Ostatni weekend stycznia spędziłam w mroźnej i ośnieżonej Warszawie. Teraz jest już cieplej, ale w sobotę mogłam sobie przypomnieć cóż to znaczy -14°C i śnieg dookoła. Na parę dni przed wyjazdem przyszedł mi do głowy bar mleczny "Sady" na Sadach Żoliborskich i obiecałam sobie pójść tam koniecznie i zobaczyć jak tam teraz jest. Nie pamiętam dokładnie skąd mi się to nagle wzięło: może jakiś stary reportaż, film czy zdjęcie? Grunt, że się mnie uczepiło i "chodziło za mną". Zapowiedziałam więc drogiej rodzicielce, że pójdziemy na obiad do .... baru mlecznego. W ramach wycieczek w czasie i szukania PRL-u.... Nie wiem co sobie pomyślała, ale przystała na taką "egzotykę":)
Oczywiście najpierw sprawdziłam, czy bar nadal istnieje i czy jest otwarty...
Jest, istnieje i otwarty:)
Na dodatek prawie wcale się nie zmienił z czasów, kiedy mogłam tam bywać. Nie było to często, bo w domu miałam babcię (gotującą obiadki) i chodzenie do baru na mieście było ostatecznością, gdy nie można było zrobić inaczej.
Dotarłyśmy na Sady Żoliborskie bez kłopotu. Bar stoi na dawnym miejscu w wolno stojącym pawilonie na rogu Krasińskiego i Broniewskiego. Wygląda niepozornie i dyskretnie, żeby nie powiedzieć "mało zachęcająco".
Bar "Sady" na Sadach Żoliborskich w Warszawie, widok od ulicy Krasińskiego |
Nic to, mamy iść do baru i nigdzie nie jest powiedziane, ze drzwi powinny łatwo się otwierać. Kto wie po co tam idzie, to się zaprze i otworzy........
Odkąd pamiętam, takie pawilony zawsze miały "oporne" drzwi....
Masywne drzwi wejsciowe z godzinami otwarcia |
Nie mając wprawy dość długo studiowałyśmy "menu", czyli tablicę z jadłospisem.
Może jest ona bogatsza niż kiedyś, ale dania pozostają tradycyjne: pierogi, kopytka, leniwe, zupy, surówki....
Naprawdę trudno było się zdecydować....
Jadłospis naprawdę bardzo urozmaicony |
Informacje o obiadach na abonament |
Meble nie pamietaja chyba PRL-u, ale podloga na pewno tak |
Firanki w oknach i sople na zewnątrz |
Panie kucharki w akcji |
Surówki w "samoobsłudze" |
Zdecydowałyśmy się na jedna surówkę, leniwe, pierogi z mięsem i dwie herbaty.
W sumie 18 złotych z groszami.
Na herbaty trzeba było poczekać parę minut, a na pierogi jeszcze trochę....
"-Dwie herbaty odebrać! Dwie!
-Pierogi z mięsem porcja do odbioru!" - groźnie pokrzykiwała pani za lada.
Kolejność zjadania była nieco chaotyczna, ale wszystko, absolutnie wszystko było bardzo smaczne :-)
Pierogi z mięsem jak w domu |
Taką tacę, tylko czerwoną mieliśmy kiedyś w domu |
Oferta deserowa |
Widok z sali na kolejkę |
Kompot w typowych kubkach barowych |
No i tak sobie posiedziałyśmy jeszcze trochę, popijając herbatę ze szklanek na talerzu (patrz : zdjęcie na samym początku) i obserwując gości barowych. Ja zaś dyskretnie pstrykałam zdjęcia telefonem, udając, że piszę i czytam smsy. Wolałam nie używać aparatu, bo może by się to paniom kucharkom nie spodobało?
Klientela barów mlecznych jest chyba najbardziej reprezentacyjna dla polskiego społeczeństwa. Byli emeryci, studenci, robotnicy, sanitariusze karetki pogotowia (wzięli pierogi na wynos), nianie z śpiącymi bobasami w wózkach i nawet panowie urzędnicy w garniturach.
Kwietnik pod oknem |
Sam bar czysty i ładnie utrzymany. Firanki w oknach i roślinki wzdłuż ścianek. Pani kasjerka królująca pośrodku sali i mająca oko na wszystko i wszystkich. Pokrzykiwania kucharek i negocjacje klienta "abonamentowego " w kwestii wymiany śledzia na mielonego.
Czas się w tym barze zatrzymał, ale jakoś tak... pozytywnie. Jedzenie smaczne, panie kucharki uśmiechnięte, no i sztućce bez łańcuchów :)
Żartuję oczywiście, bo w życiu takiego baru jak u Bareji w filmie "Miś" nie widziałam.....
