Pisałam już pod koniec grudnia zeszłego roku, że wyjątkowo święta spędzaliśmy
po raz pierwszy poza domem. Wybór mój padł na czterodniowy rejs po Renie
romantycznym, zaczynający się i kończący w Sztrasburgu. Było to dla nas o tyle
praktyczne, że zaokrętowanie i wyokrętowanie było wczesnym popołudniem, więc
nie musieliśmy martwic się o dodatkowe noclegi przed i po. Po prostu
przyjechaliśmy rano TGV z Paryża (train grande vitesse, czyli dosłownie „pociąg
o dużej prędkości”), zostawiliśmy bagaże w przechowalni na dworcu i poszliśmy
sobie na zwiedzanie starej części miasta, no i oczywiście trwającego ciągle
wtedy jeszcze jarmarku bożonarodzeniowego.
W dniu wyjazdu zrobiliśmy podobnie, ale w odwrotnej kolejności.
Było wyjątkowo ciepło (około 10°C), wiec naturalnie bez śniegu .
Podobno był jakieś dwa tygodnie wcześniej i nawet mały mrozek tak z -8°C. Jakoś nie dane mi było wtedy jeszcze zobaczyć
śniegu tej zimy (dopiero przedwczoraj udało się).
Dekoracje świąteczne na statku |
Śnieg wiec stopniał i sporo padało, więc poziom wody w Renie podniósł
się na tyle, że statek nie mógł wpłynąć śluzami do samego Sztrasburga i musieliśmy
się zaokrętować aż w Manheim dokąd zawieziono nas autokarami. Sama operacja
zbiorki i przewozu pasażerów odbyła się dość sprawnie, co muszę przyznać jako
osoba w swoim czasie pracująca „w branży”.
Tak samo na samym statku, każdy pasażer wchodząc na pokład dostawał
klucz, wskazywał palcem, który z przyniesionych już bagaży należy do niego i odprowadzany
był do kabiny przez członka załogi z bagażem.
Kabiny małe, ale jak na statek z 2003 roku i odremontowany w 2011, w
bardzo dobrym stanie. Na wyposażeniu telewizor z kilkoma programami w różnych językach.
W kabinie meble, loże, suszarka do włosów, ogrzewanie/klimatyzacja. Łazieneczka
czysta. Wszystko bez jakiś luksusów, ale porządne, czyste i przyjemne dla oka.
Czeka już koktajl powitalny |
Zaraz potem odbył się koktajl powitalny i prezentacja załogi od
Kapitana po ostatniego majtka i kuchcika. Wszystko przy muzyce, w eleganckich
mundurach i dobrym humorze. Okazało się, że cała część kelnersko-sprzątająca załogi
to personel węgierski. Byli też oczywiście Francuzi, Niemcy i nawet jeden
Polak, o którym wspomnę nieco później.
Sprawnie i szybko rozdzielono miejsca przy stolikach w restauracji,
które pozostały już bez zmian do końca rejsu.
Stół nakryty do pierwszej kolacji |
Ponieważ tylko niektóre posiłki miały mieć napoje w menu, do
pozostałych i do konsumpcji w barze należało wykupić kartę jak ta na poniższej
fotografii (wartość 30 €).
Płaciło się podając kartę i kelner wykreślał odpowiednia sumę. W ten
sposób ograniczono obrót gotówką na statku, co jest zawsze bardzo wygodne.
Naturalnie, pod koniec rejsu niewykorzystaną kwotę z karty można było wymienić ponownie na
pieniądze.
Kolacja pierwszego dnia była normalna, jeszcze nie świąteczna, ale o
posiłkach napisze chyba osobno.
Nawigacja o wschodzie słońca |
O czwartej rano statek ruszył w drogę do Rudesheim. Był to pierwszy i główny
punkt naszego programu jeśli chodzi o zwiedzane miejscowości.
Po kilku godzinach ruszyliśmy w dalszą drogę i prawie całe popołudnie spędziliśmy
na zewnętrznym pokładzie podziwiając najpiękniejszą część Renu Romantycznego.
