W poniedziałek rano zauważyłam na stoisku Pain à la ligne na Dworcu Północnym w Paryżu (Gare de Nord) rządek kolorowych czapeczek na butelkach ze smoothie o smaku kiwi i limonek.
Zaintrygowało mnie to więc zapytałam się sprzedawczyni o co chodzi i co to oznacza. Wyjaśniła dość skrótowo, że to babcie dziergają w celach charytatywnych.
Kupiłam więc dwie buteleczki w dwóch czapeczkach, aby móc je dla was sfotografować. Były po prostu prześliczne. Jak widać na zdjęciu było ich wiele rodzajów i kolorów.
A butelki na stoisku wyglądały jak krasnoludki.
Do każdej czapeczki przyczepiono małą etykietkę w wyjaśnieniem, że firma produkująca smoothie, przeznacza 20 centymów od każdej zakupionej butelki na rzecz stowarzyszenia charytatywnego "Les petits frères des Pauvres", które otacza opieka samotne, starsze osoby...
Weszłam więc na stronę internetowa firmy innocent, gdzie znalazłam trochę więcej informacji o tej dorocznej - jak się okazało - akcji.
Firma postawiła sobie tej zimy za cel by odziać w czapeczki aż 250 tys buteleczek.
Sprzedawczyni na dworcu pomyliła się tylko co do jednego, nie tylko babcie dziergają czapeczki. Każdy może uczestniczyć w tej akcji. Na stronie internetowej można zamówić włóczkę, obejrzeć model czapeczki , a nawet film instruktażowy. Można dziergać kiedy się chce, ale tej zimy gotowe czapeczki należało wysłać im do 15 grudnia.
Spodobała mi się ta akcja i aktywne uczestnictwo wolontariuszy obok zwykłej akcji przekazywania jakiejś kwoty na cel charytatywny. Niby drobiazg, a jakże ważny.
Smothie tej firmy kupuje regularnie od jakiegoś roku, ale teraz jeszcze bardziej mi smakują. Może nawet sama nauczę się dziergać takie czapeczki w perspektywie ewentualnego uczestnictwa w akcji 2013-14?
Dziękuję za ten ciekawy wpis! Znalazłam już nawet taką dziergającą kawiarnię w swojej dzielnicy i pewnie tam zajrzę. Kiedyś robiłam sporo na drutach i wychodziły mi nawet ładne rzeczy. Ale to przecież nie tylko o to chodzi. Obserwuję w Paryżu coraz więcej miejsc, w których ludzie się spotykają ot tak sobie, pod rozmaitymi pretekstami, aby po prostu pobyć ze sobą, porozmawiać, pożartować, a przy okazji zrobić coś pożytecznego. Wracamy do tradycyjnego sposobu życia, bo zdjęcia dziergających pań przypominają mi sceny z dzieciństwa, z babcią w tle.
OdpowiedzUsuńŚwietna akcja, chętnie wzięłabym udział w czymś takim w PL. :)
OdpowiedzUsuńLubię takie kreatywne podejście do tematu;) Lepsze to (moim zdaniem) niż wyjście z puszką na ulicę i zbieranie nawet na najbardziej szczytny cel
OdpowiedzUsuńFajny pomysł :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że dziergać nie umiem..
O.
śliczności:)
OdpowiedzUsuńQuand on sait regarder il y a plein de petits trucs originaux et simples autour de nous: on cherche parfois le grandiose et c'est une erreur; il faut juste un certain regard: ces bouchons me plaisent beaucoup!
OdpowiedzUsuńGdyby ta czerwona była w moim rozmiarze ... ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł.
Uwielbiam takie sympatyczne i pożyteczne akcje, az zachcialo mi się chwycic za druty i przypomnieć dawno zarzucone hobby... :)
OdpowiedzUsuńJuz jakis czas temu widzialam podobne kolorowe czapeczki na Innocent na polkach w angielskich sklepach i zastanawiałam sie o co chodzi :-) I u Niki znalazlam odpowiedz !
OdpowiedzUsuńJak fajnie, jak widać da się zrobić coś ciekawego by zainteresować ludzi jakimś problemem społecznym. U nas niestety zwykle kończy się na marnej jakości ulotkach ze smutnymi twarzami dzieci, chociaż oczywiście zdarzają się też ciekawe kampanie, jak choćby ta fundacji Rak'n'Roll.
OdpowiedzUsuńrzeczywiscie swietna akcja, a takich kawiarenek zazdroszcze; moj ulubiony sklep z welnami wlasnie bankrutuje, dzierganie nie jest na poludniu Stanow zbyt popularne, kawiarenki zreszta tez nie :) artdeco
OdpowiedzUsuńPamietam te geste soczki. Czesto je kupowalam po pracy.
OdpowiedzUsuńPatrzac na te zdjecia przypomnialo mi sie prawie wszystko, i droga do szkoly i do pracy i wspanialy smak soczku po zakonczeniu dniu.