wtorek, 13 maja 2014

Maj, czereśnie i kompoty

Czereśnie należą do moich ulubionych owoców. Co roku z niecierpliwością czekam na te pierwsze, które w okolicach naszej Południowej Arkadii pojawiają się w maju.

Właśnie sprawdziłam, że w 2013 pisałam o degustacji pierwszych czereśni 19 maja (KLIK TUTAJ).

Pamiętam nawet, że doroczne święto czereśni w Céret było opóźnione o dwa tygodnie, bo wszystko dojrzewało jakoś później niż zwykle.

W tym roku jest dokładnie na odwrót, bo czereśnie dojrzały jakieś dwa tygodnie wcześniej niż zazwyczaj i już w niedzielę 4 maja zaszalałam i kupiłam sobie na targu z Le Boulou pierwsze czereśnie na spróbowanię (na wagę złota niemalże :)


A parę dni później dostałam zaproszenie na "czereśniobranie" do Montesquieu, o którym pisałam w zeszłym roku.

Te prosto z drzewa były sto razy lepsze, niż te pierwsze z targu. Objadłam się za wszystkie czasy i kilka kilogramów przyniosłam do domu.




 No ale tylu owoców nie da się zjeść na raz, więc zastanawiałam się co z nimi zrobić. Jakoś nie miałam chęci ich drylować i robić dżem, bo parę innych rzeczy musiałam jeszcze zrobić tego i następnego dnia. 

W końcu postanowiłam po prostu zrobić kompot po polsku. Taki jak w dzieciństwie, a ze Francji nieznany.  Szybko przygotowałam owoce, dosypałam do słoików cukru, zalałam wodą i wstawiłam do pasteryzacji.
Wyszło mi sześć litrowych słoików…. Bedzie później jak znalazł :)







 I siedząc teraz w chmurnej, chłodnej i deszczowej Brukseli
 aż miło jest popatrzeć na te pełne słońca skarby sprzed paru zaledwie dni :)

A jutro na blogu z rana mój wpis w ramach majowego Projektu Polki na Obczyznie:)
Zapraszam :)

5 komentarzy:

  1. uwielbiam czeresnie, niestety w UK sa one prawie w cenie zlota przez caly czas. Super sprawa takie czeresniobranie w majowym slonku !

    OdpowiedzUsuń
  2. Już czereśnie?
    U mnie jeszcze jabłonie nie skończyły kwitnąć!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Smaki dzieciństwa... Mieliśmy, a rodzice wciąż mają, działkę, na której pod koniec maja pojawiała się wczesna odmiana czereśni, później truskawki, czerwone porzeczki, agrest, lipcowe jabłka, czarne porzeczki, sierpniowe wiśnie, gruszki, śliwki, wrześniowe jabłka, a towarzyszyły temu wszystkiemu maliny, które trwały i trwały do pierwszych przymrozków. No i w trawie pomiędzy drzewami plątały się przesadzone z lasu krzaczki poziomek... Dzieciom było bosko. Dla rodziców ciągła harówka. Dziś jestem rodzicem i to z alergią, więc... Ale nostalgia mnie ogarnęła, gdy patrzyłam na Twoje zdjęcia:) Dzięki:)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Une belle utilisation de ces fruits juste cueillis. Moi juste je les dévore, comme ça, directement sur l'arbre

    OdpowiedzUsuń
  5. Cieplejszy klimat ma swoje dobre strony...U nas w tym roku czereśnie będą tylko na jednym drzewku. Tym późniejszym. Reszta zmarzła w majowych przymrozkach. Ot życie...
    A kompoty u nas w rodzinie robi moja Teściowa. I zawsze nasza Ewa cos wycygani od Babci:-)))
    Z majowym pozdrowieniem
    Asia

    OdpowiedzUsuń