Często pisałam o moim ulubionym Collioure (klik1, klik2, klik3, klik4, klik5), więc tym razem dla odmiany przedstawię przedostatnią przed hiszpańską granicą miejscowość we Francji nad Morzem Śródziemnym. A chodzi o Banyuls-sur-Mer.
Znawcy i wielbiciele win, szczególnie tzw. vins doux naturel, znają zapewne nazwę Banyuls.
Jest to nazwa chroniona win z nadmorskich winnic dookoła miejscowości Banuyls-sur-Mer.
Napisałam, że to przedostatnia nadmorska miejscowość przed hiszpańską granicą, bo bliżej niej jest jeszcze Cerbère, ale nie ma tam już takiej atmosfery kurortu jak w Collioure, Port-Vendres, czy Banyuls-sur-Mer.
Banyuls-sur-Mer liczy niecałe 5 tysięcy mieszkańców, a rozsławione zostało dzięki winom i urodzonemu tam rzeźbiarzowi i malarzowi francuskiemu pochodzenia katalońskiego.
Był nim Aristide Maillol (1861-1944), jeden z najbardziej znanych rzeźbiarzy francuskich pierwszej połowy XXw. Jego rzeźby można zobaczyć w Muzeum Orsay w Paryżu, w parku Tuileries koło samego Luwru, w jego paryskim muzeum, no i w samym Banyuls-sur-Mer gdzie miał od 1910 swoje atelier (teraz też muzeum).
Do Maillol'a powrócę jeszcze nie raz, ale dziś pozostańmy przy opisie wieczornego spaceru po Banyuls na esplanadzie nad morzem.
Na przechadzkę wybraliśmy się już wieczorem, gdy upały zelżały (w dzień było ponad 35°). Mieliśmy pewną okazję do uczczenia więc rozpoczęliśmy posiłkiem w restauracji "Chez Claude" nieopodal morza, plaży i deptaka. Restauracji nie znaliśmy, trafiliśmy tam przypadkiem.
Tego akurat wieczoru na placyku był koncert przebojów z lat 60-90-tych. Sporo osób nawet sobie potańczyło ... |
Próbowałam nagrać (telefonem) mały filmik, żeby pokazać wam jak się bawią Francuzi tańcząc madisona, ale ścieżka audio jest kiepska.
Jedna z rzeźb Maillol'a na deptaku nad morzem |
Plażowe, nocne klimaty |
Budynek merostwa otwarty do późna, bo wewnątrz można obejrzeć wystawę malarska lokalnych artystów |
Do zobaczenia! |
No to już chyba wiem, gdzie spędzę moje kolejne wakacje...Cudownie tam i jaka wspaniała kuchnia (to pewnie wpływy Hiszpanii!) w każdym bądź razie takich menu w basenie Arcachon nie ma. Maillola uwielbiam, zawsze się fotografuję z jego "pannami". A wracając do Collioure, to czytając dzisiejszy "Courrier International" natrafiłam na znakomity tekst o tej miejscowości, napisany przez Stephen'a Clarke'a autora God save the France i zatytułowany Colliure la fauve- jest to wszak kolebka fowizmu a widoczki tego miasteczka, jak napisano, w liczbie 242 są ponoć najbardziej znanym tematem Francji, poza oczywiście obrazem Moulin Rouge, Lilii wodnych Moneta i ud pani Renoir:))
OdpowiedzUsuńC'est une belle atmosphère rendue par ce post, on y retrouve l'art de vivre estival sur cette côte. Bien sûr, c'est un peu "le bout du monde", au bout d'une route longue et sinueuse; par contre dans la journée, cette route bordée de vignes plongeant dans la mer est unique. Bonne journée, Nika et merci pour notre patrimoine
OdpowiedzUsuńByłam w tym roku w muzeum d'Orsay i pamiętam jego rzeźby :)
OdpowiedzUsuńAle po przeczytaniu Twojej relacji stwierdziłam że jestem chyba łasuchem, bo najbardziej zapamiętałam te małże i białe wino :)
Koleżanka która mieszka w Paryżu mówiła mi, że wyczuwalna jest różnica w charakterze między ludźmi z północy Francji i z południa. Pewnie dotyczy to też i kuchni.
Pozdrawiam :)
Ach.. Cudne widoki:) Jedzonko wygląda bosko.. Na razie plany podróżne u nas związane bardziej z północą Europy, ale Francja następna w kolejce:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko!
Pochodziło by się tak...Oj...Pochodziło...;o)
OdpowiedzUsuń