Ren wije się bardzo romantycznie |
Winnice na zboczach Renu Romantycznego |
Okolice bardzo urocze nawet zimą. Na otaczających zboczach winnice tak strome,
że żaden traktor tam nie wjedzie. Co parę kilometrów zameczki i śliczne
wioski. No i słynna skała Lorelei, która
ściąga cale rzesze turystów zewsząd.
Popołudniu dotarliśmy do Boppard, małej miejscowości, w której przyszło
nam spędzić wieczór wigilijny, a następnie pójść - kto miał ochotę - na pasterkę
po niemiecku.
Pasterka była bardzo uroczysta. W kościele dużo ludzi, ale że nie władam
niemieckim, wydala mi się trochę długa. Az pod koniec ksiądz złożył wszystkim życzenia
po niemiecku, angielsku i francusku. Drugi ksiądz też zabrał głos i złożył życzenia
po …. polsku i hiszpańsku. Zaniemówiłam, bo co jak co ale księdza (rdzennego) Polaka
w Boppard nie spodziewałam się. Polacy są po prostu wszędzie J i zrobiło mi się naprawdę bardzo milo słysząc
polskie słowa w noc wigilijna.
Po powrocie na pokład poczęstowano nas oczywiście grzanym winem na
rozgrzewke i na tym zakonczyla się nasza Wigilia.
Pierwszy dzień świąt rozpoczął się od nawigacji. Było piękne słonce i
pogoda sprzyjała podziwianiu pejzaży.
Górny pokład statku, czyli Sun Deck |
Obiad 25 grudnia, to najważniejszy dla Francuzów posiłek podczas Bożego
Narodzenia, więc czekał na nas elegancki posiłek, po którym dotarliśmy akurat
do Mainz am Rhein (fr. Mayence).
Zrobiło się szarawo, zwiedzane centrum było opustoszale i trochę
smutne. Zaczął siąpić deszcz.
Kolacja, ostatnia już , to oczywiście Galowa Kolacja Kapitańska i ponownie
zaserwowano nam nowe specjalne menu.
W wolnych chwilach członkowie załogi organizowali konkursy i zabawy dla
starszych i mniej starszych. W zasadzie każdy mógł sobie robić co chciał i albo
odizolować się , albo brać udział w rozrywkach.
Na statku był tez człowiek-orkiestra, wiec nawet chętni do tańca mogli
sobie poszaleć.
Ostatecznie nie żałuję, że tak właśnie spędziliśmy te święta, choć prawdę
mówiąc smutne były te wszystkie miasteczka z pozamykanymi sklepami, jarmarkami
i kawiarniami. No ale wiedziałam, że tak będzie w Niemczech, więc nie mam
pretensji do nikogo.
Croisieurope, armator do którego należy statek plasuje się na rynku
turystycznym jako niedrogi i rzeczywiście stosunek ceny do otrzymanej usługi
jest bardzo rozsądny. Od lat miałam
ochotę zobaczyć jakiś ich „produkt” z bliska, bo niegdyś pracowałam w firmie
konkurencyjnej wobec Croisieurope na Dunaju J No ale
to już stare dzieje.
Na tym zakończę na razie te część opisu rejsu. Wróciłam do tego tematu na prośbę kilku czytelników bloga... cdn...
To rzeczywiście romantyczna wyprawa po Renie, bardzo podobają mi się domki nad samym brzegiem, a powyżej winnice; pewnie, że można i tak, bez rozgardiaszu, zmęczenia, spędzania czasu w kuchni, nam chyba nie udałoby się, chociaż czasami chciałabym zwiać w ten czas, albo przynajmniej schować się gdzieś; pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMnie zdarzyło się to pierwszy raz w życiu :-)
UsuńBardzo dziekuje! Taka wycieczke mam w planach, moze na wiosne albo jesienia.
OdpowiedzUsuńTak, Polacy sa wszedzie, a mowia, ze jestesmy narodem malo mobilnym:)
Ten snieg na poczatku grudnia udalo mi sie zobaczyc. Szybko stopnial, ale miasteczka alzackie wygladaly z nim jeszcze bardziej bajkowo niz zwykle.
Milla