Z czym wam się kojarzą nutrie?
Mnie pierwsze przyszło na myśl futro z nutrii. Nawet nie miałam pojęcia jak taki zwierzak wygląda. Pamiętam tylko, że w czasach PRL-u była w pewnym momencie moda na futra. Każda "szanująca się" kobieta miała w swojej jakieś futro. Najczęściej z lisów, norek, karakuł lub właśnie z nutrii.
Na futrze więc zaczynały i kończyły mi się skojarzenia z nutriami. Aż do przedwczoraj... czyli do momentu gdy zobaczyłam kilka żyjących na wolności, choć trochę oswojonych, nutrii.
Historie o "ragondine" (nutria-samica po francusku) z małym "ragondin" (nutria-samiec), słyszałam już w zeszłym roku, ale bardziej kojarzyło mi się to słowo z jakąś odmianą szczura. Dopiero przedwczoraj sprawdziłam w słowniku, co to właściwie za zwierzę i okazało się, że chodzi po prostu o nutrie.
Do głowy by mi nie przyszło, że nutrie mogą żyć gdzieś poza jakąś fermą hodowlaną, a okazuje się że jak najbardziej. W niektórych regionach jest ona uznawana nawet za szkodnika i można na nią polować (no chyba nie na mięso, czy futro!)
Owa opowieść o oswajanej stopniowo nutrii dotarła do mnie echem w zeszłym roku, gdy brat Lison napotkał nieopodal swego warsztatu samochodowego dziką nutrią i jako "zwierzolubny" zaczął dokarmiać ją a to marchewka, a to jabłkiem. Powoli ośmieliła sie i podchodziła coraz bliżej. Mieszkała w kanale irygacyjnym ciągnącym się wzdłuż terenu, na którym znajduje się warsztat i dom brata Lison, nazwijmy go M.
Pamiętam, że w pewnym momencie dotarła do mnie informacja, iż owa nutria, czyli "ragondine" pojawiła się z maluchem, czy maluchami. Nie pamiętam, może było ich kilka i tylko jeden przeżył.
Potem zniknęła na jakiś czas, bo kanał był suchy. Pewnie go naprawiano i dlatego przez jakiś czas nie było wody.
W tym roku wróciła ze starszym dzieckiem i trojką maluchów. M. zauważył jej powrót i znów zaczął je dokarmiać jarzynkami i owocami, a ona i starszy maluch jedli mu z ręki kawałek po kawałeczku.
Potem sama mama zniknęła i do tej pory niestety nie wróciła. Dzieci zostały same, a M. nadal je podkarmia.
Przedwczoraj miałam okazję pojechać do miejscowości, w której mieszka M. i obejrzeć na własne oczy te zwierzaki. M. i Lison byli nad kanałkiem i zrobili nam demonstrację dokarmiania starszego malucha i trzech tegorocznych dzieciaczków.
Pierwszy raz coś podobnego widziałam. Nie bały się w ogóle, brały łapkami kawałki marchewki i brzoskwini (M. ma ogród koło warsztatu, więc bierze pewnie co mu wpadnie do ręki; nie myślcie, że chodzi specjalnie na zakupy:).
Potem sobie chrupały pływając równocześnie pod nurt. Następnie wpływały do swojej norki w brzegu i znow wypływały. Czasami maluchy dawały się ponieść nurtowi i zaczepiały łapką o jakąś gałązkę, by zaraz machnąć parę razy tylnymi łapkami i wrócić na swe początkowe miejsce.
Piękne może nie są, bo mają ostre 4 siekacze i ogromny ogon jak u jakiegos wielgachnego szczura i na pewno blisko bym do nich nie podeszła, bo jestem raczej "obrzydliwa", ale z daleka zdjęcia mogłam porobić i poobserwować sobie jak się zachowują.
No i dobrze, że nie spotkałam ich sama gdzieś na spacerze, bo uciekłabym gdzie pieprz rośnie i to pewnie z krzykiem :)
Zeszłoroczny "maluch" |
Tegoroczny maluch |
Zeszłoroczny starszy brat (siostra?) z jednym z tegorocznych trojaczek |
To Lison dokarmiająca tegoroczne "maluchy" |
Rodzeństwo |
Jeden z maluchów nie bal się już brać marchewki prosto z ręki Lison |
Starszy jest bardziej oswojony, bo pamięta M. z zeszłego roku. |
No ja bym już dostała zawału serca, a jeszcze wcześniej strząsnęła go do wody i uciekła z krzykiem obrzydzenia... Lison ma jednak żelazne nerwy :) |
Po owym spotkaniu poczytałam trochę na ich temat i okazuje się, że nutrie pochodzą z Ameryki Południowej, gdzie żyją na wolności. Do Europy przywieziono je pod koniec XIX wieku (na futra), a potem oczywiście rozprzestrzeniły się , szczególnie tam gdzie jest sporo terenów podmokłych.
Są roślinożerne i żyją w okolicy zbiorników wodnych w długich aż do 7 m tunelach-norach. Dorosłe ważą od 5 do 9 nawet kilogramów. Wyjadają uprawy rolnikom (pszenica, kukurydza) i niszczą brzegi kanałów irygacyjnych, stąd w niektórych okolicach można na nie polować jak na zwierzę-szkodnika.
