" śniadanie
Gdzie tylko rogalik i kawę się dostanie
I te korki, gdy wraca się z każdego week endu
I te soldy paryskie, co doprowadzają do obłędu
i na święta tę z marskością tłustą wątróbkę kaczą
I to, że moje nazwisko panieńskie ciągle przeinaczą
I to, że nie wiecie, co to znaczy nie mieć zielonego pojęcia
I to, że na Wielkanoc jecie maleńkie mleczne prosięcia
I to, żeście zburzyli bastylię i zgilotynowali królową
I, że łykacie z octem żyjącą ostrygę surową
Że nie pijecie do kolacji gorącej z cytryną herbaty
I to, że macie same kuzyny, a nie cioteczne braty
Że to, co się wasz kompot, naszym przecierem nazywa
I to, że żywcem udka się z t---a żabie wyrywa
I, że jecie ślimaki, które wcześniej głodzone
Muszą się tydzień wyśliniać na soli położone
I to, że na Wigilie, jak jakie bezbożniki
Podajecie pieczone z kasztanami indyki
I, że bagietka ma metr i gracie w żelazne kule
A przy odpływie morza wydłubujecie mule!
I znoszę to dnia każdego, jak te męki, katusze
Z miłości do męża, nie inaczej, bo przecież nie muszę
I nic to, że obrączkę na lewej ręce mam jak rozwódka
Lecz cholernie nie znoszę, że z Polska kojarzy się wam tylko wódka
Mereil 20/11/01
Agata Kalinowska-Bouvy
Męża mam Polaka, mieszkam w Polsce, we Wrocławiu( lub pod) ale mam koleżankę (Polskie małż), która mieszka od lat we Francji i oni stosują sie do tych przerw, obiadów... nie wiem czy do wszystkiego. Trochę to mnie śmieszy, jak uważa , że właśnie to czego tam sie nauczyła jest lepsze i udowadnia. Niepotrzebnie bo przecież jest mimo wszystko Polka z urodzenia i pochodzenia. i wszystko co Polskie to bee. Nawet czasami mówi: u Was to w urzędach nie potrafią, szpitale :( ale emerytury to macie naprawdę wysokie i dlaczego narzekacie a co ja mam powiedzieć:) Przemilczam, uśmiecham sie , czasami coś powiem ale i tak nie mam racji:) i wciaz ja lubię:Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSwietny wierszyk:) tak to juz jest ze z milosci mozna zniesc wiele
OdpowiedzUsuń:-)
OdpowiedzUsuńKwintesencja emigracji...;o)
OdpowiedzUsuńAbsolutnie fantastyczne!
OdpowiedzUsuńWierszyk swietny! Dwie ostatnie linijki pasuja i do mnie. Gdybym miala odrobine talentu, moglabym sklecic cos podobnego z dziwactwami Amerykanow, znajdzie sie tego sporo. ;)
OdpowiedzUsuńTyle, ze moj malzonek jest Polakiem. :)
Oj, wiersz świetny, ale nie widziałam o kilku faktach dotyczących zwierząt i jestem wstrząśnięta. :(
OdpowiedzUsuńAnko, czytaj koniecznie z przymrużeniem oka :) Fakt, że człowiek jako istota jest chyba najokrutniejszy na naszej planecie... Ale zapewniam cie, ze ostryga umiera w momencie przecięcia mięśnia nożem przy otwieraniu... tzw mleczne prosięta to super rzadki specjał, żabom nikt nic nie wyrywa na żywo itp itd :) Zreszta jak pomyślę o hodowli i skad sie bierze mieso wolowe, drobiowe czy nawet ryby, to doprawdy robie sie stopniowo wegetarianka ... No ale to dotyczy nie tylko hodowli francuskiej...
UsuńJa z tego powodu już mięsa nie jem. :)
UsuńNika, dzieki za te opowiastke, wiersz, no i powiem Ci, ze robi sie coraz ciekawiej..
OdpowiedzUsuńŚwietny wierszyk! Skąd ja to znam ;)
OdpowiedzUsuńTen wiersz jest tak bardzo prawdziwy! :)
OdpowiedzUsuńswietny wiersz! nigdy nie slyszalam! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi milo, ze odkrylam na tej stronie moj wiersz. Cale szczescie, ze nie dalas sobie Niko uciac reki, bo to bylam ja, autorka wiersza, ktora go recytowala jak widac na zdejciu. Pozdrawiam serdecznie - Agata Kalinowska-Bouvy
OdpowiedzUsuńO jakzez mi miło, ze u trafiłaś :) mam nadzieje, ze nie masz mi za złe rozpowszechniania tekstu :)? Poezja powinna być czytana, a pisanie o niej to najlepszy sposób :) pozdrawiam serdecznie dziś ze Strasburga gdzie właśnie czekam na spozniajacy sie samolot do Tuluzy. Nogi zapraszam do zagladania w me skromne blogowe progi <3
Usuń