Dawno, dawno temu była sobie młoda francuska królewna o imieniu Claude. Urodziła się w 1499 z matki Duchesse Anne de Bretagne (Anna jest do tej pory najbardziej chyba wielbioną Księżną Bretanii) i Ojca Króla Francji Ludwika XII.
Jej rodzice nie mogli się doczekać męskiego potomka. O ile Claude mogła odziedziczyć tron po matce, o tyle nie miała prawa zostac Królową Francji. Potencjalnym następcą tronu był krewny Króla Ludwika XII-go, François d'Angoulême.
Najlepszym rozwiązaniem było wiêc małżeństwo młodej Claude z François. Małżeństwo z rozsądku bo François nie kochał tej niezbyt ładnej i kulejącej dziewczyny. Niemniej jednak rozumiał dobrze, że jej głównym obowiązkiem jest dać mu następcę tronu i sam się do tego obowiązku tak przykładał, że biedna Claude chodziła non stop brzemienna. Dała Francji siedmioro dzieci, po czym zmarła (wycieńczona ciążami) w wieku zaledwie 26 lat. Była pierwszą żoną François I-go i spoczywa razem z nim w grobowcu w Bazylice Saint-Denis koło Paryża, więc możecie przy okazji wpaść do niech z wizytą i podziękować obojgu za ... śliwki renklody.
To bowiem w owym czasie, na początku XVI wieku "odkryto" we Francji na przywiezionym z Azji drzewie zielonkawe owoce, odmianę śliwek.
Na cześć swej żony znanej z dobroci, król nakazał nazwać owe owoce Reine-Claude, czyli Królowa-Claude, stąd po polsku renkloda.
Piszę o tym wszystkim oczywiście z powodu konfitur, a raczej powideł renklodowych, które mi wyszły zamiast zwykłych konfitur. Przepysznych powideł :)
Jakieś dwa tygodnie temu dostałam od przyjaciela domu skrzynkę renklod dojrzałych na słońcu, w upale i przede wszystkim, na drzewie, a nie w chłodni.
Były tak dojrzałe, że od razu musiałam zabrać się do robienia konfitur.
Po wydrylowaniu pestek miałam prawie 10 kg owoców i soku.
Dodałam do nich w sumie 2,5 kg cukru i mieszając przesmażałam kilkakrotnie przez dwa dni, czekając aż trochę zgęstnieją.
W rezultacie wyszły mi dość gęste konfitury zbliżone smakiem do powideł śliwkowych.
Oto zdjęcia pierwszej partii z naklejkami zaprojektowanymi przez mego najstarszego bratanka, za które bardzo mu dziękuję, bo są śliczne :)
_____________________________________________________
O konfiturach robionych tego lata pisałam już wcześniej:
_____________________________________________________
A oto nasz mini gość na podwórku ... Bardzo płochliwy ...
Ileż to się można dowiedzieć przy robieniu konfitur :)))
OdpowiedzUsuńa słoiczki urocze :)
Mam pod ręką prawdziwą skarbnicę wiedzy tego typu (i to żywą:)
UsuńDommage que tu n'aies pas mis en format assez grand l'étiquette conçue par M ton neveu: elle est magnifique! Pour le reste c'est un très beau et appétissant reportage!
OdpowiedzUsuńEn agrandissant on la voit assez bien :))
UsuńAle dwa dni? Szczerze mówiąc pierwszy raz tak słyszę:) Ale pewnie wychodzą lepsze:) Słoiczki świetne, a kotek śliczny, choć wystrachany jakiś:)
OdpowiedzUsuńNo dwa dni to umowne, bo z przerwami. Pierwszego dnia tak z dwa razy po godzinie i drugiego dnia prawie tyle samo. Za każdym razem w przerwie zostawiłam je do wystygnięcia :)
OdpowiedzUsuńA koteczek wystraszony, bo to maleństwo i na dodatek dziki. Wygląda uroczo i zupełnie jakby dopiero wstał, bo jest zupełnie rozczochrany. Musiałam zoomem go łapać, bo nie da do siebie podejść bliżej...:)
A to nie znałam tego sposobu:) Dzięki.
UsuńDziki, ale ładniutki:)
I znowu przez Ciebie ośliniłam klawiaturkę...;o)
OdpowiedzUsuńLubię takie posty. Niby niewinnie o konfiturkach, a przy okazji trochę historii :D
OdpowiedzUsuńReine Claude i renkloda, kto by pomyslal? Wieki temu robilam konfitury,marmolady, dzemy i powidla, nie wiem ktore jest ktore, ale bywaly jadalne. Ciekawa jestem czy podolala bym temu zadaniu teraz? Sloiczki wygladaja pieknie. Pozdrawiam. Monika
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńGość pewno podglądał Cię, jak robiłaś konfitury :). Dzięki za widzę o pochodzeniu nazwy tych śliwek. Ja lubię jeść owoce, konfitury mniej. Pozdrawiam.
UsuńChyba miałam ochotę zjeść śliwki, a zjadłam literki :)
U nas królował kompot z renklod:) A Twoje dokonania zaprawowe - imponujące:) Gość przesłodki:) Serdeczności!
OdpowiedzUsuńPierwszy raz slysze o tych sliwkach. Ale ja nieprzetworowa jestem... :)
OdpowiedzUsuńA gosc - sliczny!
Niko, ale ciekawostka! Teraz jedząc renklody będę myśleć o królowej ;)
OdpowiedzUsuńAż mi ślinka cieknie jak widzę Twoje przetwory. Z takimi zapasami zima niestraszna ;)
O.
bardzo bardzo mi się tu podoba...powiem więcej, czuję się tutaj jak u siebie bo zapachniało Francją !!! francuski to mój ukochany język...Francja mam wrażenie druga la patrie ! będę u Ciebie częstym gościem i z pewnością znajdziesz się wśród blwogów które odwiedzam. A co do Twoich konfitur, kobieto, ja to nie mam niczego w porównaniu z Twoimi słoiczkami!! bises, ewa
OdpowiedzUsuńPięknie opakowane na pewno przepyszne konfitury..podziwiam i zazdroszczę:):)
OdpowiedzUsuńDzięki za wizytę miłą u mnie:)
Kotek milusi , na pewno przyszedł posłuchać tej ciekawostki historycznej:):):):):)którą tak umiejętnie wplątałaś w temat śliwek...Idealny temat na pożegnanie sierpnia):):
Pozdrawiam
Pięknie opakowane na pewno przepyszne konfitury..podziwiam i zazdroszczę:):)
OdpowiedzUsuńDzięki za wizytę miłą u mnie:)
Kotek milusi , na pewno przyszedł posłuchać tej ciekawostki historycznej:):):):):)którą tak umiejętnie wplątałaś w temat śliwek...Idealny temat na pożegnanie sierpnia):):
Pozdrawiam
uwielbiam domowe konfitury, ten gość to taki stały czy raczej przypadkowy? :)
OdpowiedzUsuń