U samic sutki umieszczone są nieco z boku i może ona płynąć z uczepionymi do nich maluchami (ponoć, nie udowodniono, że jedzą płynąc i tylko czepiają się , żeby nie zgubić się w wodzie).
Samica może mieć małe kilka razy do roku i gdy się rodzą, to są już samodzielne.
Ciało ma do 60 cm, a do tego ogon 45 cm. Nie lubi mrozów, bo często odmrożenie ogona kończy się śmiertelną gangreną. Stąd dużo częściej można nutrie spotkać z południowej części Francji, niż np z Norwegii.
W sumie to dość ciekawe zwierzątko, ale z daleka, bo jakoś nie wyobrażam sobie zbliżyć się do takiego stworka, a co dopiero zaprzyjaźniać się z nim.
Jak dla mnie znajomość może zakończyć się na tym pierwszym spotkaniu :))
A do głaskania wystarczą mi domowe kociaki ... na przykład ten:
Nasza Mimine |
Też stanowczo wolę kociaki :)
OdpowiedzUsuńTrochę paskudny wygląd mają nutrie no i te żółte zęby brrrrrr
Mój sąsiad miał kiedyś hodowlę, pewnie potem miał futerko, albo czapkę ;)
Takie zęby to spokojnie mogą gałąź przegryźć.... zupełnie jak jakiś sekator :)
UsuńA ja bym się nie bała go dokarmiać z ręki i nawet pogłaskać. Są dla mnie urocze. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTeż bym się nie odważyła dokarmiać z ręki :)
UsuńJa ich w naturze nie widziałam. Ale coś mi się kojarzy, że w mojej rodzinie hodowano nutrie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Niko :)
Cieszę się, że kartka doszła ;)
O.
Był chyba okres gdy hodowla nutrii uważana była za dobry interes. Ciekawe co robili z mięsem? Bo chyba nie wyrzucali?
UsuńZdecydowanie wolę KOTA:) Pozdrowienia serdeczne!
OdpowiedzUsuńTeż jestem za kotem :)
Usuńje vous assure que caresser un ragondin est très doux: quand il sort de l'eau, le poil de dessus est mouillé et dessous, c'est sec et très doux: une belle sensation.
OdpowiedzUsuńje vous inviterai à une visite en ragondins plus tard
Je ne vais pas vérifier :))
UsuńOn attends alors ton reportage sur les ragondins :)
Cudności !! Pozdrów przy okazji Karmicieli !! :o)
OdpowiedzUsuńPozdrowię :) To są prawdziwi "zwierzolubni"
UsuńŚliczne są. Mój Dziadek chciał kiedyś hodować nutrie, ale skończyło się tylko na królikach. Podobne do bobrów, wydr i piżmaków, które darzę wielką sympatią (mimo szkód, jakie niektóre z tych zwierzaków potrafią zdziałać).
OdpowiedzUsuńMyślę, że hodowla nutrii musi być trudniejsza od hodowli królików już choćby z powodu ich wodnego środowiska... Pewnie potrzebne są jakieś baseny...
UsuńWidzialam kiedys nutrie z bliska na jakims gospodarstwie. Brzydkie okropnie. :) Wydawaly mi sie tez duzo wieksze, ale moze dlatego, ze mialam wowczas moze 6-7 lat. :)
OdpowiedzUsuńChyba wszystko wydaje nam się większe w dzieciństwie. Pamiętam gdy pojechałam kiedyś jako dorosła do szkoły podstawowej, do której chodziłam w pierwszej i drugiej klasie... Wydała mi się jakaś taka "miniaturowa", a przecież gdy do niej chodziłam, była ogromna i łatwo było się w niej zgubić :))
UsuńA ja widziałam ostatnio spływając po la Drôme bobra (castor). Mieliśmy długą dyskusję ze znajomymi czy to nie była nutria, ale bestia była ogromna! Też chyba nie miałabym ochoty na głaskanie ;) Ale ja nawet kota nie dotykam (okropna alergia na kocią sierść). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWiele tracisz przez tę alergię, bo koty są urocze :))
UsuńPamiętam nutrie z dzieciństwa, ale ciężko się nimi zachwycać bo ładne to one nie są :)
OdpowiedzUsuńZ daleka te maluchy były nawet fajne, ale już ten duży budzi więcej lęku (i te ich zębiska !)
UsuńJak bylam mala, chodzilismy do sasiada ogladac nutrie, fakt piekne nie sa.
OdpowiedzUsuńPewnie hodował je dla futra, a nie dla urody :)
Usuńdzieki za post nie wiedzialam jak sie nazywa nutria po francusku,nie znalazlam tego slowka w slownikach.szukalam takze podgrzybka brunatnego,morszczuka i plotek.
OdpowiedzUsuń"Ragondin" nazywany jest też oficjalniej "castor des marais" (po łacinie to Myocastor coypus i pewnie stąd ta druga nazwa).
UsuńPodgrzybek brunatny to "bolet bai" (po łacinie Boletus badius)
Morszczuk to "merlu" (Merluccius po łacinie)
Płotka to "gardon" (po łacinie Rutilus)
Wszystkie trzy te słowa są we francuskim w rodzaju męskim, nawet płotka :)