Nie wiem jak długo bary mleczne będą jeszcze istniały w takiej formie, ale są to jedyne bary dotowane przez państwo i spełniające ważną rolę społeczną.
Zawsze myślałam, jak zresztą chyba większość moich znajomych, że bar mleczny to wynalazek socjalizmu. A tymczasem pierwszy bar mleczny powstał w Warszawie przy Nowym Świecie już w 1896 roku :)
Serwowano tam wyłącznie dania jarskie na bazie mleka, jaj i mąki. Należał do hodowcy bydła i ziemianina Dłużewskiego, a że okazał się dochodowy, więc inni szybko podążyli jego śladami i w ciągu dwudziestu lat bary mleczne rozprzestrzeniły się na całą ówczesną Polskę.
Po drugiej wojnie nastąpił "złoty wiek" barów, a to za sprawą Spółdzielni Spożywców "Społem". Były tak wszechobecne, że mówiąc bar mleczny myślimy najczęściej, iż jest to osobliwy symbol PRL-u.
Bar "Sady" był podobno nie raz scenerią filmów z czasów PRL-u. |
*****
I znów nie ostrzeglas na poczatku posta zeby nie ogladac na glodnego :-)
OdpowiedzUsuńTylko raz mialam okazje stołowac się w tego typu barze, we Wrocławiu, i tez mam smaczne wspomnienia...
PS. A taca w domu tez byla czerwona ! A jak !
Na studiach regularnie jadałam w barze mlecznym zwanym "Karaluchem" (miał on jakąś normalną nazwę, ale chyba nikt jej nie używał). Hitem były kotlety z fasoli. W szpinaku koleżanka znalazła kiedyś kawałek folii. Ale poza tym było niedrogo i smacznie.
OdpowiedzUsuńRok temu byłam w barze mlecznym w Krakowie, koło mostu Dębnickiego. Klimat ten sam.
Prawdę mówiąc, jedzenie dużo lepsze niż w innych barach, a nawet wielu restauracjach.
Czasów socjalizmu nie pamiętam z własnego doświadczenia, ale bary mleczne jak najbardziej tak :) Oj zjadłabym takie leniwe z polskiego Społem... ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMieszkałam niedaleko tego baru przez całe studia i chwilę po, czasami zaglądałam oczywiście, ale mi zrobiłaś przyjemność tym wpisem:) co do leniwych to najlepsze robi mi A., mam je nawet na blogu;) jeżeli komuś ślinka pociekła na leniwe to do zakasać rękawy i ...domowe najlepsze!
OdpowiedzUsuńpamiętam takie bary ... i bardzo mi smakowały ówczesne pierogi i naleśniki...inne niż w domu...a kubki rewelacja, jeszcze żeby były troche uszczerbione :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Bary mleczne i leniwe w nich to poezja :)
OdpowiedzUsuńO.
Niesamowite! Nie uwierzysz, ale wielokrotnie stołowałam sie w tym barze! Przywołałaś wspomnienia! Mieszkałam przez rok na Broniewskiego, już nie pamiętam dokładnego adresu, ale to miły okres w moim zyciu, no i te pierogi... mniammm! buziaki!
OdpowiedzUsuńNo popatrz, to mogłyśmy być nawet sąsiadkami, bo ja mieszkałam przy Parku Olszyna...:)
Usuńi ja też:) ale ten świat mały:)
Usuńjakbym tak wsiadła w tramwaj, za pół godziny bym tam była, hmmm...może?:)) obserwuję:)
OdpowiedzUsuńnie mogę znaleźć witryny do obserwowania, ślepa jestem? :)
OdpowiedzUsuńNie, nie jesteś :) po prostu jej nie było. Ale skoro szukałaś, to postanowiłam ja dodać:) Jest już teraz w prawym pasku na dole (po linkach do blogów).
UsuńDzięki za wizytę.. Wybierz się z kimś do tego baru na degustacje np pierogów. Zobaczysz, to zupełnie inny świat ...:)
Zaglądałam do takiego baru w czasach szkolnych, mieszkałam w internacie i czasami wspierałam się właśnie barem; kakao w ogromnym kubasie, najprawdziwsze, nie jakiś rozpuszczalny substytut, do tego bułka z serem, można było się najeść, i wspominam z sentymentem; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńCe reportage m'a beaucoup interessée
OdpowiedzUsuńinteressant! à comparer avec un bar à lait français ou belge s'il en existe
OdpowiedzUsuń